Siedem brzęknięć wuwuzeli po ćwierćfinałach MŚ

Zostały do rozegrania już tylko cztery mecze. A my podsumowujemy, choć jak na razie tylko ćwierćfinały.

Szaleństwo, w którym była metoda

Holandia na turnieju w RPA nie zachwycała dokładnie przez 4,5 spotkania. Przedreptali grupę, przedreptali przez Słowację w 1/8 finału i w pierwszej połowie spotkania ćwierćfinałowego wydawało się, że Oranje nie znajdą sposobu na szybszych, bardziej pomysłowych i wydawało się, że też bardziej zdeterminowanych Brazylijczyków. Tymczasem podopieczni van Marwijka w drugiej połowie starcia z Canarinhos pokazali, że albo w przerwie meczu brali od Maradony jakieś podejrzane tabletki, albo naprawdę wcześniej oszczędzali siły.

Kiedy wreszcie przycisnęli gaz do dechy, zaskoczeni gracze Dungi chyba nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Gdyby piłkarze w ''Pomarańczowych'' koszulkach kontrowali zniechęconych, grających w osłabieniu i sfrustrowanych Brazylijczyków w końcówce nieco skuteczniej, mogłoby się okazać, że na końcu rozstrzelaliby ich trzy, cztery czy nawet pięć do jednego. Teraz holenderską ekipę czeka teoretycznie najłatwiejszy z możliwych półfinałowych przeciwników... Będzie pierwszy finał MŚ od 32 lat?

Szaleństwo, w którym metody nie było

Chociaż jego cała jego kadencja jako selekcjonera mówiła co innego, strasznie chciało się wierzyć, że Maradona wie, co robi. Że jego przeurocza radość po każdym udanym zagraniu jego piłkarzy jest tylko ubarwieniem, ornamentem, a fundamentem jest plan taktyczny, nawet może niekoniecznie bardzo skomplikowany. Ale jakikolwiek. Okazało się inaczej. Dopóki rywale byli słabi - wystarczył sam talent, a że jego pokłady w kadrze Argentyny były niezmierzone - udawało się. Ba, chwilami udawało się nawet pięknie.

Kiedy jednak na drodze pojawił się rywal najmocniejszy z mocnych - cały chaos myślowy Maradony i wszystkie jego selekcjonerskie pomyłki i zaniedbania wyszły na jaw. Jaki sens miało kreowanie na lidera drużyny Juana Verona, po czym w decydującym meczu przyklejanie go na stałe do ławki rezerwowych? Czy naprawdę Esteban Cambiasso nie byłby w stanie ani trochę uporządkować stajni Augiasza w środku pola? Czy nie byłoby dobrze móc zastąpić kompletnie zagubionego Otamendiego Javierem Zanettim?

W sobotę iście po argentyńsku poczynał sobie Bastian Schweinsteiger. Asystując przy trzecim golu dla Niemiec wbiegł w lukę - tę, którą mógłby załatać Zanetti, po czym minął kolejno skrzydłowego di Marię, ofensywnego pomocnika Pastore oraz napastnika Higuaina. Oni musieli bronić dostępu do własnej bramki. Dlaczego? Poradzilibyśmy, żebyście pytali Maradony, ale nie podejrzewamy, żeby wiedział. Maradona żartował, że jeśli będzie potrzebował jakichś konsultacji taktycznych zadzwoni do Jose Mourinho. Nie zadzwonił. A dla dobra własnych piłkarzy, powinien był.

Felipe Melo

Wyobraź sobie taką sytuację. Jesteś znakomitym defensywnym pomocnikiem, który rozgrywa sezon życia w Fiorentinie. Za 25 milionów euro dołączasz do Juventusu i wszyscy oczekują, że będziesz wzmocnieniem, które, jakkolwiek by to nie brzmiało, przywróci blask ''Starej Damie''. Tymczasem grasz tak źle, że aż otrzymujesz nagrodę. Nagrodę najgorszego transferu Serie A. Ale i tak jedziesz na mundial. Tam twoja reprezentacja, będąca jednym z naturalnych faworytów, rozpędza się powoli wprawdzie, ale się rozpędza. Grasz nieźle i powoli zaczynasz zapominać o niepowodzeniach i upokorzeniach, których doznałeś w Turynie. Zaczyna się ćwierćfinałowy mecz z Holandią - w 10. minucie błyskotliwym podaniem asystujesz przy bramce Robinho na 1:0. I wtedy wszystko zaczyna iść nie tak. Najpierw strzelasz samobója, a dwadzieścia minut później wylatujesz z boiska za czerwoną kartkę. Cały naród, dla którego futbol więcej niż religia, bo to... więcej niż religia, obwinia cię za porażkę. A, masz jeszcze syna o imieniu Lineker .

