Poligon: Graham Derbi czyli o proporcjach po raz enty

Dwa-trzy razy w roku przez media wszelakie przelatuje iskra, zostawiając za sobą błyszczące entuzjazmem tytułu: ''polskie Gran Derbi!'', ''klasyk Ekstraklasy!'', ''El Clasico po polsku'' , ''na ten mecz zawsze czeka cała Polska!''. Kwantyfikatory latają jak Pershingi na wysokości lamperii, uzasadnienia trzeszczą od porównań i metafor, a statystyczny kibic jest jak Hania z kabaretu i ''się dziwi się''.

W ostatnich latach do rangi ''polskiego El Clasico'' awansowane zostały spotkania Wisły Kraków z Legią Warszawa, Legii Warszawa z Widzewem Łódź i Lecha Poznań z Legią Warszawa. Mecze Ruchu Chorzów z Górnikiem Zabrze nie doczekały się tego zaszczytu, zapakowano je bowiem do regionalnego worka z tasiemką ''Wielkie Derby Śląska'' (i tak dobrze, że ktoś dodał ''wielkie''). Podobnie potraktowano pojedynki Cracovii i Wisły Kraków - uznano je za sprawę lokalną i tyko od czasu do czasu ktoś puknie się w czoło, że to jednak derby ze stuczteroletnią tradycją (tą udokumentowaną, bo niespisany gazetowo stan faktyczny sięga dodatkowe dwa lata wstecz).

Kryteria awansu do roli najważniejszego (albo przynajmniej ''o-mało-co-prawie-chyba-najważniejszego-ale-kto-by-się-czepiał-szczegółów'') meczu sezonu są dziwne, płynne i bardzo trudno je spotkać na ulicy. Na pewno nie decyduje liczba zdobytych przez walczące w ''polskich Graham Derbi'' tytułów mistrzowskich - wtedy na wyboldowane nagłówki zasługiwałyby pojedynki tylko trzech klubów: Ruchu Chorzów (14), Górnika Zabrze (14) i Wisły Kraków (13). Ostatni ''ligowy klasyk'' czyli mecz Legii Warszawa z Lechem Poznań to zaledwie czternaście tytułów (Legia - 8, Lech - 6). Równie dobrze - a może nawet lepiej i bardziej - można by nazwać ''polskim klasykiem'' mecz Wisły Kraków z Wartą Poznań (13 + 2), Ruchu Chorzów ze Stalą Mielec (14 + 2) albo Górnika Zabrze z Garbarnią (14+1).

- Ale przecież Legia i Lech od paru lat są w ligowej czołówce, a Stal Mielec i Garbarnia tułają się po niskoligowych otchłaniach - powie ktoś. ''Od paru lat'' - i owszem. Bo jeszcze nie tak dawno Lech grywał w drugiej (wg minionych kryteriów) lidze, a o wiele wyżej w tabeli i o wiele częściej w pucharach grywała Amica Wronki. Nie wiadomo też, co będzie za rok, dwa, pięć i czy któraś z wymienionych drużyn nie zacznie balansować na granicy między klasami rozgrywkowymi. A przecież miano ''Gran Derbi'' nie powinno chyba podlegać okresowym zmianom ciśnienia i doraźnej formy, prawda? ''Gran Derbi'' powinno być pojedynkiem gigantów, elektryzującym kibiców w całej Polsce naturalnie i odruchowo, a nie tylko w dwóch województwach, raz na sześć lat i wyłącznie dlatego, że walczy się z Legią czy Wisłą, których bardzo łatwo jest nie lubić, więc i emocje łatwo rozpalić. W przeciwieństwie na przykład do Widzewa Łódź, który po dwóch znakomitych okresach (przełom lat 70. i 80. oraz połowa lat 90.) jakoś nie porażał formą i brutalnie mówiąc, przez większość Polski jest ledwie zauważalny.

