Poligon: Klątwa 2, czyli jak nie staniesz - fatum z tyłu

- Fajny film wczoraj widziałem...- Momenty były?- Maaasz... Najlepiej jak...

Był to kolejny wykład o wyższości kina nad naszymi reprezentacyjnymi dokonaniami piłkarskimi. W meczu reprezentacji momentów nie było, fajności nie było, oglądać się tego nie dało, a próby tłumaczenia Sławomira Peszko stanem murawy, zderzają się z obejrzanymi dotąd 104 meczami Ekstraklasy i uciekają z piskiem. I z piaskiem. W oczekiwaniu na zwycięstwo nad Kanadą, wróćmy do tematu czyli do klątw, przekleństw i kismetów chodzących po klubach ligowych.

Palma pierwszeństwa należy się Wiśle Kraków, która na swoim koncie ma dwa przypadki przekleństw. Znaczy, przekleństw na koncie Wisła ma o wiele więcej - wystarczy posłuchać jakiejkolwiek transmisji z meczów Sosnowcu, ale my tu teraz rozpatrujemy ''nie trzy pytajne, tylko trzy wzięte liczebniczo'' czyli ''przekleństwo'' rozumiane jako fatum, Mojrę czy inne widmo, które krąży po Europie, kogo spotka - w... takie niedomówienie. Klątwa. Gniew bogów. Instytucja niezależna, niereformowalna, nienegocjowalna. Dziejąca się, niemogąca się nie dziać po prostu i już.

Klątwa Smoka Wawelskiego, czyli o Wandzie, co chciała bramkarza

Ostatnia dekada polskiej piłki ligowej śmiało może zostać nazwana ''wiślacką''. Siedem tytułów mistrzowskich w ciągu 11 lat, 3 wicemistrzowskie, dwa razy zdobyty Puchar Polski, a zresztą co ja będę mówił - niech Szanowna Wycieczka uda się na stronę klubową , oni się tam chwalą szczegółowo. Batalion znakomitych obrońców, dywizja świetnych pomocników, batalion napastników (Żurawski, Frankowski, Kuźba, Kryszałowicz)... i wieczne narzekania na brak brakarza na poziomie europejskim.

Bronił Artur Sarnat - klub marudził, że to gracz na miarę ligi, bronił Adam Piekutowski - klub się krzywił, że kontuzjogenny, pojawił się w bramce całkiem niezły Angelo Hugues - kibice kręcili nosem, że tak bardzo lubi grać na przedpolu, iż zapomina wracać do bramki. Maciej Szczęsny? Za siwy. Radosław Majdan? Krok w przód, trzy kroki w tył i jeszcze ta Doda, panie radco kochany... Emilian Dolha? Początkowo świetny, ale kiedy wzięto go na madejowe łoże negocjacji (w Wiśle wygląda to tak, że zawodnik piszczy o rozmowy, a klub wtedy udaje, że jest zaczarowanym dorożkarzem, zaczarowanym koniem i jaki kontrakt w ogóle?) - rozsypał się i wpuszczał klopsy wielkości Wawelu.. Marcin Juszczyk stwierdził, że życie jest krótkie jak pasek z wypłatą i poszedł na Cypr, a w klubie zostali Cebanu, który nie gra i Mariusz Pawełek, który gra, przy czym nie wiadomo, co gorsze.

Co okienko transferowe, co przerwa w rozgrywkach - w prasie pojawiają informacje, kogo to Wisła nie kupi i nie postawi sobie w bramce. Aris Nurković, Henri Silianpaa, Grzegorz Sandomierski, Pert Vasek i trzy tysiące sześćset siedemdziesięciu sześciu innych kandydatów przewinęło się przez boiska treningowe Wisły. Ten za gruby, te za szczupły, ten za niski, ten za wysoki, tego nie lubił dyrektor Bednarz, tamtego nie lubił trener Kazimierski, ten za drogi, tamten to taniocha... Istnieje nawet teoria, że najpierw Wisła znajdzie dobrego bramkarza, a dwa dni później świat się skończy.

Ostatnio w Krakowie obficie testowano Marcelo Moretto. Kibice mieli nadzieję, media miały uciechę, a pozostali mieli pewność, ze za tydzień przyjedzie następny kandydat. Również nie wiadomo po co.

Że co? Że zbieg z tak zwanych okoliczności? A kontuzja Stanisława Goneta? A kariera Jacka Bobrowicza, zakończona meczem z 1993 roku, który ''cała Polska widziała''? Zaprawdę, powiadam Wam, że bycie bramkarzem w Wiśle, to gorsza fucha niż być napastnikiem w Legii. Z ataku Legii można trafić do Hiszpanii czy na blogerskie łamy, a z bramki Wisły? Najwyżej do partnerowania Rafałowi Patyrze. Difręs jak stąd do Honolulu.

Diagnoza: nieuleczalne

Leczenie: wezwać Jakuba Wędrowycza i postawić mu pół litra. Wypije, zakąsi, odczyni i obojętnie na którego wskaże - i tak w przyszłym sezonie zacznie się od początku.

Klątwa kolanozy czyli jak zarobić na sanatorium

Igor Sypniewski, Konrad Gołoś, Tomasz Dawidowski, Andrzej Niedzielan, Łukasz Garguła. Łączą tych panów entuzjastyczne recenzje, opnie o ''niesamowitych talentach, wymagających tylko lekko oszlifowania i gry o najwyższe cele'' oraz przypadłości z gatunku:'' ''Nawet-gdybyś-myślał-rok-i-tak-byś-nie-wymyślił''. Oraz kontrakty wysokości kolumny Zygmunta stojącej na Giewoncie. Nie są to jedyne przypadki kontuzji/przypadłości odnoszonych w momencie podpisywania kontraktu , ale te akurat są najgłośniejsze i wymowne. Oczywiście pomijamy tu przykład Wojciecha Łobodzińskiego, bo on czasem strzela.

Ktoś powie ''nieudolność''? Aaależ. Nieudolność nie daje siedmiu tytułów w ciągu 10 lat. Z przypadkiem nieudolności mielibyśmy do czynienia, gdyby klub zatrudnił jednego, no - dwóch takich graczy. Ale w przypadku Wisły mamy do czynienia z sytuacji której klub zatrudnia dwóch takich graczy rocznie i niedługo będzie się mógł ubiegać o dożywotni tytuł Mistrza Domów Spokojnej Starości Na Słono Opłacanym Etacie. W zeszłym roku Marcin Baszczyński odniósł kontuzję tuż przed wyjazdem do Grecji i wydawało się, że fatum da się wyeksportować i... nic z tego. Baszczyński wrócił do gry, ale za to Łukasz Garguła nie zagra do wiosny, a Paweł Brożek też jakby coś tfu-tfu-tfu przez lewe kolano, że o pachwinie nie wspomnę, bo to głupia nazwa.

Diagnoza: nieuleczalne, albowiem trener Skorża w zeszłym roku wspomniał o Sebastianie Mili, co od razu skończyło się kontuzją i chwalił Boguskiego, co jak wyżej. W obecnym sezonie trener Skorża milczy, ale podobno trener Smuda chce go wykorzystać do wydawania opinii o przeciwnikach reprezentacji.

Leczenie: korzystać z zawodników Młodej Ekstraklasy. Różnica żadna, ale ich kontuzje kosztują zdecydowanie mniej.

Klątwa majstra Biedy czyli Lech Wieczny Tułacz

''Idziemy na majstra!'' - oznajmia co roku kolejny działacz Lecha, co roku drużyna rusza z kopyta, zaczyna wygrywać, grać piłkę piękną dla oka, rozwija skrzydła i normalnie Mieszko I żwawo gromiący margrabiego Hodona, ale kiedy przychodzi co do czego, to ''Służę, madame, to są punkty, to są tytuły, my jesteśmy skromni i wystarczy nam gra w pucharze Intertoto. Który ma swoją własną klątwę''.

Ostatnio wydawało się, że klątwa pójdzie sobie precz, bo z takim składem po tytuł mistrzowski sięgnęłaby nawet obchodząca wczoraj pierwsze urodziny Unia Leszcze, ale voodoo jest voodoo i Lech odstawił wiekopomny taniec pt.: ''Zremisuję sześćdziesiąt spotkań w ciągu miesiąca, a spadnę z pierwszego miejsca'' i oddał tytuł Wiśle Kraków, na dobranoc remisując z grającą gorzej niż marchewka z groszkiem Cracovią.

