Gdyby Euro 2012 było filmem...

Wyścig Oscarowy coraz gorętszy, tak samo jak atmosfera przed Wielką Wtopą TM czyli Artystą Znanym Wcześniej Jako Euro 2012. Niewykluczone wcale, że polsko-ukraiński turniej okaże się na tyle spektakularny, że ktoś zdecyduje się go po jakimś czasie zekranizować, a my postanowiliśmy zastanowić się, jak niektóre z tych ekranizacji by wyglądały. Gdyby zatem Euro 2012 było filmem...

Johna Woo Mecze odbywają się w slow motion, a zawodnicy uczą się biegania w zwolnionym tempie przez trzy miesiące, oglądając przy tym całe mnóstwo razy czołówkę ''Słonecznego Patrolu'' https://www.youtube.com/watch?v=IuYrRebvFHc. Przy każdym dotknięciu piłki przez Cristiano Ronaldo następuje dramatyczna eksplozja, pojedynki główkowe toczą się około 20 metrów nad murawą i trwają około minuty każdy. Piłki płoną w locie, kibice podczas meczów walczą ze sobą w stylu Jeet Kune Do, policja powstrzymuje ich helikopterem nurkującym prosto w trybuny zestrzeliwanym notorycznie przez mocno bite rzuty wolne Bastiana Schweinsteigera.

Wreszcie okazuje się, że prawdziwa reprezentacja Hiszpanii została porwana i jest przetrzymywana w domu trenera Piechniczka w Wiśle, zamiast niej zaś na boiskach Polski i Ukrainy występują terroryści, którzy wymianami milionów podań odwracali uwagę od swoich długich bród. Ostatecznie Bruce Willis, który przed meczem finałowym przebrał się za Philippa Lahma, pokonuje ich przywódcę wślizgiem przez pół boiska. Michel Platini przypina mu do piersi Złoty Medal Kongresu. Przed napisami końcowymi gracze reprezentacji Rosji ze swoim ojczystym, rosyjskim akcentem stawiają żądania Amerykanom, które - jeśli nie zostaną spełnione - zaowocują wysłaniem za Ocean Andrieja Arszawina. Dzięki temu wszyscy już wiedzą, że mogą się spodziewać sequela.

Pedro Almodovara Gdzieś w Europie Środkowej spotyka się 368 piłkarzy z całego kontynentu. Jeden z nich jest była zakonnicą. Jeszcze inny koniem, ale przyzwoicie grającym w obronie. Carles Puyol okazuje się być matką Howarda Webba, która porzuciła go w dzieciństwie na obiekcie Wigan Athletic, co doszczętnie spaczyło charakter chłopca. Dużo perwersyjnego seksu, mało celnych dośrodkowań. Jak na niszowe kino intelektualne przystało turniej wygrywa Botswana.

Uwe Bolla Niemiec ekranizuje grę ''FIFA Euro 2012''. Rolę ruszających się nieco koślawo komputerowych zawodników otrzymują piłkarze Ekstraklasy.

Polską komedią W Mistrzostwach Europy zagrają trzy drużyny: Borys Szyc, Tomasz Karolak i Tomasz Kot. Film będzie oczywiście sukcesem kasowym w Polsce. I tylko w Polsce. Nie licząc paru wysoko rozwiniętych zakątków naszego globu, gdzie wciąż zjada się własnych krewnych, sypia we włosiennicach oraz biczuje żywymi kotami podczas dorocznej procesji.

Amerykańskim filmem familijnym Gospodarze turnieju to zarazem największe łamagi na całym kontynencie. Znajdują jednak w sobie wielką siłę woli i przy pomocy Mentora (w tej roli Jacek Gmoch) dochodzą do finału rozgrywek. Tam mają zmierzyć się z demoniczną drużyną, pełną nieustraszonych cyborgów o żelaznej kondycji, a zarazem paskudnych osób, które kiedy tylko nie grają w piłkę podstawiają nogę kolegom oraz plują im do zupy, a zawodnikom innych reprezentacji zabierają drugie śniadanie. To Anglicy (jako Harry Redknapp - Christopher Walken). Do przerwy nasi bohaterowie zbierają potężne baty, przegrywając 0:3, gdy nagle dociera do nich wiadomość, dlaczego ich trener nie pojawił się przed meczem. Franciszek Smuda (Leonardo Di Caprio) spadł wieczorem z drabiny dokarmiając biedne, wygłodzone sikorki. Chcąc zrobić coś dla niego, dzielni chłopcy wygrywają ostatecznie 4:3, a kapitan drużyny Kuba Błaszczykowski zdobywa przy okazji serce najładniejszej cheerleaderki (Zbigniew Zamachowski).

Szwedzkim dramatem psychologicznym Dwóch zgorzkniałych drwali ogląda finał Euro 2012 w chacie z bali na zapadłej szwedzkiej wsi gdzieś po Kiruną. Obserwują ponowny triumf Greków. - Tak - mówi pierwszy z nich. - Tak - zgadza się drugi. - W ten oto sposób upada zachodnia cywilizacja - dopowiada głos z offu. Zbliżenie na okno, za którym pada gęsty śnieg, bo sygnał telewizyjny dociera do Kiruny z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Ujęcie padającego śniegu trwa 43 minuty. Gdzieś w oddali pękają kry na strumieniu.

Łukasz Miszewski DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.