Poligon: Dyrektora sportowego pamięci rapsod żałobny

Z funkcją dyrektora sportowego Wisły Kraków pożegnał się Jacek Bednarz. Ponieważ dyrektor magister Bednarz był stałym elementem, ba! prawdziwym Piątym Elementem ''Poliognu'' i pojawiał się tutaj od samego początku, a nawet w czasach, gdy o ''Poligonie'' nikt nie słyszał (''I komu to przeszkadzało?'' - westchnęła spora część czytelników) - wypada pożegnać go z honorami i może nawet bez szpil.

No, może bez tylu szpil, ile wbijałem mu zazwyczaj.

Media już podsumowały dyrektorską karierę Jacka Bednarza pod Wawelem, wyliczyły plusy i minusy, zakupy dobre i zakupy fatalne, podzieliły, pomnożyły, wyciągnęły logarytm, obejrzały, stwierdziły, że jest podobny do koszyka, niektóre wysłuchały dyrektorskich wywiadów... Inne media doszły do wniosku, że przecież dyrektor i tak wszystkiego nie powie, a dla równowagi trzeba by wysłuchać jeszcze Macieja Skorży, Jacka Kazimierskiego, Marka Wilczka, tajemniczej Rady Nadzorczej i samego Bogusława Cupiała, panie kochany, a kto ma na to wszystko czas, gdy nasze orły grają z Irlandią Płn. I Słowenią, nasze sokoły wygrały z Francją i musza wygrać z Turcją, a nasz jastrząb Marcin Wasilewski leży w gipsie?

Podsumujmy więc i my. Znaczy, Szanowna Wycieczka i ja. Zróbmy tak: ja zacznę, następnie Szanowna Wycieczka wytłumaczy mi że nie mam racji, ja się wstępnie nie zgodzę, a potem osiągniemy kompromis.

Dyrektor Bednarz, jako dyrektor sportowy klubu kapitalistycznego miał swoje zdecydowane plusy .

Plusem największym było przekonanie prezesa Cupiała do Macieja Skorży. Dwa mistrzostwa z rzędu i to w sytuacji, w której jak nie kontuzja, to brak sponsora, fochy zawodnicze mieszają się z fochami działaczowskimi, a konkurencja nie śpi, oj, nie śpi... Trener Skorża okazał się być strzałem w dziesiątkę. W dodatku lubi go prezes Cupiał, lubią go kibice, lubią zawodnicy, lubią dziennikarze... Przepraszam, czy jest ktoś, kto trenera Skorży nie lubi? Bo chyba taka wyliczanka byłaby krótsza.

Transfery

Sprawa kłopotliwa i trudna do rozsądzenia. System transferowy w Wiśle stopniem skomplikowania przypominał mechanizmy skonstruowane przez B.G. Johnsona albo wiersz Mariana Załuckiego, w którym ''Odkręcam kurek - światło świeci. /Przekręcam kontakt - woda leci. / Przekręcam kontakt jeszcze raz - to z wodociągu idzie gaz. / Ale nie u mnie, nie - przesada. / Na drugim piętrze / U sąsiada''. Trener składał zamówienie na napastnika, dyrektor sportowy rozsyłał do skautów zamówienie na pomocnika, skauci przywozili obrońcę, trener Kazimierski oświadczał, że przywieziony zawodnik na bramkarza się nie nadaje, prezes Wilczek mówił, że nie ma pieniędzy, Rada Nadzorcza była tajemnicza, decyzja zapadała albo nie, a powody pozostawały nieznane. W takim chaosie ciężko stwierdzić, kto tak naprawdę za co był odpowiedzialny, co jest czyją zasługą i czy z totolotka personalnego można wyciągnąć jakiekolwiek sensowne wnioski.

Spośród graczy, którzy za kadencji Jacka Bednarza trafili na Reymonta, do ''dużych plusów'' na pewno można zaliczyć Marcelo i Juniora Diaza. Obaj szybko zdobyli miejsce w podstawowej jedenastce, zaczęli strzelać bramki i stali się obiektem zazdrosnych westchnień innych dyrektorów sportowych. Także transfer Petera Singlara trzeba zapisać po stronie korzyści - nie sfrustrował się siedzeniem na ławce, trenował ciężko i kiedy przyszło zastąpić kapitana Białej Gwiazdy na prawej stronie, po prostu wszedł z marszu i sportowo klub tej zmiany nie odczuł za bardzo. Wydaje się, że także Andraż Kirm jest bardzo dobrym nabytkiem, choć po siedmiu meczach ciężko cokolwiek prorokować. Na początku to i Wojciech Łobodziński wyglądał na wielkie wzmocnienie, a Andrzej Niedzielan...

Teraz uwaga, bo będzie subiektywnie i kontrowersyjnie - do udanych transferów zaliczyłbym także Andrzeja Niedzielana... Halo, proszę o spokój i niestrzelanie do pianisty! Niedzielan miał fantastyczne wejście w drużynę, pierwsze mecze grał fantastycznie jego wpływ na postawę (przebudzenie) Pawła Brożka był naprawdę wielki, a że potem trafiła się kontuzja? Pech. Że po kontuzji długo wracał do formy? Bywa. Że nie odzyskał jej całkiem - też bywa. Zresztą tu zadziałał drugi pech: jak widać obecnie Niedzielanowi potrzebne było parę pełnych spotkań, a tego walcząca o mistrzostwo Wisła dać mu nie mogła, bo nie czas na eksperymenty, gdy płoną punkty.

Bardzo subiektywnie i bardzo kontrowersyjnie napisałbym także o Jirsaku, ale tego Szanowna Wycieczka mogłaby nie znieść spokojnie, a ponieważ nie lubię, gdy się we mnie ciska pomidorami - przeniosę ten przykład do kategorii ''znak zapytania''.

Na szalce z napisem ''Plus'' należałoby także położyć niektóre transfery ''z klubu''. Jackowi Bednarzowi udało się sprzedać niewykorzystywanego Michaela Twaithe'a, pozbyć się z klubu Grzegorza Kmiecika, Andre Baretto, Jacoba Burnsa, załatwić sprzedaż lub wypożyczenie kilku graczy z drużyny Młodej Ekstraklasy. Sporo kontrowersji wiązało się z odejściem Clebera, ale skoro klub zarobił na tak wiekowym graczu konkretne pieniądze, a drużyna nie odczuła zbytnio jego braku...

Dariusz Dudka sprzedany za 2 miliony euro do Auxerre - czas pokazał, że dyrektor Bednarz miał nosa i kto wie, czy Dudka zbliży się jeszcze kiedyś do takiej kwoty transferu.

Dyrektor Bednarz w ostatnich wywiadach prasowych dawał do zrozumienia, że był blisko podpisania umowy z Robertem Lewandowskim i Semirem Stiliciem, tylko jakieś tajemnicze mzimu przeszkodziło w sfinalizowaniu transakcji. Problem w tym, że od ponad roku dyrektor Bednarz opowiadał coś zupełnie innego, jego ''Robert Lewandowski nie gwarantuje sukcesu i uznaliśmy, że nie jest wart tych pieniędzy'' przeszło do kanonu ''cabajad słownych'', a dziś, kiedy Lewandowski dał się poznać, wszyscy są mądrzy i zawsze chcieli tego zawodnika u siebie, tylko cośtamcośtam.

Znaki zapytania czyli decyzje na kontrowersyjne lub zależne nie tylko od Jacka Bednarza

O Jirsaku już pisałem. Moim zdaniem to świetny gracz, ale nie do takiej drużyny jak Wisła, w której jego potencjał jest... dobra: niewykorzystany. ''Marnowany'' zostawię sobie na pożegnanie trenera Skorży.

Pozbycie się Paulisty, Baszczyńskiego i Zieńczuka - wszyscy trzej chcieli zostać, zatrzymanie ich wcale nie było takie kosztowne, mogli być równie dobrze zawodnikami pierwszej jedenastki, jak rewelacyjnymi zmiennikami, a w dodatku klub na ich odejściu nie zarobił ani grosza. Podobno ''taka była polityka klubu'', podobno wpływ na decyzję miała tajemnicza Rada Nadzorcza, ale jednak Jacek Bednarz ze swoją pozycją w klubie mógł zrobić więcej. Choćby tyle, by decyzje dotyczące odejścia Baszczyńskiego i Zieńczuka zostały podjęte miesiąc-dwa wcześniej i wiązały się z brzęczącym ekwiwalentem, zwłaszcza, że Grecy płacić chcieli i to niemało.

Przedłużenie kontraktu z Brożkiem, Głowackim i Sobolewskim... Cóż, zdecydujmy się - albo decyzje leżą w gestii Jacka Bednarza i chwalimy go za Brożka, a ganimy za Baszczyńskiego, albo też decyzje są poza nim i wtedy nie ma się co przedłużeniem kontraktu Brożka chwalić. Ponieważ nie wiadomo jak jest - decyzja zależy do subiektywnego podejścia do osoby dyrektora. Mnie tam bez różnicy i z okazji piątku mogę mu to zapisać na plus.

Łukasz Garguła? Tu Jacka Bednarza uniewinniłbym całkowicie. Najpierw zawodnik opowiadał dyrdymały o swoim kontrakcie, statusie itd., potem GKS Bełchatów wymyślił sobie kwotę z sufitu, aż wreszcie przyszedł pech, wrzasnął ''Po co wasze swary głupie?!'' i okrutnie załatwił Gargułę na boisku.

Za to bramkarze... Cała Polska od dwóch lat chichocze złośliwe obserwując kolejny odcinek ''Sagi o ludziach wiślackiej bramki''. Mariusz Pawełek regularnie puszcza klopsy, a zastępcy nie widać, Ilie Cebanu od dwóch lat przygotowuje się, przygotowuje się i przygotować się nie może, a na testach w Wiśle było już 12 569 bramkarzy, a co kolejny - to krócej. Winę za brak nowego bramkarza trzeba jednak rozłożyć na obu wiślackich Jacków - Bednarza i Kazimierskiego, bo źródła zbliżone i poinformowane twierdzą, iż obaj panowie odrzucali sobie nawzajem kandydatów na zasadzie ''abotakizmu'' i ''abocięnielubienia'' i często nawet bez obejrzenia kogo odrzucają.

Wtopy ewidentne

Napastnicy. Hasło ''Paweł Brożek odchodzi'' za każdym razem wywołuje u kibiców i trenera Wisły hercklekot i rąk drżenie, bo równorzędnego zastępstwa nie widać. Patryk Małecki to jeszcze (ale tylko ''jeszcze'') nie ta klasa, Andrzeja Niedzielana wyeliminowała kontuzja, a pozostali napastnicy ściągnięci do klubu... Dudu McPherlin Omagbeni ślicznie się uśmiechał i ślicznie siedział na ławce, Radosław Matusiak nie uśmiechał się i nawet na ławce siedział nieudolnie, a Beto przejdzie do legendy polskich transferów jako ''zawodnik, który umie stać tyłem do bramki i którego trzeba zdjąć z boiska, żeby drużyna zaczęła cokolwiek grać''. W charakterze wisienki na torcie - Piotr Ćwielong, ale jego lubi trener Skorża, więc nie zwalajmy wszystkiego na dyrektora Bednarza.

Terminy. Owszem, dyrektor Bednarz miał czasem wyczucie talentu zawodnika, ale z punktualnością był na solidny bakier. Wzmocnienia zazwyczaj trafiały do klubu ''po herbacie'' - jak w zeszłym sezonie, gdy przez całe długie przedligomistrzowe lato dyrektor Bednarz zwoził na zgrupowania jakieś piłkarskie wynalazki, które trener Skorża wywalał z treningu po kwadransie i Wisła przystępowała do bojów z Barceloną wzmocniona jedynie Singlarem, a Marcelo na mecz Tottenhamem zdążył w ostatniej chwili, a i to solidnym fuksem (podobnie jak Kirm na Levadię). I tak było cały czas: gdy trzeba było kupować - dyrektor Bednarz sprzedawał, kiedy trzeba było sprzedawać - kupował. Jest dobrze? To po co wydawać pieniądze? Jest źle? No to tym bardziej trzeba oszczędzać.

Negocjacje. Kamil Kosowski, Adam Kokoszka, Marcin Baszczyński, Jean Paulista, Marek Zieńczuk, Tomasz Frankowski... i tak można by wyliczać zawodników, którzy na pytanie o negocjacje z Jackiem Bednarzem wzdychają ciężko i rzucają teksty o prowincjonalnych dentystach, do których woleliby chodzić gdyby mieli wybór. I nie chodzi tu wcale o twardość w negocjacjach, nieustępliwość złotówkową, walkę o ''szeroko pojęty interes klubu'', tylko numery typu: ''Jutro, jutro, kochany, nie wiem, nie interesuję się, zarobiony jestem, jutro, kochany, jutro...'', wyłączane telefony, wycofywanie się z obietnic, puste biuro, choć zegar wybija godzinę umówionego spotkania i inne zagrania z podręcznika ''Jak skruszyć gwiazdę, żeby się obraziła i nie zawracała nam więcej głowy''.

Każdy kibic co prawda wie, że zawodnicy potrafią naopowiadać mediom niestworzonych historii i zwalić winę na okrutnych działaczy, ale jeśli kolejni zawodnicy mówią to samo, jeśli przez dwa lata powtarza się dokładnie ta sama historia... to mamy do wybory: uwierzyć w permanentny zawodniczy spisek albo poważnie zadumać się nad przyczyną.

Długo można by wyliczać zwycięstwa i porażki Jacka Bednarza, jego udane transfery i kompromitacje, przytaczać cytaty powalające skromnością i porażające tupetem. Dwa lata jego pracy to na pewno barwny okres i dla Wisły, i dla niego samego. Ciekawe, gdzie teraz znajdzie pracę - bo że znajdzie, to pewne - i ciekawe, jak Wisła Kraków ułoży sobie strukturę, jak podzieli kompetencje i czy efekty pracy nowego, bezpanabednarzowego sztabu będą lepsze/gorsze/porównywalne/Masaj.

''Poligon'' życzy Jackowi Bednarzowi wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, liczy na szybki powrót na ''rynek'' i kolejne kontrowersyjne decyzje, zachowania, cytaty, bo dobrze czy źle - to już średnio mierzalne subiektywizmy, ale nudno z dyrektorem Bednarzem nie było nigdy.

Tymczasem następcy zaczęli naprawdę bardzo dobrze. Nowy skaut Wisły Edward Klejdinst już pokazał, że warto zwrócić na niego baczną uwagę i mikrofony. ''Pomysł jest taki, by stworzyć taką sytuację, że nie jesteśmy nagle zaskoczeni odejściem danego gracza i nie mamy nikogo na jego miejsce'' - to odkrywcza maksyma, która spotkała się z szerokim odzewem w polskich klubach piłkarskich (zazwyczaj odzew zaczynał się od ''Hehehe, a królowa Bona umarła!''), a hasło: ''Główna myśl jest taka, by w okienku zimowym wzmocnić skład, jeśli zajdzie taka potrzeba'' powinno zawisnąć w gabinecie wszystkich ekstraklasowych prezesów. Tuż obok ''Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje'', ''Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz'', ''Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść'' oraz ''Na świętego Hieronima jest deszcz albo go nima''.

''Natura nie znosi próżni'' - mawiali starożytni. Jak widać - Ekstraklasa także.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.