Faworyta chętnie spiorę

Jeżeli w najbliższych dniach zobaczycie małe dziecko płaczące sobie gdzieś w kąciku, to może być to Argentyna. Kuracja, którą odebrała ona w sobotę od Niemców, może skutecznie ją zniechęcić do wszystkiego co nie jest chlipaniem. Nie płacz Argentyno, nie ty jedna byłaś bita.

Od czasu zniesienia drugiej fazy grupowej podczas mistrzostw świata, a więc od mistrzostw w Meksyku w 1986 roku, drużyny po wyjściu z grup rywalizują systemem pucharowym, aż do wyłonienia końcowego zwycięzcy. Zdarzało się oczywiście wielokrotnie, że już podczas meczów grupowych wykruszali się faworyci, że wyraźnie przegrywali oni z zespołami niżej notowanymi i w konsekwencji nie wychodzili z grupy. Gdy się już jednak udało im wyczłapać z pierwszego etapu, to zwykle w fazie pucharowej nie dawali się nokautować, a co najwyżej, z gracją padali po zaciętej rywalizacji. Zwykle. Argentyna w sobotę nawet nie tyle została znokautowana, ale rozjechana, zmiażdżona, wysadzona w powietrze i sproszkowana, a na urnie z jej prochami siedział Klose i jadł wurst . Na jej pocieszenie warto jednak zauważyć, że zdarzało się już wcześniej, że jedni z faworytów imprezy byli przerabiani na wióry jeszcze przed dotarciem do półfinału.

5. Hiszpania - Francja 1:3, MŚ 2006

W przypadku tego meczu nie sam rozmiar porażki zaskakuje najbardziej (choć jeśli mówimy o drużynie, która do tego spotkania straciła  tylko jednego gola, to rozmiar jednak zaskakuje), ale sam jej fakt. Hiszpanie szli przez turniej jak burza. Pożarli Ukrainę, zjedli Tunezję, połknęli Arabię Saudyjską. Francuzi męczyli się okrutnie, remisowali z Koreą Południową i Szwajcarią i wyszli z grupy dopiero po zwycięstwie z Togo. W meczu jednak Francuzi ładowali kolejne bramki, a Hiszpanie stali i płakali.

4. Dania - Hiszpania 1:5, MŚ 1986

Duńczycy mieli w Meksyku potencjał, który śmiało mogli przekuć w medalowe złoto. W fazie grupowej z gracją wikingów grabili i łupili rywali. Wygrali ze Szkocją (1:0), Urugwajem (6:1) i RFN (2:0). Po boisku poruszali się niczym wojenne statki, które nie nie potrafią kulturalnie wystrzelić z armaty jeden raz, tylko od razu urządzają kanonadę. Tak usposobieni krajanie Jana Christiana Andersena natrafili w 1/8 finału na Hiszpanów. Oni co prawda również nie wypadli sroce spod ogona (0:1 z Brazylią, 2:1 z Irlandią Północną oraz 3:0 z Algierią), ale do poziomu Duńczyków sporo im brakowało. Braki podczas meczu zostały jednak nadrobione pięć razy i od tego czasu mieszkańcy północnej części Półwyspu Jutlandzkiego płaczą nie tylko podczas czytania "Dziewczynki z zapałkami".

3. Anglia - Niemcy 1:4, MŚ 2010

Pomimo wielu zaszłości między Argentyńczykami i Anglikami, to właśnie teraz jest moment, w którym oba narody są sobie szczególnie bliskie. Ich przedstawiciele powinni śmiało mówić o swoich emocjach, o tym, że im przykro i że Niemcy zrobili im krzywdę zupełnie niezasłużoną. A po udanej terapii partyjka polo , które jedni i drudzy uwielbiają.

2. Niemcy - Chorwacja 0:3, MŚ 1998

Co to był za mecz! Niemcy pewnie, choć mało efektownie, kroczyli w stronę finału. Na ich drodze zabłąkała się malutka Chorwacja. W 1998 roku debiutowała ona w mistrzostwach i z meczu na mecz zyskiwała coraz szersze grono kibiców swojego ofensywnego stylu gry. Nasi zachodni sąsiedzi atakowali przez pół spotkania, ale cudów w bałkańskiej bramce dokonywał Ladic. Potem przyszły trzy ciosy Chorwatów i Niemcy mogli zacząć pakować walizki do domu. Nawet dziś podczas oglądania cieszynki Vlaovica u wielu kobiet włącza się instynkt macierzyński.

1. Argentyna - Niemcy 0:4, MŚ 2010

To się jednak wydarzyło. I choć srogie baty pieką okrutnie, to Argentyńczycy też już  kiedyś przerabiali ten temat. 1974 rok, druga faza grupowa. W pomarańczowej koszulce kata wystąpiła Holandia. Wynik ten sam - 0:4.

Przemysław Nosal

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.