Bokserskie trylogie

Wiadomość o trzeciej walce Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe uderzyła mnie niczym sierpowy Witalija Kliczki. Niestety, chwilę potem przyszedł kolejny cios, gdy okazało się, że będzie to pojedynek zapaśniczy, co budzi jeszcze większe wątpliwości niż samo wyciąganie dwóch pięściarskich emerytów z ciepłych papuci. Zwłaszcza, że chociaż dwie pierwsze walki Big Daddy'ego i Andrew były niesamowite, to w trzeciej musiałoby stać się coś spektakularnego, żeby choćby dorównać najsłynniejszym bokserskim trylogiom, z których kilka postanowiłem przypomnieć.

Evander Holyfield - Riddick Bowe

Trzecie starcie z Andrzejem Gołotą nie byłoby pierwszą trylogią w karierze Bowe'a, który w czasach swojej świetności trzy razy krzyżował rękawice z inną legendą wagi ciężkiej - Evanderem Holyfieldem. Do ich pierwszego spotkania doszło w listopadzie 1992 roku, a stawką były pasy WBC, WBA i IBF, które The Real Deal wniósł do ringu. Możliwe, że potem tego żałował, gdyż 12-rundową walkę jednogłośną decyzją sędziów wygrał Bowe, a pojedynek został przez magazyn ''The ring'' okrzyknięty walką roku. Do rewanżu doszło 12 miesięcy później i przeszedł on do historii z dwóch powodów - po pierwsze była to pierwsza i jedyna porażka Bowe'a na zawodowych ringach (niejednogłośna decyzja). Po drugie, w siódmej rundzie walkę przerwano z powoduj jednego z najdziwniejszych incydentów w historii boksu - na ringu wylądował spadochroniarz. Poważnie.

Na zamknięcie trylogii trzeba było czekać aż do 1995 roku, ale zdecydowanie było warto, gdyż ostatni pojedynek okazał się najbrutalniejszy i najdramatyczniejszy. Bowe miał w nim okazję pierwszy raz w karierze bliżej przypatrzeć się deskom, na które Holyfield wysłał go w szóstej rundzie. Zdołał jednak się podnieść i przejąć inicjatywę w ósmym starciu efektownie kontrując przeciwnika, a po chwili dopełniając dzieła zniszczenia i wygrywając przez TKO.

Floyd Patterson vs Ingemar Johansson

Amerykanin i Szwed między 1959 a 1961 stoczyli ze sobą trzy kolejne pojedynki. Chociaż wszystkie były zakontraktowane na 15 rund, to pięściarze ani razu nawet nie zbliżyli się do tego dystansu, łącznie wychodząc do zaledwie 14 starć. W pierwszej walce tytułu bronił Patterson, ale pretendent walczył jak na wikinga przystało, łupiąc i plądrując tak skutecznie, że w trzeciej rundzie czempion leżał aż siedem razy nim sędzia przerwał walkę ogłaszając tryumf Szweda przez TKO.

Po niespełna roku doszło do rewanżu i także tym razem kibice mieli dużo wolnego czasu, gdyż pojedynek zakończył się już w piątej rundzie - tym razem górą był Patterson, który znokautował rywala, odbierając mu pas i status niepokonanego boksera (dwie ostatnie rundy zobaczycie tutaj ). Ostatni rozdział tej historii pięściarze napisali w marcu 1961 roku. Johansson najwyraźniej stęsknił się za swoim pasem i chciał go szybko odzyskać, już w pierwszej rundzie dwa razy posyłając Pattersona na deski. To jednak nie wystarczyło do zwycięstwa i mistrz nie dość, że otrząsnął się, to jeszcze przed końcem starcia sam zafundował Johanssonowi liczenie. Całość zakończyła się w szóstej rundzie, gdy Szwed ponownie padł, ale tym razem nie zdołał wstać nim sędzia doliczył do 10.

Arturo Gatti vs Mickey Ward

Nie trzeba być fanem boksu, żeby wiedzieć kim jest drugi z tych bokserów, gdyż o powrocie na ring Warda i jego drodze na szczyt opowiada film ''Fighter'' , w którym w rolę tytułowego wojownika wciela się Mark Wahlberg. Jest jednak mały haczyk, gdyż obraz pomija trzy ostatnie walki w jego karierze, co wspominany w tym tekście już jakieś 49328 razy magazyn ''The Ring'' przyrównał do tego, jakby w biografii Franklina Roosevelta pominięto II wojnę światową. Owe trzy ostatnie walki to pojedynki z Arturo Gattim, które naprawdę można było przyrównać do wojen. Wprawdzie obaj bokserzy wyrażali się o sobie nawzajem w samych superlatywach, ale całą sympatię zostawiali w szatni, gdyż na ringu próbowali się pozabijać. Pierwsza walka odbyła się w maju 2002 i została uznana za walkę roku. Do historii przeszła zaś dziewiąta runda, w której obaj wymieniali się uprzejmościami w ilościach hurtowych. Wyjątkowo bolesnymi uprzejmościami.

Gatti nie tylko przetrwał tę wyniszczającą rundę, ale także kolejną, dzięki czemu dotrwał do końca walki, którą jednak niejednogłośnie przegrał. Szansę na rewanż dostał już w listopadzie i dobrze ją wykorzystał, pewnie wygrywając na punkty i mając nawet Warda na deskach w trzecim starciu. Ostatnia odsłona tego dramatu, którego stawką w żadnym momencie nie było mistrzostwo świata, rozegrała się w Atlantic City w czerwcu 2003 roku. Była niejako połączeniem dwóch poprzednich, czerpiąc zaciętość i tytuł walki roku ''The Ring'' z pierwszej, a liczonego Warda i wygrywającego jednogłośnie Gattiego z drugiej.

