Nie ma bunkrów, ale i tak jest super. Finał Ligi Mistrzów w kawałkach

Silne lobby uważa, że skoro w finale Ligi Mistrzów nie występuje FC Barcelona ani Real Madryt, to tak jakby finału LM w ogóle nie było. Trudno się jednak z takim sądem zgodzić, bo przecież finał Ligi Mistrzów odbędzie się - sprawdziłem w programie TV. Ba, zapowiada się wręcz porywająco!

Pokaż jak kibicujesz i wygraj nagrodę - weź udział w konkursie

Dobry trailer wart tysiąc słów

 

Wielkie finały

Bayern Monachium: po raz jedenasty

Monachijczycy to prawdziwi rutyniarze w kwestii europejskich pucharów. Ośmiokrotnie wystąpili w finale Pucharu/ Ligi Mistrzów, raz w PZP i raz w Pucharze UEFA. Co ważnie, aż sześć z nich okazało się zwycięskie - cztery w LM (1974, 1975, 1976, 2001), jeden w PZP (1967) i jeden w UEFA (1996). Z czterema zwycięstwami w najważniejszym europejskich rozgrywkach zajmuje on czwarte (ex aequo) miejsce w klasyfikacji ligomistrzowych debeściaków (za Realem, Milanem i Liverpoolem). Niemcy są również ostatnią jak na razie ekipą, która wywalczyła trzy tytułu PM/LM z rzędu (1974-76). Przedtem sztuki tej dokonał Real Madryt (1955-60) i Ajax (1969-73). Co ciekawe w kontekście tegorocznej konfrontacji, w jednym ze zwycięskich finałów PM/LM rywalem Niemców byli właśnie Anglicy - piłkarze Leeds United. Miało to miejsce w sezonie 1974/1975, a spotkanie odbyło się w Paryżu i zakończyło się wynikiem 2:0 dla Bayernu. Niestety do historii przeszły również krzywdzące piłkarzy Leeds decyzje sędziego Michela Kitabdjiana.

 

Chelsea Londyn: po raz czwarty

The Blues nie mają aż takiej wprawy w finałowych popisach. W najważniejszych meczach europejskich rozgrywek zagrali trzykrotnie. Cztery lata temu, w jedynym finale LM, Chelsea uległo po karnych Manchesterowi United (1:1 i k. 5:6). Żeby jednak nie siać defetyzmu, należy podkreślić, że dwa inne finały londyńczycy wygrali. Oba one odbyły się w ramach PZP. W 1971 roku zgarnęli oni trofeum kosztem Realu Madryt (1:1 i 2:1 w powtórzonym meczu). Z perspektywy meczu z Bayernem dużo ciekawszy wydaje się jednak drugi zwycięski finał. Otóż w 1998 roku pokonana została inna niemiecka drużyna - VfB Stuttgart (1:0).

 

W ekipie Chelsea wystąpił wówczas... Roberto di Matteo. Znak?

Oni już chyba kiedyś grali ze sobą...

Choć wydaje się, że Puchar Mistrzów od swych początków przedstawianych na ścianach jaskini w Lascaux składa się z Bayernu i Chelsea, to jednak tak wcale nie jest. Udział w nim londyńczyków jest bowiem przede wszystkim kwestią XXI wieku. Nie zmienia to jednak faktu, że ponad dekadę tego wieku w futbolowym wydaniu już obserwujemy. Można by spodziewać się więc, że finaliści tegorocznej LM niejedną wspólną randkę mają już za sobą. Tymczasem mają oni właśnie tylko jedną.

Obie ekipy spotkały się w ćwierćfinale LM sezonu 2004/2005 i... rozegrały porywający dwumecz.

W pierwszym spotkaniu wygrali The Blues 4:2 po bramkach J. Cole'a, Lamparda (dwóch) i Drogby oraz Schweinsteigera i Ballacka. Szczególnie trafienie Frankiego przyciąga uwagę swym wykonaniem. Unglaublich.

 

W rewanżu Chelsea szybko strzeliła bramkę po kropnięciu Lamparda. Dla Bayernu trafił Pizarro, potem londyńczykom prowadzenie dał Drogba, znowu wyrównał Guerrero, a w doliczonym czasie gry zwycięstwo Niemcom dał Scholl. Były emocje i łzy, ale to Anglicy przeszli do półfinału.

