Siedem mgnień Ligi Mistrzów

Znamy już dwóch ćwierćfinalistów - Barcelonę i Milan. Oczywiście istnieje pewne niebezpieczeństwo, że jeśli to już napisaliśmy, to tak się nie stanie. Ale szanse na to są raczej mizerne.

Sensacja (pół)kolejki

APOEL, można tak powiedzieć, ledwie co wyeliminował Wisłę Kraków i zameldował się na progu Ligi Mistrzów niemal skazany na pożarcie i to mimo grupy, która swoją mocą nie oszałamiała, zupełnie jak piwo z Biedronki. I co? I tę grupę wygrał. W stylu co prawda średnim (2:1 i 1:1 z Porto, 0:2 i 1:1 z Szachtarem Donieck, 2:1 i 0:0 z Zenitem St. Petersburg), ale wygrał, co u kibiców w Polsce wywołało nerwowe zaciskanie zębów i spazmy zazdrości.

Jednak w 1/8 finału utytułowany Lyon miał zakończyć przygodę Cypryjczyków z Champions League i to z wielkim hukiem. Gourcuff, Lisandro Lopez, Lloris, Briand, Kallstrom, Cissokho, Bastos, Revelliere - każde z tych nazwisk wywalczyłoby sobie miejsce w składzie Wisły. APOEL-u także. W obu trzy razy. Że już o ciałach do tych nazwisk przyczepionych nie wspomnę. Tymczasem ekipa z Cypru mocno się postawiła Francuzom na ich własnym gruncie, a dającą skromne zwycięstwo w Lyonie jedyną bramkę strzelił dla gospodarzy młokos. A Polacy znów zaciskają nerwowo zęby.

Zmartwychwstanie (pół)kolejki

Przed meczem z Bayerem w Leverkusen Barcelona wygrała zaledwie dwa z siedmiu meczów wyjazdowych, a w ostatnim nie tylko przegrała 2:3 z Osasuną Pampeluna, ale jeszcze dokonała tego w kompromitującym stylu. Tymczasem we wtorek wygrała na BayArena 3:1 i jedną nogą jest już w ćwierćfinale LM. A nawet jedną nogą i grzywką Puyola.

Brak zmartwychwstania (pół)kolejki

Żeby jednak nie było tak różowo, wcale nie wygląda na to, żeby kryzys Katalończyków został zażegnany. W defensywie mają większe dziury niż Grecja w budżecie. Pierwszy celny strzał na bramkę rywali oddali dopiero w 41. minucie, a przez cały mecz wyraźnie brakowało im tego blasku, do którego podopieczni Guardioli już nas przyzwyczaili. Do tego ich rywal również formą nie grzeszy, wygrał zaledwie jedno z sześciu ostatnich spotkań ligowych. Także nie mają racji ci, którzy twierdzą, że Barca skończyła się na ''Kill`em All'', nie mają jej jednak również ci uważający, iż ''Duma Katalonii'' już wróciła do swojej formy futbolowego superwalca miażdżącego przeciwników na murawie.

Pogoda (pół)kolejki

W mroźnym St. Petersburgu... No właśnie, było mroźno. I to tak, że kibice Benfiki, typowi Portugalczycy, prawdopodobnie zamarzali przed telewizorami. Już nie wspominając o tych samobójcach, którzy przyjechali w lutym do Rosji. A mimo to walka na boisku toczyła się w najlepsze i wcale nie zamierzała spakować się i wrócić do domu na pół godziny przed końcem meczu. W ciągu ostatnich dwudziestu minut padły trzy bramki, w ciągu ostatnich trzech regulaminuowych - dwie. A dlaczego tak wspominamy o tej pogodzie? Ponieważ chcielibyśmy zadedykować ten fragment Piotrowi Ćwielongowi, z pozdrowieniami od sympatycznych redaktorów serwisu Z Czuba.pl.

Przyzwyczajenie (pół)kolejki

Obrona Arsenalu kuleje od początku sezonu niczym Marcin Najman, jednak to co wyczyniała w meczu z Milanem wołało już o pomstę do nieba i to całkiem głośno. Na przykład ''AAAAAAAAAAAARGH!''. Vermaelen i Gibbs grali tak, jakby bardzo chcieli znaleźć miejsce w defensywie reprezentacji Polski, bo nagle i poniekąd słusznie uznali, że to miejsce dla nich. Jedno za to należy poczytać na plus, Wojtek Szczęsny przynajmniej przyzwyczai się przed Euro 2012, że za nic nie można ufać napastnikom rywali, a jeszcze mniej własnym obrońcom. Choć tak naprawdę ciężko uznać to plus. Nic co przypomina nam o reprezentacyjnej obronie nie może być plusem.

Koniec filzofii (pół)kolejki

Cztery lata temu w 1/8 finału Ligi Mistrzów Arsenal pokonał na San Siro Milan 2:0. W środę z tamtego składu ''Kanonierów'' zagrał tylko Bacary Sagna. Ciężko powiedzieć, czy Milan stał się o tyle mocniejszy (bo mocniejszy się stał), czy też Arsenal o tyle słabszy (bo słabszy się stał), ale prawda leży gdzieś po środku, choć bliżej pewnie drugiej z tych opcji. Rok temu północnolondyńscy rywale Arsenalu z Tottenhamu (obecnie znacznie lepsi w lidze) wyeliminowali równie silny Milan. W tym jest szansa na to, że podopieczni Wengera odpadną z tymże Milanem w fatalnym stylu.

Rossoneri na własnym obiekcie byli lepsi dosłownie w każdym elemencie gry i wyglądali przy angielskiej drużyni jak maturzyści przy reprezentacji gimnazjum. W PL ''Kanonierzy'' rozpaczliwie walczy o miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów, z Champions League tegosezonową już się praktycznie pożegnali, a szanse na jakiekolwiek trofea w najbliższym czasie są iluzoryczne. Nie wiadomo, ile jeszcze zniosą brak sukcesów właściciele Arsenalu, kibice oraz Robin van Persie, a mecz z Milanem - sprowadzającym gwiazdy (choć te skłócone z poprzednimi klubami, kłopotliwe, po okazyjnych cenach), a nie niesprawdzonych nastolatków, może oznaczać symboliczny kres filozofii Wengera.

Bramka (pół)kolejki

Od uderzeń piętą wolimy tylko uderzenia dwiema piętami. Ale bramka Sergieja Siemaka w meczu Zenit - Benfika wynagradza nam użycie tylko jednego zakończenia stopy, zwłaszcza że kolejna pięta była użyta przy rozpoczęciu tej akcji. Niestety dla Wojtka Szczęsnego trzeba też wspomnieć gol Kevina-Prince`a Boatenga , o którym można by wiersze pisać. Na przykład takie: ''Ależ to luta, 15. minuta''.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.