- Ale przecież każdy pamięta mecze Legii z Widzewem, gdy w ostatnich minutach plutonowy Jeleń odpierał przeważające siły wroga... Po pierwsze primo - nie każdy, po drugie primo - historia polskiej piłki zna (a starsi kibice pamiętają) kilkadziesiąt równie emocjonujących meczów, ale jeśli nominację do tytułu ''Gran Derbi'' będzie się dostawało za dwa emocjonujące spotkania, to ryzykujemy bombastyczne nagłówki w przypadku wspomnianych już wcześniej Cracovii, Stali Mielec, czy nawet ŁKS-u.

- Ale tabela wszechczasów... - jęknął uparty obrońca ''polskiego El Clasico''. Proszę bardzo, a nawet uprzejmie - według tego kryterium do udziału w ''ligowym klasyku'' zdecydowanie bardziej niż Lech Poznań i Widzew Łódź uprawniony jest Łódzki Klub Sportowy, który rozegrał w najwyższej klasie rozgrywkowej ponad dwieście meczów więcej niż Lech i zdobył prawie pięćset punktów więcej niż Widzew. Są na sali jacyś chętni do nazwania ''polskimi Gran Derbi'' meczu ŁKS (64 sezony w Ekstraklasie, 2 tytuły mistrzowskie) z Cracovią (najstarszy wśród istniejących polskich klubów piłkarskich, 5 tytułów mistrzowskich na koncie)? Nie widzę... nie słyszę... Pan? O, nienienie - pana to ja znam i wiem, że pan sobie tylko jaja robi.

Każda drużyna przeżywa wahania form. Dzisiejszy siłacz, jeszcze parę lat temu wycierał ekstraklasowe piwnice albo nawet grywał w drugiej lidze. Rządzący kiedyś polską piłką Górnik Zabrze niedawno wrócił do Ekstraklasy i jest w niej zaledwie ambitnym średniakiem, grającym na placu budowy, z marki ''Cracovia'' śmieją się dziś nawet małe dzieci, a za parę lat - kto wie - może okazać się, że Wisła Kraków, niekwestionowana drużyna XXI wieku... Słucham? Nie, proszę pana, pan nie kwestionuje - pan się czepia... że Wisła pogrąży się w przeciętności i utknie w środku tabeli, zaś Legia o podium będzie mogła pomarzyć. To przecież sport. Tylko i aż.

Chęć posiadania własnych ''Gran Derbi'' jest jako tako zrozumiała - zapatrzeni jesteśmy w piłkę hiszpańską, w pojedynki Barcelony z Realem Madryt i też byśmy tak chcieli. Chcielibyśmy mieć coroczne święto, jeden jedyny (no, dwa...) mecz, na który czeka cały kraj, ''jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć, jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać''. Skoro nie ma na razie szans na podobny poziom, to może chociaż samą nazwą byśmy sobie przeszczepili i reperowali sobie kibicowskie ego naszym swojskim ''El Plastiko''. Ale znajmy proporcją, naprawdę... Real i Barcelona rzeczywiście rządziły w lidze hiszpańskiej i bezlitośnie dzieliły między siebie tytuły mistrzowskie (31: 21) oraz Puchary Króla (18:25). O takim niuansie, jak odwieczne animozje między Madrytem a stolicą Katalonii nie wspomnę, żeby nie budzić komentarzach ''zakamuflowanej opcji'' /galicyjskiej/wielkopolskiej/śląskiej/kongresowiackiej, udowadniającej, że jest opcją jedynie słuszną, a pozostałe som gupie i mają fszynapempku.