Erik Morales vs Marco Antonio Barrera

Od lat mówi się o kryzysie wagi ciężkiej, ale niższe kategorie wciąż mają się całkiem nieźle. Na przełomie tysiącleci (co brzmi trochę, jak tekst z powieści fantasy) prawdziwą potęgą w wadze junior piórkowej stał się Meksyk. A to za sprawą Erika Moralesa, który posiadał pas federacji WBC oraz Marco Antonio Barrery - mistrza WBO. Chociaż obaj są rodakami, to nigdy nie żywili do siebie sympatii, dzięki czemu ich pierwsze spotkanie w Las Vegas w 2000 roku zakończyło się ringową wojną. Wprawdzie obaj nie gardzili obroną tak, jak robił to Rocky, ale gardy używali tylko w takim stopniu, by nie zostać posądzonym o próbę samobójczą. Sędziowie nie byli zgodni co do wyniku, ale zwycięstwo Barrery widział tylko jeden arbiter, podczas gdy dwóch wskazało, że minimalnie lepszy był Morales i to on wygrał walkę, którą ''The Ring'' wybrał pojedynkiem roku

Meksykanie spotykali się jeszcze dwa razy - w dwuletnich odstępach i coraz wyższych wagach. Zarówno w 2002 (waga piórkowa o pas WBC), jak i 2004 (junior lekka też o pas WBC) lepszy na punktu okazywał się Barrera, ale tylko pierwszą z nich zwyciężył jednogłośnie - w drugiej jeden z arbitrów typował remis. Także i te pojedynki były niesamowicie zacięte, a El Terrible (Morales) i Zabójca o Twarzy Dziecka ( Barrera) nie okazali minimum szacunku dla własnego zdrowia i szczęki przeciwnika. Cała trylogia zakończyła się zaś tak, jak zaczęła, czyli od przyznanego przez ''Biblię Boksu'' tytułu Walki Roku.

Muhammad Ali vs Joe Frazier

Historia jednej z najbardziej dramatycznych sportowych rywalizacji XX wieku zaczęła się w 1971, czyli krótko po tym, jak zdyskwalifikowanemu za odmowę służby wojskowej Alemu pozwolono wrócić na ringi. Jego trzyletnią nieobecność wykorzystał Joe Frazier, który w tym czasie doszedł na pięściarski szczyt, unifikując pasy WBA i WBC. Pojedynek dwóch niepokonanych bokserów poprzedziły liczne prowokacje ze strony brylującego w mediach i obrażającego rywala Muhammada. Pogromca Zbigniewa Pietrzykowskiego z Igrzysk w Rzymie wyśmiewał mniej wygadanego Fraziera i nazywał go ''sługusem białych'', jakby zapominając, że to między innymi wstawiennictwu i pieniądzom Smokin' Joe zawdzięczał odzyskanie licencji. 15-rundowy pojedynek w Madison Square Garden został okrzyknięty ''Walką Stulecia'' i do dziś owiany jest legendami. Według sędziego Arthura Mercante podobno Ali prowokował Fraziera mówiąc, że nie ma szans, bo walczy z Bogiem. Joe miał dopowiedzieć, że jeśli jest Bogiem, to znalazł się w nieodpowiednim miejscu i posłał go na deski. Było to zaledwie trzecie liczenie w karierze Alego i na pewni jedno z boleśniejszych, gdyż znacznie przyczyniło się do jednogłośnego zwycięstwa Fraziera.

Na rewanż trzeba było czekać blisko 3 lata - do stycznia 1974 roku. Tym razem stawka była mniejsza, gdyż Frazier stracił swoje pasy na rzecz George'a Foremana, ale emocji znów nie zabrakło. Także tych niezdrowych - właściwą walkę poprzedziła bójka bokserów w studiu telewizyjnym. Również ten pojedynek przebiegł na pełnym dystansie, wynoszącym wówczas 12 rund. Różnica była taka, że teraz jednogłośnie na punkty zwyciężył Ali.

Ostatnie spotkanie dwóch legend boksu było chyba najbardziej dramatyczne. Pojedynek na Filipinach reklamowano jako ''Thrilla in Manila'' i tak, jak poprzednie walki, tak i tę poprzedziła słowna kanonada pod adresem Frazera. Tym razem Ali skupił się na wyglądzie adwersarza, twierdząc, że wygląda jak goryl i powinien oddać swoją twarz Federalnemu Biuru Dzikich Zwierząt. Frazier w odpowiedzi groził, że go za to ukarze. Obaj zawodnicy ostro wzięli się do realizowania swych obietnic i walka przerodziła się w wyniszczający festiwal brutalności. Do 15. rundy obaj byli niesamowicie poobijani i trener Frazera zabronił mu wychodzić do ostatniego starcia. Ali potem przyznał, że gdyby przeciwnik się nie poddał, możliwe, że zrobiłby to samemu. Przestał też naigrawać się z rywala przyznając, że jest niesamowitym wojownikiem i najlepszym obok niego bokserem świata. Ostatnie starcie Muhammada i Joe często wskazywane jest jako najlepsza walka w dziejach bosku. Wygrała między innymi sporządzony przez ''The Ring'' w 1996 ranking 100 najlepszych mistrzowskich pojedynków. ''Walkę stulecia'' sklasyfikowano na czwartym miejscu.

Andrzej Bazylczuk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.