Lisy kontra olimpijska strzelnica, czyli nowa, przypadkowa dyscyplina w Londynie?

Ochrona igrzysk w Londynie ma ostatecznie kosztować aż 1,6 miliarda dolarów. Jednak już wykazano w niej pewne luki. To znaczy lisy wykazały, wystawiając się tym samym na odstrzał, bo swojego spektakularnego włamu dokonały akurat na olimpijskiej strzelnicy.

Lisy wtargnęły na strzelnicę i nie tylko poprzegryzały na niej kable, ale także zniszczyły kosztowny sprzęt audio i kompletnie nie wykazały zrozumienia dla olimpijskiej idei współawodnictwa, załatwiając się na przygotowane już podium dla medalistów. I to najprawdopodobniej nie wtargnęły tam raz, ale incydent ten powtarza się co jakiś czas.

- One mieszkały tutaj jeszcze zanim zbudowaliśmy ten obiekt, zatem przychodzą w nocy, włóczą się tutaj i żują różne rzeczy - powiedział jeden z organizatorów Peter Underhill, nie uściślając czy do ''różnych rzeczy'' zaliczają się także ochroniarze.

Co więcej lisy biegają po strzelnicy nie tylko w nocy. Podczas jej testów, zauważył je złoty medalista z Sydney, Richard Faulds, a także jego trener. Trzeba przeznać, że te sympatyczne skądinąd zwierzaki wykazują rażące braki w instynkcie samozachowawczym. Nie tylko wkraczają nielegalnie na teren strzelnicy, czyli miejsca gdzie jest więcej sztuk broni palnej niż ludzi, ale też w kraju, w którym polowanie na dziady tychże lisów było jedną z ulubionych rozrywek dziadów tychże Anglików. Zaraz obok robienia deszczu, copiątkowego podboju Indii oraz narzekania na królową.

W każdym razie lisy na strzelnicy... To naprawdę brzmi jak zachęta do nowej przypadkowej dyscypliny olimpijskiej.

ŁM

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.