Rezerwowy bramkarz jest po to, żeby zastępować podstawowego bramkarza, tak?

Widzieliśmy parę razy w przeszłości sytuacje, w których rezerwowy bramkarz tracił rachubę w swoich kompetencjach i zamiast czekać na swoje 5 minut w bramce, robił za listonosza przekazującego wiadomości od trenera do graczy na boisku, albo robił za kata rzucającego się z pięściami na przeciwników. Fernando Espinoza z Huracan Las Heras podczas meczu z Club Atletico Union w 4 lidze argentyńskiej niby zrobił to, co należało do rezerwowego bramkarza, ale również niewłaściwie. Obronił strzał, gdy podstawowy golkiper wciąż był na murawie.
 

Gospodarze przeprowadzali składną akcję i pewnie bramkę udałoby im się strzelić, gdyby pierwszego bramkarza nie wsparł rezerwowy, rozgrzewający się za linią końcową. Po swojej interwencji, jak gdyby nigdy nic oddalił się w nieznane, ale miejscowi nie chcieli mu podarować tej akcji - w przeciwieństwie do arbitra, który wlepił mu zaledwie żółtą kartkę i wskazał na rzut rożny.

Espinoza po meczu tłumaczył swoje zagranie "instynktem bramkarskim", co trochę przerażające, bo instynktem bramkarskim można wytłumaczyć wiele dziwnych zachowań, jeśli się bardzo chce - łącznie z łapaniem za fraki przeciwników.

Spiro

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.