Droga do finału

Bayern Monachium: różnie mówią, ale w półfinale było ciężko

Gdyby ktoś przyczepił się do Bayernu, to powiedziałby, że trudnego przeciwnika w tegorocznej LM spotkał on dopiero w półfinale. Ja się jednak nie czepiam. Najpierw Niemcy wyszli z wyrównanej grupy, do której trafiły także Napoli, Villarreal oraz Manchester City. Potem obtłukli oni Basel (1:0 i pamiętne 7:0), a następnie odprawili Olympique Marsylia (dwa razy 2:0). W ostatniej rundzie uporali się po karnych z Królewskimi (2:1 i 1:2). Nie wiem czy to wszystko było takie znów łatwe.

Chelsea Londyn: podobnie gadają

Zbliżonych argumentów używa także w stosunku do Chelsea. Również uważam, że czyni się to w sposób nieuzasadniony. Londyńczycy wyszli z niełatwej grupy, gdzie mieli za rywali Valencię, Bayer i Genk. Później napocili się w dwumeczu z Napoli (1:3 i 4:1 po dogrywce) i sprawnie odprawili Benfikę Lizbona (1:0 i 2:1). No i wreszcie w półfinale doszło do jednego z najbardziej porywających dwumeczów LM ostatnich lat. Po niezwykłej batalii The Blues uporali się z Barceloną (1:0 i 2:2). Jest jakiś cwaniak, który też tak zrobi?

Jak tam panie forma ostatnio?

Bayern Monachium: boli na każdym kroku

Aspektem, który z pewnością łączy obu finalistów LM jest niedosyt związany z krajowymi rozgrywkami. Bayern zajął w nich co prawda drugie miejsce, ale w Monachium każde miejsce, które nie jest pierwszym, traktowane pozostaje jako toksyczny odpad futbolowej obróbki skrawaniem. Ostatecznym zaś gwoździem do psychicznej zapaści monachijczyków okazał się finał Pucharu Niemiec, w którym wiemy jaki taniec zatańczył Robert Lewandowski nad trupem przeciwnika co się wydarzyło.

Chelsea Londyn: ból bardziej przeszywający niż piosenki Tomasza Niecika

Cóż jednak w takim razie powinni powiedzieć The Blues? Oni w ostatniej ligowej kolejce dostali srogi oklep od Liverpoolu (1:4) i zajęli ostatecznie 6. miejsce w tabeli. Auć. Na osłodę zostaje im tylko zwycięstwo w FA Cup, które przy przynajmniej załatwia im przepustkę do Ligi Europy. Z drugiej strony, podczas finału LM Arjen Robben może powiedzieć graczom Chelsea, co on osobiście sądzi na temat ewentualnej gry w czwartkowe wieczory .

Czy ja tu już kiedyś nie grałem?

Jest taki pan, który powinien świetnie kojarzyć szatnie obu zespołów. To właśnie ten pan z awersją do Ligi Europy. To pan Robben . W Chelsea spędził on trzy lata (2004-2007). W tym czasie wywalczył dwa mistrzostwa i jedno wicemistrzostwo Anglii. Pewnie tęsknią za nim trochę w Londynie.

W Bayernie również wybija właśnie trzeci rok gry Holendra (trafił do klubu w 2009 roku). Z tym, że jego osiągnięcia są w nim ilościowo skromniejsze, bo do domowej szufladki trafiły na razie tylko dwa medale: jeden mistrzowski i jeden wicemistrzowski. Wszyscy kibice jednak tęskno wzdychają za sezonem 2009/2010, kiedy to Robben poprowadził swój zespół do sukcesu w Bundeslidze, Pucharze Niemiec oraz do finału LM.

Kto wygra?

Chelsea Avrama Granta nie wygrała swojego finału, więc dlaczego miałaby to zrobić Chelsea Di Matteo? Tym bardziej, że imprezka odbywa się przecież na chacie Bayernu i Niemcy zrobią wszystko, żeby móc świętować zwycięstwo wraz ze swoimi kibicami na Allianz Arenie. Obstawiam więc, że to właśnie podopieczni Juppa Heynckesa będą świętować, pijąc piwo i zagryzając je wurstem.

Przemysław Nosal

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA