Fernando Torres wciąż nie strzela, za to jego poprzednik tak. I to szybko. Bardzo szybko

Nicolas Anelka najpierw był wielkim piłkarskim talentem. Później piłkarskim talentem. A jeszcze później po prostu piłkarskim. Ale wciąż, w przeciwieństwie do zeszłorocznego nabytku ofensywnego Chelsea, wie jak się strzela bramki.

Anelka to globtroter jakich mało. Z PSG przeszedł do Arsenalu (za pół miliona funtów), z Arsenalu do Realu Madryt (23 miliony), z Realu z powrotem do PSG (20 milionów), z PSG do Manchesteru City (13 milionów), z Manchesteru City do Fenerbahce (siedem milionów), z Fenerbahce do Boltonu (osiem milionów), a z Boltonu do Chelsea (15 milionów). Że już o wypożyczeniu do Liverpoolu nie wspomnimy.

W The Blues Francuz dokonał przynajmniej częściowego futbolowego odkupienia, strzelając przez 3,5 sezonu 57 goli w 158 spotkaniach. Na początku tego roku wybrał jednak ofertę chińskiego Shanghai Shenhua i nic w tym dziwnego - ma tam dostawać 175 000 funtów tygodniowo. I podczas gdy Fernando Torres wciąż nie strzela dla The Blues, Anelka już zachwycił. Trafił już w swoim debiucie w meczu z Hunan Billows. I to mało powiedziane. Bo należałoby dodać, że zrobił to w ciągu 40 sekund od rozpoczęcia spotkania.

Fernando Torres siedzi teraz w swoim londyńskim domu smutniejszy niż kiedykolwiek i zadaje sobie bardzo ważne pytanie: Czy jestem wciąż najpiękniejszy na świecie? Dlaczego wszyscy strzelają gole tylko nie ja? To dwa ważne pytania.

ŁM DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.