Sekret piłkarskiej długowieczności Sir Aleksa Fergusona

Rok 1517 był ważny w historii ludzkości. Marcin Luter przybił wtedy swoje rewolucyjne tezy na drzwiach kościoła w Wittenberdze, Turcy zajęli Kair, Mekkę i Medynę, a Jeszcze Nie Sir Alex Ferguson objął Manchester United. Od tamtego czasu nie tylko utrzymał się na stanowisku szkoleniowca ''Czerwonych Diabłów'', ale i na szczycie Premier League i europejskiej piłki. Zmieniali się piłkarze, kibice MU umierali i się rodzili, a Sir Alex wciąż tam jest i wciąż w dobrej formie. Może i odpadł w tym sezonie z Ligi Mistrzów i jej uboższej europejskiej kuzynki, ale za to pewnie zrekompensuje sobie to kolejnym krajowym mistrzostwem. Jaki jest sekret jego trenerskiej długowieczności?

- SAF umie sobie wybrać piłkarzy. Nie kupuje największych dostępnych gwiazd na rynku za gigamiliardy petrodolarów, bo wydaje zaledwie megamiliardy petrodolarów. Woli postawić na graczy jeszcze nie w pełni ukształtowanych i nawet nie aż tak znanych, ale takich, których może ulepić na swoje podobieństwo. I nie chodzi tu wcale o to, żeby byli siwymi Szkotami, z których twarzy dałoby się wycisnąć prawdopodobnie hektolitry whiskey. Uznaje przy tym, że kilka talentów może wprawdzie nie wypalić, ale zawsze znajdzie się wśród nich taki Peter Schmeichel, albo niechciany już nigdzie indziej awanturnik Eric Cantona, który w Manchesterze podporządkuje się drużynie i stanie jej liderem.

- Ferguson to dawny członek klasy robotniczej o lewicowych poglądach, którego marzeniem jest by jego piłkarze grali dla klasy robotniczej i sami byli jej członkami. To znaczy, żeby harowali na boisku jak Wayne Rooney, który w każdym spotkaniu biega od bramki do bramki, a w przerwie meczu jeszcze robi kanapki z szynką co wierniejszym fanom na trybunach i zapewne także odkurza ich mieszkania. Można być największą gwiazdą, ale jeśli się nie haruje, to się nie ma. Nie ma się miejsca w składzie. A jak to jest nie mieć miejsca w składzie MU, chętnie opowie wam niejaki Tomasz Kuszczak, o ile tylko będziecie kiedyś chodzić bez celu ulicami ślicznego miasta Watford.

- Ferguson wzbudza strach. W czasach kiedy największe, obrzucane milionami dolarów, euro i funtów oraz setkami przywilejów gwiazdy futbolu nie mają żadnych problemów z ignorowaniem uwag szkoleniowców, niepodporządkowywaniem się ich nakazom czy ucieczkami do kraju ojczystego (in your face, Carlos Tevez), Ferguson jest chlubnym wyjątkiem. Tak jak i Mourinho. Z tym, że Portugalczykowi sie jego gracze nie narażają, bo są w nim zakochani, po zajęciach drużynowych rysują dla niego laurki i ryją w pniach okolicznych drzew na przykład ''Jose Mourinho + Lassana Diarra = W.M'', a Szkota po prostu się boją.

Nie tylko przeraża ich to, że SAF na piłce zjadł zęby oraz kilku mniej pokornych graczy. Mają szacunek do zdobytych przez niego trofeów, bo nikt tylu nie ma (trzy mistrzostwa i cztery Puchary Szkocji, 12 mistrzostw i pięć Pucharów Anglii, cztery Puchary Ligi Angielskiej, 10 Tarcz Dobroczynności/Wspólnoty, cztery finały Ligi Mistrzów, z czego dwa wygrane, dwa Puchary Zdobywców Pucharów, dwa Superpuchary Europy, Puchar Interkontynentalny, Klubowe Mistrzostwo Świata). Boją się także legendarnej już ''suszarki'', podczas której Ferguson podchodzi do największych nawet boiskowych zabijaków, przyciskając twarz do ich twarzy, po czym krzyczy tak, że zawodnikom aż włosy stają dęba.

- Ten respekt okazują również rywale. Często przed meczem z Manchesterem United, onieśmieleni legendą drużyny i prowadzącego ją trenera już SMS-ują do członków rodziny, że przegrali, jest im przykro, ale co zrobić, to przecież MU. Choćby prasa całego świata rozpisywała się o tym, jak to tym razem ''Czerwone Diabły'' są wreszcie w prawdziwym kryzysie i tak respekt u przeciwników pozostaje.

- Nikt nigdy nie widział Fergusona bez gumy do żucia. Nie wiadomo nawet czy jest to wciąż jedna i ta sama guma, czy może za każdym razem inna. Wiele jednak przemawia za pierwszą z tych hipotez. Po pierwsze, w dobie, kiedy na eBayu można sprzedać wszystko, nawet Piotra Polczaka, żadna z tych gum przyklejonych pod ławką trenerską MU czy na czole Naniego, nigdy nie trafiła na jakikolwiek serwis aukcyjny, gdzie z pewnością osiągnęłaby słuszną cenę kilku(nastu) tysięcy funtów. Po drugie, oprócz powyższych przyczyn, SAF musi mieć jeszcze jakiś sekret, który w pełni zasługiwałby właśnie na słowo ''sekret''. Dlatego przemawia do nas argument, że jest to jedna guma do żucia, wciąż ta sama, zrobiona ze zmielonych chrząstek Czyngis-chana, dająca +10 do charyzmy i +200 do umiejętności nieśmiania się z gangsterskiej fryzury Berbatowa.

- SAF od SATAN dzieli zaledwie kilka literek, a ponieważ Szkot tchnął nowe życie w ''Czerwone Diabły'', pozwalając im rządzić całym (piłkarskim) światem, podejrzenia o spiskowanie z siłami nieczystymi, bądź wręcz bycie tymiż siłami nieczystymi są dość usprawiedliwione. W końcu nikt nie jest w stanie być trenerem jednego z najlepszych klubów planety przez 26 lat. A przynajmniej żaden człowiek.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA