Polska w obliczu isiomanii - co należy wiedzieć o tym zjawisku?

Agnieszka Radwańska po wygranym turnieju w Miami wróciła do Polski i podzieliła się z dziennikarzami tym, co zaprząta jej głowę po największym sukcesie w karierze. Zapytana o to, czy jest gotowa na isiomanię, odpowiedziała: Cóż. Dlaczego nie? Teraz trzeba zadać sobie pytanie. Czy my, jako naród jesteśmy gotowi na kolejną manię i czy zdajemy sobie sprawę, z czym wiąże się zaprzedanie duszy zawodowemu tenisowi?

- Regularne poczucie niewyspania. Dwa z czterech największych turniejów tenisowych odbywają się na drugiej półkuli, oprócz tego w Stanach dziewczęta grają dużo turniejów o randze nieco mniejszej od Wielkiego Szlema (m.in. Miami). Czy jesteśmy gotowi na przybijanie gwoździa w pracy i czy jesteśmy gotowi na celebrowanie meczów Agnieszki o 3 w nocy w rodzinnym gronie, jak nakazuje tradycja manii w Polsce?

- Mecze tenisowe bywają jeszcze bardziej niestabilne czasowo, niż skoki narciarskie, więc jeśli wkurzały przekładane serie skoków, tutaj może być gorzej. Wpływ na to mają nie tylko warunki pogodowe (na kortach otwartych nie gra się, gdy pada deszcz i przerywa grę, jeśli jest strasznie gorąco), ale również inne mecze rozgrywane na tym samym boisku wcześniej, no i sam mecz, na którym nam zależy może trwać w zasadzie w nieskończoność. Jesteśmy gotowi brać zwolnienia na żądanie w pracy z tak dziwnego powodu? Jesteśmy gotowi ślęczeć przed telewizorem po kilka godzin w oczekiwaniu na mecz Radwańskiej?

- Kultura tenisowego kibicowania jest znacznie bardziej konserwatywna, restrykcyjna. To nie są piwne święta, jak te na Krupówkach. Rzucanie w Azarenkę śnieżkami raczej nie wchodzi w grę, nie tylko dlatego, bo na śniegu nie gra się w tenisa. Śpiewy i wuwuzele również mogą być zabrane przez odźwiernych strzegących tenisowych świątyń. Trzeba będzie się przestawić na kawę z termosu i klaskaniem obrzękłe prawice.

- Z tenisa będzie bardzo ciężko zrobić naszą polską dyscyplinę, nasi kibice będą mieli większą konkurencję, niż pod skocznią. W szranki z nami po miano najgorętszych dopingujących stanie kilkadziesiąt nacji, a nie Finowie, Norwedzy, Austriacy i Niemcy. Będzie nam tez trudno zniwelować braki związane z nikłym doświadczeniem w kochaniu się w gwiazdach tenisa, choć skoczków u zarania małyszomanii, znaliśmy również tylko z relacji Eurosportu, śledzonych od święta. Tutaj będzie trochę inaczej. Więcej nazwisk do przyswojenia, więcej skoczni turniejów do zapamiętania. Miną lata, zanim pani Elżbieta z supersamu zacznie odróżniać Venus od Sereny Williams. Ale to się stanie, jeśli isiomania faktycznie nadejdzie.

Spiro

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.