Pokaż jak kibicujesz i wygraj nagrodę - weź udział w konkursie
Nie wiem czy nasze Orły o tym wiedzą, ale we wtorek wieczorem nasza reprezentacja rozegra trzynasty w historii mecz z kadrą Łotwy. Nie jestem przesądny, ale na wszelki wypadek lepiej trzymać Jopa i Głowackiego z daleka od boiska. Może niech się stawią na komendzie w trakcie spotkania?
Co ciekawe, aż osiem z dwunastu rozegranych dotychczas spotkań miało miejsce w latach 1930-1938.
Jak widać bilans ewidentnie na korzyść biało-czerwonych: 5 zwycięstw - 2 remisy - 1 porażka. Nic tylko się cieszyć. Potem jednak przyszła wojna, a po wojnie długi czas, podczas którego Łotysze nie mieli swojej własnej reprezentacji. Do odnowienia znajomości przyszło więc dopiero po wydruku nowej mapy Europy, która uwzględniała już stolicę w pięknej Rydze.
Łotwa stanie się kolejnym rajem podatkowym w strefie euro Łotwa, Ryga/Fot. Shutterstock
Pierwsze spotkanie Polaków z nowym łotewskim brandingiem miał miejsce w 1992 roku . Wtedy to, w malowniczym mieście Iława, prowadzeni przez Andrzeja Strejlaua biało-czerwoni, rozegrali swoje pierwsze spotkanie z reaktywowanym niedawno państwem. W naszej drużynie hasały takie asy jak Andrzej Kobylański, Ryszard Staniek, Adam Fedoruk czy Tomasz Cebula, a jedyną bramkę meczu zdobył ten oto popularny dziś komentator stadionowych wydarzeń.
Pięć lat później, czyli w 1997 roku , doszło do kolejnego, równie zagadkowego, spotkania. Antoni Piechniczek zabrał bowiem swoją reprezentację na cypryjską eskapadę. Kadra miała tam rozegrać mały turniej wraz z ekipami Litwy, Cypru i Łotwy. Gdy przyszło jednak do pakowania walizek, okazało się, że wszyscy uczestnicy pucharu zabierają ze sobą siódmy garnitur reprezentacji. Tym właśnie sposobem w koszulce z orzełkiem zagrali tacy zapomniani dziś już gracze jak Sławomir Paluch, Rafał Kaczmarczyk, Jacek Berensztajn czy Dariusz Rzeźniczek. W pośpiechu zmontowany skład najpierw zremisował bezbramkowo z Litwą, a potem wygrał 3:2 z gospodarzami. Potyczka z Łotyszami miała zadecydować o tym, kto zgarnie najcięższą wazę w nagrodę. Biało-czerwoni jednak już w 55. minucie przegrywali ze swoimi rywalami 0:2. Potem jednak ruszyli ostro do boju. Kałużny w 63. minucie na 1:2, Jegor w 83. z wolnego i wreszcie Waldemar Kryger rozpaczliwym strzałem w ostatniej minucie spotkania dał Polakom zwycięstwo i triumf w całym pucharze. Spektakularną wiktorię oglądała... niecała setka kibiców.
Waldemar Kryger (z prawej) i Paweł Bocian Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Tym sposobem dochodzimy do eliminacji EURO 2004 . Porażka na MŚ 2002, nowy selekcjoner, (wymęczone) zwycięstwo z San Marino na inaugurację kwalifikacji. Spotkanie z Łotwą miało być formalnością. Biało-czerwoni zamierzali sprawnie skasować trzy punkty, w kolejnych spotkaniach u siebie obtłuc Węgry i San Marino, a potem w spokoju sposobić się do meczu z najgroźniejszym rywalem - Szwecją. Nie było jednak formalności, nie było trzech punktów, nie było spokoju, nie było niczego. Był Laizans, miazga i jedno z najbardziej żenujących spotkań ever. Skrót meczu tutaj .
Krótko potem z posady selekcjonera zdezerterował Boniek i klocki od nowa próbował układać Paweł Janas. Szło mu ze zmiennym szczęściem. W dalszej części eliminacji zaliczył on 0:0 z Węgrami, 5:0 z San Marino oraz 0:3 ze Szwecją. I tak doszło do rewanżu między Polską a Łotwą w Rydze. Biało-czerwoni mieli jeszcze realne szanse na awans, musieli jednak wygrać na wyjeździe... i ta sztuka im się udała. Piękną bramkę z wolnego strzelił Mirosław Szymkowiak (do wglądu tutaj ), potem kolejną dołożył Tomasz Kłos ( tutaj ). Iskierka nadziei nadal się więc tliła, ale wiadro wody wylali na nią jednak Szwedzi wygrywając z nami w Chorzowie (0:2). W konsekwencji, pomimo zwycięstwa Orłów nad Węgrami, to Łotysze zagrali w barażach do EURO 2004 z Turcją. A w nich... Najpierw sensacyjnie wygrali z przybyszami znad Bosforu (1:0),
a później - kto wie, czy nie jeszcze bardziej sensacyjnie - zremisowali z nimi na wyjeździe (2:2).
W efekcie to właśnie oni pojechali do Portugalii na EURO 2004 i pokazali się tam z dobrej strony, minimalnie ulegając Czechom (1:2), remisując z Niemcami (0:0) i wyraźnie przegrywając z Holendrami (0:3).
Zemsta po latach mile widziana.
Przemysław Nosal