Ba! w kolejnym sezonie Lech zabłądził w takie piłkarskie ostępy, że nawet Baba Jaga nie prosi go o wystawianie paluszka, bo zjadanie kogoś, kto z Cracovią przegrywa jest poniżej godności przyzwoitej wiedźmy. Burić dokonuje cudów w bramce, Gancarczyk, Lewandowski, Peszko są podporami kadry, Djurdjevicia, Bosackiego, Wilka czy Bandrowskiego każdy ligowiec bierze z pocałowaniem ręki, a tymczasem 2+2 daje solidny minus i coraz trudniej spotkać człowieka, który pamięta jak Lech wygrał ligę. Podobno niektórzy jeszcze pamiętają, że został mianowany mistrzem w 1993 roku, ale za co, dlaczego...

Diagnoza: Złośliwi powiadają, że ta ligowa bieda jest efektem klątwy rzuconej przez starego majstra , pracującego w fabryce kuchenek we Wronkach. Podobno, gdy zabierano mu ukochaną drużynę i przemalowywano ją na niebiesko, splunął trzy razy przez lewe ramię i coś tam wyprawiał nocą na skrzyżowaniu dróg...

Leczenie: podjęto. Lech całą jesień gra we Wronkach. Niestety, wygląda na to, że jesteśmy w kolejnym odcinku serialu ''House M.D.'' i pierwsza diagnoza jest z urzędu błędna, teraz czeka nas parę spotkań pod hasłem ''podajcie mu cokolwiek, jeśli umrze - to znaczy, że nie miałem racji'', a na właściwy trop sztab trenerski wpadnie w okolicach kolejki numer dwudziestej piątej, kiedy będzie już za późno, ale za to wszyscy będą się cieszyć, że pacjent rusza małym palcem lewej stopy. W przyszłym sezonie odejdą Lewandowski, Stilić, Arboleda i może nawet trener Zieliński, a cała zabawa zacznie się od nowa - Lech sprzeda, Lech kupi, Lech znowu ogłosi, że idzie na majstra. Ktokolwiek wiedziałby o losie zaginionego...

Klątwa Srebrnego Kaczorka czyli jak Legia tytuły rozdaje

Baśń o złotej kaczce znają wszyscy, prawda? Złośliwy ten drób, mieszkający w warszawskich lochach, kusił naiwnych wizją złota, klejnotów, bogactwa i Ligi Mistrzów, a wszystko to pod jednym warunkiem - żeby sakiewkę pełną środków płatniczych puścić w obieg wyłącznie na cele egoistyczne - czysta konsumpcja, żadnego altruzimu, dobroczynności czy innych ''róbta, co chceta świątecznej pomocy''.

Legia Warszawa próbowała parokrotnie. Kupowała zawodników, fundowała kontrakty, zapewniała warunki, kusiła wizją gry w Lidze Mistrzów i deklarowała że cokolwiek poniżej mistrzostwa to klęska i grzech. Sprowadzała młodych i starszych, doświadczonych i zielonych, krajowych i zagranicznych, zimbabweńskich i hiszpańskich, wypożyczała, a potem wypożyczonych odbierała... i im była silniejsza, tym łatwiej przegrywała to, co było dla niej najważniejsze. W ostatniej dekadzie tytuł zdobyła dwukrotnie i to minimalnie, po ciężkiej walce, a kiedy przegrywała to wyraźnie, o ładnych kilka punktów i żeby tylko z Wisłą... przegrała tytuł nawet z Zagłębiem Lubin (o dziesięć punktów). A wicemistrzostwo - z GKS-em Bełchatów (o dziewięć).

Diagnoza: wszystko wskazuje na to, że pomylono drób i że nie chodziło o złotą kaczkę.

Leczenie: trwa. Wstępne badania wykazały, że nie chodzi także o gąskę, która ''gdybym ci ja miała skrzydełka jak'' - latanie do Śląska i kupowanie Krzysztofa Ostrowskiego było jednym z zabawniejszych pomysłów minionej rundy. W dalszej kolejności są jeszcze ''paw narodów i papuga'', ''kogucik-strażak'', żurawie, które przyleciały wcześniej, a trener Urban bada teorię o sroczce-skoczce gadatliwej. W pogoni za właściwym atlasem ptaków władze klubu rozważają zatrudnienie niejakiego Lucasa Corso , który na książkach zna się lepiej niż dyrektor Trzeciak na transferach..

Klątwę Pucharu Intertoto zachowamy sobie na lato, kiedy nastanie sezon pucharów i kolejne polskie drużyny będą pokazywać na co nas nie stać. Pucharu co prawda już nie ma, ale klątwa wciąż działa - Cracovia spadła raz, w kolejnym sezonie radzi sobie równie źle, a poza tym, ile razy można pisać o tym, że Wisła Kraków odpada z Ligi Mistrzów?

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.