Podejrzewam, że Melo będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o roku 2010. Jego kalendarz wygląda tak ''2008, 2009, 2011, 2012''.

Kilka centymetrów

Tyle dzieliło Asamoah Gyana od zostania tym, który wprowadziłby Ghanę do półfinału MŚ. Byłby to pierwszy półfinał Ghany w historii. Byłby to pierwszy półfinał afrykańskiej drużyny w historii. Byłby to także trzeci na tym turnieju karny dla Ghany po zagraniu ręką przeciwnika w polu karnym. Do trzech razy jednak sztuka i tym razem Gyan się pomylił. W 122. minucie i ostatniej akcji meczu! Za takie niesamowite zwroty akcji kochamy właśnie piłkę nożną. I pomyśleć, że minutę zanim ostatecznie Jabulani huknęła o urugwajską poprzeczkę, Luis Suarez zapłakany schodził z boiska, sądząc, że to koniec marzeń jego krajan o pierwszym od 40 lat mundialowym półfinale.

Psa na kota nie przerobisz...

...czy jakoś tak. W każdym razie Brazylia Dungi miała być Brazylią zupełnie nową. Błyskotliwą i śmiertelnie groźną niczym teksty Feela w ataku i skoncentrowaną w defensywie. Wystarczył jednak samobój Melo, by cała koncepcja mistrza świata z 1994 roku posypała się jak łupież z włosów fana poezji śpiewanej. Canarinhos zaczęli popełniać takie błędy w obronie, że nawet duch ś.p. Sokoła Pniewy zaznał wreszcie ukojenia i tak chaotycznie, że ruchy Browna patrzyły z zazdrością. Gdyby nie to, że Holendrzy nie byli dużo bardziej skoncentrowani, mogliby zapakować rywalom w końcówce jeszcze przynajmniej ze dwa gole. Z całą pewnością Brazylijczycy wrócą teraz do starej, sprawdzonej koncepcji grania - hurrrrrrrra i do przodu!

Der Turniejen Mannschaft

Nie wiadomo, jak Niemcy to robią, ale robią. Z Klosego (rezerwowy w Bayernie), Podolskiego (nie odnalazł się po powrocie do 1. FC Koln - tylko dwie bramki przez cały sezon), jakichś dziwnych postaci pokroju Ozila, Khediry i innych nieznanych bohaterów znów stworzyli niezawodną maszynę turniejową. Jak to jest, że na każdej wielkiej imprezie, choćby nie wiem, jak słabego składu by nasi zachodni sąsiedzi nie mieli, to i tak dochodzą cholernie daleko?

Król

Po meczu, w którym David Villa (znowu) uratował Hiszpanię Mirosław Trzeciak zaczął mówić o tym, że Villa ma swój moment. Moment? Villa strzelił gola na miarę półfinału mundialu. Wcześniej strzelił oba gole dla Hiszpanów w meczu z Hondurasem, w wygranym 2:1 meczu z Chile miał bramkę i asystę, w końcu jego gol pozwolił Hiszpanom pokonać 1:0 Portugalię. Ale niech będzie, to przecież tylko pięć meczów. Chociaż, zaraz... 28, 20, 22, 31, 28 - tyle goli strzelał Villa w ostatnich pięciu sezonach w lidze. Brakuje mu jednego gola do wyrównania rekordu najlepszego strzelca w historii reprezentacji Hiszpanii - Raula. Moment?

Villa był królem strzelców Euro 2008, teraz pewnie zmierza po tytuł króla strzelców mundialu. I słuszne to jest, albowiem na najlepszym napastniku świata strzelecka korona zawsze dobrze leży.

Łukasz Miszewski, Piotr Mikołajczyk

Copyright © Agora SA