10 największych baboli ostatnich mundiali

Nie musieliśmy czekać długo na pierwsze bramkarskie farfocle w RPA. Najpierw Robert Green,  zaraz po nim Faouzi Chaouchi, a następnie Justo Villar popełniali bowiem fatalne błędy ograbiając swoje drużyny z punktów, a siebie z premii. Jedni mówią, że to przez Jabulani, inni że przez murawę, ale warto pamiętać, że babole golkiperów to nieodłączny element Mistrzostw Świata, na który można liczyć niezależnie od piłki, nawierzchni, a nawet buczących wuwuzeli. Oto więc 10 największych farfocli wybranych z trzech ostatnich mundiali, wzbogacone o małe co nieco z 1990 i 1994.

Mohammed Al Deayea (Arabia Saudyjska - Francja, 1998) - Dawno, dawno temu były takie czasy, że mundial znaczyło Arabia Saudyjska, Arabia Saudyjska znaczyło Mohammed Al Deayea, a Mohammed Al Deayea znaczyło farfocel. W rolę farfocla na mistrzostwach we Francji wcielił się gol numer dwa z meczu, w którym gospodarze rozgromili Saudyjczyków 4:0. Można wtedy było zobaczyć Francję w pełnym natarciu. Prawdopodobnie pierwszy raz od bitwy nad Sommą.

Mohammed Al Deayea (Arabia Saudyjska - Irlandia, 2002) - W Korei i Japonii byliśmy zbyt zajęci słuchaniem hymnu, oglądaniem wrzutek na Kałużnego i hat-tricka Paulety, żeby dostrzec, że inni mieli jeszcze gorzej. Saudyjczycy byli w grupie z Niemcami, Kamerunem oraz Irlandią i wszystkie mecze zakończyli przegrywając. W dodatku nie zdobyli żadnego gola, a stracili aż 12. Przy pierwszych 11 nie można było mieć (dużych) pretensji do Al Deai, ale przy ostatnim bramkarz udowodnił, że dla niego mundial bez farfocla, to mundial stracony.

Driss Ben Zekri (Maroko - Norwegia, 1998) - Gdyby połączyć samobója Duńczyków z wylotem z bramki Villara prawdopodobnie otrzymałoby się to, co zrobili Marokańczycy - Driss Ben Zekri i Youssef Chippo. Pierwszy z nich zdobył mistrzostwo świata w nieporadnym łapaniu piłki, a drugi w wybijaniu jej na róg. Bramkarz szału nie zrobił także przy drugim golu, gdy zaprezentował interwencję typu ''a masz, a masz niedobra piłko'', przyczyniając się do tego, że Maroko mimo dwukrotnego wychodzenia na prowadzenie tylko zremisowało z Norwegią 2:2, dzięki czemu fazę pucharową mogło oglądać wygodnie przed telewizorami.

In Young Choi (Korea Południowa - Niemcy, 1994) - W 1994 Niemcy mieli gładko przejechać się po Koreańczykach. Długo wszystko szło zgodnie z planem, bo po pierwszej połowie prowadzili 3:0, a ostatnią z bramek dostali w prezencie od bramkarza rywali, który prawdopodobnie do dziś nie wie co chciał zrobić po strzale Klinsmanna. I pewnie nawet by się nie zastanawiał, a jego babolem nikt by się nie przejął, gdyby nie to, że Azjaci odrobili dwa gole i farfocel zadecydował o tryumfie Niemców. A Choi mógł tylko mamrotać pod nosem ''szajse''.

Rene Higuita (Kolumbia - Kamerunem, 1990) - Kolumbijczyk pseudonim ''El Loco'' dostał między innymi dlatego, że nie lubił siedzieć w polu karnym, a lubił za to wybrać się na wycieczkę gdzieś daleko poza szesnastkę. Jego wyjścia często okazywały się skuteczne, ale każde takie potencjalnie farfoclogenne zachowanie musi w końcu zaowocować spektakularną wpadką. I tak też się stało w meczu 1/8 finału między Kolumbią a Kamerunem. Dokładniej zaś w dogrywce tego spotkania, kiedy Higuita tak się zakręcił, że Roger Milla podwyższył na 2:0, a następnie cieszył się na tle baneru coca-coli, o czym wiecie z reklamy. Przy pierwszym golu cieszył się podobnie, ale na tle innego baneru, więc to reklama przemilczała.

Olivier Kahn (Niemcy - Brazylia, 2002) - Kahn w Korei i Japonii został najlepszym graczem mistrzostw broniąc jak niemiecka maszyna do wyłapywania piłek i paskudnego wyglądania. Maszynka długo działała bez zarzutu, ale wykorzystując co ważniejsze prawa Murphy'ego zepsuła się w najgorszym możliwym momencie, powodując największe możliwe szkody. Kahn wypluł bowiem piłkę w samym finale, co pozwoliło Brazylijczykom wyjść na prowadzenie, którego już nie oddali

Zeljko Kalac (Australia - Chorwacja, 2006) - W 2006 Australia była jedną z rewelacji turnieju, ale z pewnością jej bramkarzy trudno było uznać za rewelacyjnych. W pierwszych dwóch meczach grupowych bronił Mark Schwartzer, który w meczu z Japonią popisał się wyjściem do piłki, którego nie powstydziłby się Smerf Ciamajda. Niektórzy twierdzili jednak, że był faulowany, co trochę go broni. Nic nie usprawiedliwia jednak interwencji Kalaca, który stanął w bramce na pojedynek z Chorwacją i po strzale Niko Kovaca okazał się tylko nieszkodliwym pagórkiem na drodze piłki do bramki.

Andreas Kopke (Niemcy - Jugosławia, 1998) - Stara prawda brzmi: ''Piłka nie przenika przez zawodnika''. O tym, że stare prawdy czasem się mylą przekonał wszystkich Andreas Kopke w meczu z Jugosławią

David Seaman (Anglia - Brazylia, 2002) - Krytycy angielskiego bramkarza mówili o nim, że jest trzecim słupkiem. Oczywiście mylili się - słupki nie mają wąsów. No i nie zawalają bramek w ćwierćfinałach mistrzostw świata. Seaman zaś zawalił popisując się wyjściem typu trzy kroki w przód, cztery w tył, które polskiej myśli szkoleniowej znane jest jako ''późny Majdan''.

Andoni Zubizarreta (Hiszpania - Nigeria, 1998) - Jeden z najdurniejszych komentatorskich tekstów brzmiał ''gdyby nie bramkarz, byłaby bramka''. Po tym co w meczu z Nigerią zrobił Zubizarreta można jednak było doszukać się w nim pewnej mądrości, bo w tym wypadku, gdyby nie bramkarz, nie byłoby bramki. Po tym jak Zubizarreta wbił sobie piłkę do siatki przyczyniając się do zwycięstwa Nigerii 3:2, zadzwonił jego synek oznajmiając, że w nadchodzącym meczu z Paragwajem tata może wpuszczać nawet głupie gole, tylko, żeby nie strzelił mu Chilavert.

Andrzej Bazylczuk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.