Trudno i darmo - nie mamy w lidze porównywalnych do Realu i Barcelony gigantów, a każda próba sztucznego wykreowania takowych skazana jest na niepowodzenie, bo liczby są bezlitosne, Podobnie jak próby wykreowania ''polskich Gran Derbi'', tym bardziej, gdy są to próby niekonsekwentne (co pół roku zmieniają się kandydaci) i (co równie istotne) warszawsko-centryczne. Zauważmy bowiem, że w ostatnich latach, co próba wykreowania ''ligowego klasyka'' - o w menu figuruje Legia, a to w zestawie z Widzewem, a to w zestawie z Wisłą, a to z Lechem. Nie, żebym sugerował jakiś spisek- sytuacja całkiem normalna, zważywszy na stabilną formę Legii i adresy redakcji większości polskich mediów, co determinuje (o, jakie ładne mądre słowo... Ciekawe, czy użyłem go zgodnie z jego znaczeniem?) postrzeganie rzeczywistości i ''przykleja'' Legię w centrum medialnej uwagi. Ale media i ich postrzeganie świata to jedno, a rzeczywistość to drugie. W rzeczywistości Legia prowadzi w tabeli wszechczasów, wśród kolekcjonerów tytułów mistrzowskich jest czwarta, wg wieku... nie dam głowy, ale zaryzykowałbym tezę, że nie mieści się nawet w pierwszej dwudziestce (na pewno przegrywa z Resovią) itd. itp.

Polska piłka potrzebuje ''pozytywnego imidżu'', a ten sam się nie zrobi i trzeba mu trochę pomóc. Wszyscy to wiedzą, wszyscy uznają i wszyscy doceniają wysiłki mające na celu odniesienie reputacji polskiej piłki ligowej. No, dobra, nie wszyscy doceniają - niektórzy się dziwią. Ale ''Gran Derbi'' to coś więcej niż tylko pi-arowa robota, napompowane sztucznym entuzjazmem nagłówki i ''leady'', okrzyki komentatorów. ''Gran Derbi'' po prostu są, ich się nie da zarządzić, nie można ich zadekretować i wyznaczyć. Dlatego m.in. dla mieszkańców Śląska pojedynek Legii z Wisła zawsze będzie tylko jakimś tam meczem goroli, a prawdziwym ''El Clasico'' będzie mecz Ruch Chorzów - Górnik Zabrze, na który z kolei krakowiaczki będą cijać pogardliwie z wysokości swoich ponad stuletnich derbów, których 185 odsłonę obejrzą w poniedziałek, warszawiacy wbrew faktom wynikom i tradycjom będą wpierać, że najważniejszym klasykiem są tylko mecze Legii , bez znaczenie z kim, gdzie i o co gra, a łodzianie w nosie będą mieli to, co dzieje się na Śląsku, w Krakowie czy w Warszawie, bo liga zaczyna się dla nich i kończy na pojedynku ŁKS-u z Widzewem (lub odwrotnie).

Wiele krajów nie ma swoich ''Gran Derbi'' i jakoś żyją. Cieszą się, że mają kilka mocnych, utytułowanych drużyn dziś, pamiętają że kiedyś-kiedyś mieli także kilka innych i nie próbują na siłę wykreować Matki Wszystkich Meczów, którą można by było napompować, opakować w błyszczący papier, przewiązać wstążeczką i sprzedać trzy razy drożej. Nie próbujmy więc i my - do tej pory każda próba takiej kreacji kończyła się fatalnie: z boiska wiało nudą, z trybun wiało ''Pieśnią o PZPN-nie'', a z mediów za każdym razem wiało rozczarowaniem. Zamiast ''El Clasico'' mieliśmy ''El Placebo'', które nie działało, nawet siłą sugestii, a czasami mieliśmy wręcz ''El Drętwo'', wywołujące ''dolegliwości trawienne, wzdęcia, bóle brzucha''...

Dajmy sobie spokój z szukaniem i co-półrocznym pompowaniem balona. Jeśli polska liga zasługuje na ''Gran Derbi'', to spokojna czaszka - kiedyś znajdą się same. A jeśli nie zasługuje - to choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów... i nagłówków... i artykułów.. i na to wszystko zasmażka!...

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.