Dania
Duńczycy na tym turnieju dwukrotnie nas oszukali. Najpierw mieliśmy z nimi łatwo wygrać, a skończyło się horrorem. Potem mieli łatwo nie wygrać ze Szwedami i skończyło się wielkim smutkiem. Do tego każdy miał kiedyś w życiu taki zestaw klocków Lego, w którym brakowało jakiegoś klocka. Istniała nawet teoria, że marzący o podboju świata Duńczycy z tych brakujących właśnie budują gdzieś w tajnym centrum badawczym kopię Ziemi w skali jeden do jednego, by móc tę prawdziwą usunąć z... powierzchni Ziemi. Poza tym nie można ufać drużynom, które sukcesy osiągają wyłącznie dzięki klonowaniu, mając w składzie L. Hansena, R. Hansena, M. Hansena i H. Hansena, czyli o czterech Hansenów więcej niż zwykła reprezentacja. Z drugiej strony jeśli Duńczycy wygrają turniej w Serbii, będziemy dzięki grupowemu zwycięstwu nad nimi, mogli sobie powtarzać, że oto znów zdobyliśmy zaszczytny tytuł Moralnych Mistrzów Europy.
Coś jest na rzeczy z Hiszpanami i sportami drużynowymi. To w końcu mistrzowie świata i Europy w piłce nożnej, mistrzowie Europy w siatkówce z 2007, mistrzowie Europy w koszykówce z 2009 i 2011 oraz mistrzowie świata z 2006, a także aktualni brązowi medaliści Igrzysk Olimpijskich w piłce ręcznej, tak samo jak wciąż aktualni brązowi medaliści Mistrzostw Świata. Robocza teoria jest taka, że w obliczu szalejącego w tym kraju kryzysu i rosnącego bezrobocia, Hiszpanie wygrywają te wszystkie turnieje z nudów, bo nie mają już nic lepszego do roboty. Albo po prostu - nic do roboty. Druga hipoteza jest taka, że te wszystkie medale oddawane na złom naprawdę pozwalają nakręcić im gospodarkę. Trzecia, że po prostu ich system szkolenia jest lepszy niż gdziekolwiek indziej, co w formie przyswajalnej w internecie można by wyrazić w taki oto sposób: szkolenie w Hiszpanii>szkolenie gdziekolwiek indziej. Tak czy inaczej kibicowanie Hiszpanii w jakimkolwiek sporcie drużynowym przypomina pójście na łatwiznę. Tak jak wejście na zdjęcie Rys zamiast na Rysy.
Mają sympatyczne morze, w przeciwieństwie do naszego nie przypominające efektu nieudanego eksperymentu z użyciem dużej ilości wody, glonów i niemieckich turystów. Mają ładne plaże. Lepszych piłkarzy, którzy do tego jeszcze pokonali nas na Euro 2008, jedną z najśmieszniej nazywających się walut świata , uprawy winorośli, którą w zaciszu domostw całkowicie legalnie zmieniają we własnej roboty zakrzywiacze czasoprzestrzeni... I tak można by wymieniać w nieskończoność. Jeśli do tego dojdzie jeszcze złoty medal ME, to spłoniemy z zazdrości. Jakby srebrny sprzed dwóch lat im nie wystarczał. Na plus Chorwatom można zaliczyć także świetny przydomek ich reprezentacji czyli Kauboji (''Kowboje'').
Cóż, Serbowie nie wykazali się specjalną gościnnością, pokonując nas w pierwszym meczu organizowanego przez siebie turnieju. Poza tym i tak grają na kodach, jakimi jest wsparcie własnej publiczności. Zdecydowanie nie jest im potrzebne jeszcze wsparcie polskich kibiców, ściskających kciuki. Na butelce od piwa. A co najważniejsze - na ME 2012 zajęliśmy dopiero dziewiąte miejsce, co oznacza, że nie zagramy w turnieju kwalifikacyjnym do IO w Londynie. Chyba że mistrzostwo zdobędzie ktoś z trójki Chorwacja-Dania-Hiszpania. Jeśli uczyni to Serbia, żegnajcie marzenia o igrzyskach.
Łukasz Miszewski DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU