Dziesięć mgnień Ligi Mistrzów

Co w Lidze Mistrzów? Dziękuję, wszystko po staremu. APOEL nie przestaje sprawiać sensacji, Milan wciąż jest zdolny do przegrywania zwycięskich dwumeczów, Arsenal wciąż nie jest zdolny do dobicia przeciwnika nawet kiedy przeciwnik przyniesie mu się sam na srebrnej tacy i z jabłkiem w zębach, a bramki dla Barcelony strzelają Leo Messi, Leo Messi, Leo Messi, Leo Messi, Leo Messi oraz Juan Pablo Vassermiller.

Sensacja sezonu

AP/Petros Karadjias

APOEL Nikozja awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów - jeszcze we wrześniu wszyscy zgodzilibyśmy się, że to znakomite pierwsze zdanie dla powieści science-fiction, ale nie do tekstu w serwisie sportowym. Nawet innym. Tymczasem Cypryjczycy, którzy byli trzy minuty od tego, żeby odpaść w fazie wstępnej z Wisłą Kraków fazę grupową również przeszli ponosząc zaledwie jedną porażkę - w ostatniej kolejce, kiedy awans mieli już zapewniony. Sprawianie sensacji najwyraźniej im się spodobało, bo choć tym razem przegrali zanim jeszcze zapewnili sobie awans, to, no właśnie, zapewnili sobie awans. A my możemy co najwyżej wzdychać ciężko i rozmarzonym głosem pytać: ''ech, kiedy polska piłka będzie na poziomie piłki cypryjskiej''?

Trening czyni mistrza

Zanim zacznę kolejne zdanie napiszę wielkimi literami SPOILER ALERT, choć powinienem napisać ''jeśli nie czytałaś/czytałeś ''Paragrafu 22'' to natychmiast przerwij czytanie głupot w internecie i biegnij do księgarni/biblioteki''. Pamiętacie Orra, który regularnie był przez Niemców zestrzeliwany i okazało się, że działo się tak, ponieważ trenował bycie zestrzeliwanym i awaryjne lądowania? Dokładnie to mi się przypomina, kiedy myślę o tegorocznej ligomistrzowej kampanii APOEL-u.

W fazie grupowej APOEL był mistrzem odwijania się i dowożenia zwycięskich remisów. W pierwszej kolejce traci bramkę, ale natychmiast się odwija i strzela dwie. W drugiej ładnie się broni, strzela bramkę, wprawdzie zaraz też traci, ale remis dowozi do końca. W kolejnej szybko traci bramkę, ale równie szybko wyrównuje i remis dowozi do końca. W czwartej kolejce APOEL prowadził przez pół meczu, na minutę przed końcem stracił bramkę z karnego, ale i tak potrafił wygrać. W piątej kolejce APOEL potrzebował remisu do awansu i wywalczył awans.

W fazie pucharowej wszystkie te doświadczenia okazały się bezcenne. Umiejętność bronienia się przydała się w Lyonie, gdzie mimo przewagi gospodarzy APOEL stracił tylko jedną bramkę. Umiejętność odwijania się - w rewanżu. Umiejętność bronienia zwycięskich remisów podczas oczekiwania na karne mimo ataków Lyonu i czerwonej kartki dla Manduki. Jestem przekonany, że strzelanie karnych piłkarze APOEL-u też już sobie wcześniej gdzieś przećwiczyli.

Masakra kolejki

REUTERS/ALBERT GEA

Ktoś może powiedzieć, że to jeszcze za wcześnie, że przecież jeszcze rewanże za tydzień i tak dalej. Ja powiem tylko ''biedny Bayer''. Barcelona wygrzmociła go bez litości i naprawdę oglądając drugą połowę człowiek żałował, że w piłce nożnej sędzia nie może odgwizdać technicznego nokautu. W zasadzie trudno nawet powiedzieć, że coś w grze Bayeru było źle. To tak, jakby analizować błędy asfaltu, po którym właśnie jedzie walec.

Rekord kolejki

Tak samo, jak korci, żeby powiedzieć ''biedni Dado Prso i Simone Inzaghi''. Marco van Basten, Ruud van Nistelrooy i Andrij Szewczenko bez współrekordu bramek w jednym meczu Ligi Mistrzów jakoś sobie poradzą, Bafetimbi Gomis może się przynajmniej łudzić, że dokona jeszcze czegoś bardziej znaczącego, ale Prso i Inzaghi już nie, a słynęli głównie z niego (Simone jeszcze z bycia słabszym w piłkę bratem Filippo). A już komu jak komu, ale Leo Messiemu naprawdę nie był ten rekord niezbędny do życia, bo i bez niego jest otaczany atencją, kultem oraz rozważaniami, czy już jest jak Maradona czy dopiero za chwilę będzie.

Metamorfoza kolejki

Po pierwszym meczu wydawało się, że rewanż najlepiej w ogóle sobie darować. Szkoda marnować siły piłkarzy Milanu na dogrywanie dwumeczu, którego nie mogą przegrać, szkoda marnować czasu widzów na oglądanie już rozstrzygniętej rywalizacji, szkoda w końcu Arsenalu. Tak po ludzku. Tymczasem w miejsce bezradnych Kanonierów z pierwszego meczu zobaczyliśmy w niedzielę drużynę walczącą jak... Jak nie Arsenal. Albo właśnie jak on. Bezbłędną pod własną bramką, w ataku finezyjną jak stary dobry Arsenal. Akcje van Persie'ego z Rosickym przypomniały czasy, kiedy dzieci Arsene'a Wengera potrafiły pokonać w 1/8 finału Ligi Mistrzów, hm, faworyzowany Milan.

Do tego Arsenal, kompletnie bezradny w pierwszym meczu, rzucił się na Milan jak rozwścieczony brytan - już po 7 minutach strzelił pierwszą bramkę, po kolejnych dwudziestu - drugą, a tuż przed przerwą strzelił na 3:0 organizując Milanowi 45 minut palpitacji, a nam 45 minut nieoczekiwanych emocji. Co było miłe biorąc pod uwagę, że naprawdę niewiele się po tym meczu spodziewałem.

Zmarnowana szansa kolejki

Mimo wszystko, jest jakaś fundamentalna prawda o Arsenalu w tym, że miał Milan na widelcu, miał 45 minut na strzelenie bramki dającej mu dogrywkę (i drugiej dającej awans) i nie strzelił. Nawet w sytuacji, w której van Persie znalazł się z piłką pięć metrów od bramki bronionej przez leżącego już Abiattiego trafił bramkarza Milanu w rękę.

Podobnie jak jest jakaś fundamentalna prawda o Arsenalu w tym, że po odpadnięciu z Ligi Mistrzów Arsene Wenger jest ze swoich piłkarzy dumny. Skoro coś takiego zachęca go do publicznych pochwał - nic dziwnego, że Arsenal po raz siódmy z rzędu zakończy sezon bez trofeum.

I jest też fundamentalna prawda o Arsenalu w tym, co mówił po meczu Wenger - że w drugiej połowie drużynie zabrakło sił, a na ławce nie było wartościowych zmienników. Szkoda, że menedżer Arsenalu nie pokusił się o rozwinięcie tej myśli i odpowiedź na pytanie czyja to wina. Bo ja miałbym pewną kandydaturę.

Upiór z przeszłości

AP/Kirsty Wigglesworth

A może to nie Arsenal się tak mocno zmienił? Bo faktem jest, że Arsenal zagrał bardzo dobrze, ale chyba nawet bardziej faktem jest, że Milan zagrał w pierwszej połowie koszmarnie. Na tyle koszmarnie, że natychmiast przypomniał się mecz sprzed ośmiu lat z Deportivo La Coruna, przegrany przez Milan 0:4 i wykopujący go z Ligi Mistrzów, choć w pierwszym meczu wygrał 4:1. Angielski przeciwnik z polskim bramkarzem w bramce zapewne przypominał też inną wyjątkowo nieprzyjemną dla Milanu noc, w której jednego meczu potrzebowali, żeby najpierw rozbić rywala 3:0, a potem w dziesięć minut stracić trzy bramki i przegrać w karnych. Tak, o tej nocy mówię.

Brak planu B (pół)kolejki

Zenit nie postawił Benfice żadnych warunków. Przez pół meczu bronił korzystnego wyniku, który tuż przed przerwą zmienił się w niekorzystny wynik. I co? I Zenit spędził drugą połowę broniąc niekorzystnego wyniku.

Bramka (pół)kolejki

Tak jak z nagrodą za elokwencję dla Mikołajka - postanowiłem w tej kolejce nagrodzić bardziej ilość, niż jakość.

Szczególnie, że jakości też by się w tych bramkach znalazło całkiem niemało.

Naiwne pytanie sezonu

Czy mam rozumieć, że gdyby nie trzy minuty, Wisła byłaby w ćwierćfinale Ligi Mistrzów?

Piotr Mikołajczyk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA