Dobry pomysł, zły pomysł: Optymizm na miarę naszych możliwości

Po meczu ze Słowacją nie dowiedzieliśmy się wiele nowego o reprezentacji. Dowiedzieliśmy się, że jest niezła, że na Euro nie musi myśleć wyłącznie o przetrwaniu, ale też że każda wymuszona przez okoliczności zmiana będzie zmianą na gorsze, ponieważ w naszej reprezentacji wartościowa rezerwa jest jak łyżka w ''Matrixie''. Nie istnieje.

Pokaż jak kibicujesz i wygraj nagrodę - weź udział w konkursie

Dobry pomysł: Pierwszy skład. Mecz z Łotwą pokazał nam, że nie mamy rezerw, mecz ze Słowacją miał odpowiedzieć na pytanie, czy mamy pierwszy skład. Odpowiedź, przynosząca niemałą ulgę, brzmi: mamy. Z dobrze nam znanymi wadami, ale też z kilkoma zaletami dającymi przed Euro nadzieję. Dopóki w meczu ze Słowacją grała pierwsza jedenastka - to Polacy przeważali, nacierali i kreowali grę. Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski rządzili na prawym skrzydle, co miało i tę zaletę, że skoncentrowani na walce z nimi rywale odpuszczali lewe, co z kolei tworzyło przestrzeń dla Macieja Rybusa. Rafał Murawski kilka razy popisał się energicznymi wejściami i kapitalnymi podaniami, Eugen Polanski nieźle go ubezpieczał, ba, nawet Ludovic Obraniak dośrodkowaniami ze stałych fragmentów gry trafiał na ogół tam, gdzie sobie zamierzył. Wojciech Szczęsny, choć przebieg meczu mógł go uśpić, zachował koncentrację, co kilka razy bardzo mu się przydało. Nasza kadra wygrała drugi mecz z rzędu, od czterech nie straciła bramki, od pięciu nie przegrała. Jasne, poza Portugalczykami rywali nie miała w tym czasie przesadnie groźnych, ale statystyka i tak brzmi przyjemnie.

Zły pomysł: Rezerwy. Tak, jak o postawę piłkarzy z pierwszej jedenastki możemy w zasadzie być spokojni, tak nie powinniśmy się również niepokoić tym, co się stanie, kiedy z jakichś przyczyn Franciszek Smuda będzie zmuszony sięgnąć po zmienników. Nie powinniśmy się tym niepokoić, ponieważ doskonale wiemy co się stanie - katastrofa. Mecz z Łotwą i druga połowa meczu ze Słowacją pokazały, jaka różnica jest między piłkarzami pierwszej jedenastki reprezentacji i zmiennikami i była to różnica otchłanna. Poza być może Kamilem Grosickim nie było rezerwowego, który by jakości gry nie obniżał. Całe szczęście, że Franciszek Smuda zmian w składzie nie lubi i przeprowadza je tylko w ostateczności.

Dobry pomysł: Marcin Wasilewski. Jeśli jest coś, czego dowiedzieliśmy się dzięki temu zgrupowaniu to tego, że Marcin Wasilewski ma w sobie pokłady talentu, o które nikt by go chyba nie podejrzewał. Przekwalifikowany z konieczności na stopera prawy obrońca z każdym meczem robi postępy widoczne gołym okiem. W meczu ze Łotwą był najlepszy na boisku, w meczu ze Słowacją również nie popełnił błędu - świetnie się ustawiał, odbierał piłkę pewnie i co równie ważne, czysto. Fakt, rywale nie zmusili go do wielkiego wysiłku, jak się zachowa kiedy piłki zaczną mu świszczeć koło ucha - nie wiadomo. Ale lepsza taka niewiedza od wiedzy, że na pewno się nie uda. Ten dość ryzykowny eksperyment selekcjonera ma szansę wypalić. W intencji tego, żeby wypalił, czarodziejska inkantacja:

 

Zły pomysł: Polska obrona. Mimo wszystko nie jest przypadkiem, że nasi obrońcy najlepiej radzą sobie pod bramką przeciwnika. We wtorek Wasilewski trafił w słupek, w sobotę jedynego gola w meczu zdobył Perquis. Pod własną bramką nie zawsze było tak dobrze - widać, że nasi obrońcy są grupą złożoną w ostatniej chwili, która jeszcze się do końca nie rozumie, co zresztą niespecjalnie zaskakuje, skoro w tym składzie rozegrała jeden mecz. A w zasadzie pół. Najgroźniejsza bodaj akcja rywali w pierwszej połowie doszła do skutku po tym, jak nie dogadali się Piszczek z Perquisem. A podczas Euro jeden taki błąd może dzielić awans z grupy od pożegnania z turniejem.

Dobry pomysł: Polski atak. Tam nasi najważniejsi zawodnicy - dortmundzki tercet - potrafią grać ze sobą na pamięć i nie wahają się tej umiejętności używać. Im bliżej bramki rywala, tym gra naszej reprezentacji staje się bardziej dopracowana, bardziej zrozumiała. Wiadomo, czego spodziewać się po poszczególnych zawodnikach, wiadomo, jak się powinni przesuwać i co robić. Z całą pewnością Franciszek Smuda ma pomysł na to, jak powinna grać reprezentacja - nawet, jeśli nie jest on przesadnie wyszukany już samo to, że jest, jest niemałym osiągnięciem selekcjonera, bo w przeszłości zdecydowanie częściej w natarciach naszej kadry dominowały wzorce patriotyczne - czyli ułańskie szarże i wielkie improwizacje.

Zły pomysł: Polski atak. Z drugiej strony, jak na drużynę, która radzi sobie tym lepiej, im bliżej jest bramki przeciwnika, strzelamy niebezpiecznie mało bramek. Wprawdzie wygraliśmy cztery z pięciu ostatnich meczów, ale tylko raz strzeliliśmy dwie bramki. A właściwie ani razu - w wygranym 2:1 meczu z Węgrami zwycięskiego gola strzelił dla nas obrońca rywali. I to nie jest przypadek, bo jakkolwiek Polacy faktycznie w pierwszej połowie meczu ze Słowacją częściej byli przy piłce, częściej atakowali, to wcale nie atakowali jakoś wybitnie groźnie. Za często czegoś brakowało, za często po trzech celnych podaniach czwarte okazywało się przestrzelone, za często zawodnicy w decydujących momentach biegli w prawo, kiedy powinni byli w lewo. Można mieć nadzieję, że to kwestia zmęczenia po faktycznie ciężkim austriackim zgrupowaniu. Ale będzie to tylko nadzieja.

Dobry pomysł: Optymizm. Tak mocnej reprezentacji za czasów nowożytnych nie mieliśmy. Mamy w niej kilku zawodników europejskiego formatu oraz kilku całkiem solidnych rzemieślników. Mamy jedenastkę, która, szczególnie z dala od własnej bramki wie, co ma robić i jak ma ze sobą grać. Mamy także to nieczęste w reprezentacyjnym futbolu szczęście, że największe gwiazdy naszej drużyny grają w jednym klubie i potrafią grać ze sobą na pamięć. Jakkolwiek zaskakująco by to nie zabrzmiało po dość przygnębiających ostatnich reprezentacyjnych latach - mamy dziś najmocniejszą reprezentację Polski czasów nowożytnych, z pewnością najmocniejszą z tych, które grały w XXI wieku na wielkich imprezach.

Zły pomysł: Optymizm. Na wszystko, co powyżej napisałem trzeba wziąć taką poprawkę, że nie mamy pojęcia jak nasi piłkarze zareagują na Euro. Wiemy, jakie działanie miały wielkie turnieje na ich reprezentacyjnych poprzedników i było to działanie paraliżujące, a przecież także w poprzednich kadrach zdarzali się gracze otrzaskani z wielkim futbolem. Euro rozgrywane w Polsce może mieć działanie odmienne, ale może mieć takie samo, albo wręcz wzmożone. I dopóki nasi piłkarze nie wyjdą na mecz z Grecją, dopóki nie staną na murawie, dopóki nie spędzą na niej jakiegoś kwadransa, dopóki nie upewnią się, że ich kolana nie zmieniły się w kulki rozgrzanej plasteliny i są w stanie utrzymać ich w postawie pionowej - tak długo wszystko, co powyżej, to tylko, jakby powiedział Kokosz, ''niepotwierdzone hipotezy naukowe''.

Piotr Mikołajczyk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA