Poligon: Kreacja i rekreacja, czyli sezon boiskowych reżyserów

Żyjemy tu na planie boiskowym, niczym w jednej, wielkiej rodzinie. Prawda czasu, prawda ekranu, prawda... Ujadanie myśliwskiej sfory i strzelające korki szampanów nie są w stanie zagłuszyć pytania, kto tu jest reżyserem, a kto scenarzystą?

Pokaż jak kibicujesz i wygraj nagrodę - weź udział w konkursie

Niby obie te role przypisane są do trenera, ale przecież trener nie biega po murawie, nie rozdziela piłek, nie decyduje o boiskowym obliczu zespołu. Może więc przyjmijmy, że trener pełni rolę scenarzysty i skupmy się na piłkarzach, którzy jednym podaniem potrafią stworzyć akcję, jednym spojrzeniem ogarniają całość gry, jednym ruchem nogi zamieniają drużynę jedenastu nieudaczników w stado lwów, Dziś odcinek poświęcony boiskowym reżyserom, zawodnikom kreatywnym, czasem zwanym rozgrywającymi.

Żeby nie brnąć w rozważania, co poeta miał na myśli - jedno nazwisko. Deyna. O kimś takim będziemy mówić (oczywiście, z zachowaniem odpowiednio ekstraklasowych proporcji). O kimś, kto widzi ciut więcej, przewiduje ciut dalej, podaje ciut dokładniej i to ciut to jest właśnie ten boiskowy błysk, tworzący akcję, gola, zwycięstwo, mistrzostwo... Lub wicemistrzostwo.

Niektóre zespoły mają takich graczy, niektóre nie.... O, a to był taki wielki tłusty truizm... Niektóre drużyny ustawiają ich kanonicznie - na środku pomocy, w niektórych częściej grają bardziej z boku, albo nawet całkiem na skrzydłach. W jednych klubach ''reżyser'' ma zadania czysto ofensywne, w innych orze się nim także w defensywie i destrukcji, a czasem tak bardzo, że właściwie nie wiadomo, czy dany pomocnik jest ''ofęsem'' czy ''difęsem'' - ten ostatni przypadek zilustrować sobie możemy przy pomocy zawodników Korony Kielce, Ruchu Chorzów i Legii Warszawa, o których pisaliśmy wczoraj. Malinowski, Vuković i Gol na przykład, to defensywni czy ofensywni, destrukcyjni czy konstrukcyjni? Niby bardziej ''do tyłu'', ale asyst i bramek nazbierali tyle, że proszę uprzejmie. A Gabor Straka niby taki ofensywno-kreatywny, a żółtych i czerwonych kartek wyłapał więcej niż Thiago Cionek, który to niby taki brutalny... Legia zresztą komplikuje nam cały wywód o pomocnikach, bo przecież wszyscy wiedzą, że piłkę rozgrywa tam Danijel Ljuboja, a jeśli Serbowi się nie chce - ktoś wyznaczony przez niego. I tu problem, bo Ljuboja jest napastnikiem, co zaburza porządek rzeczy i sięga heeeen... do odcinka o napastnikach.

Niektóre zespołu decydują się na grę jednym kreatywnym zawodnikiem, uznając dialogi na boisku na nieskuteczne, a triumwiraty za szkodliwe. W Śląsku rządzi i piłki rozdziela Sebastian Mila, Sebastian Dudek ''wsiegda gatow'' do pomocy i zastępstwa i tylko ten Mateusz Cetnarski sen z powiek działaczom i kibicom spędza, bo to, panie, talent miał być i mówili panie, że nawet jest, a jak przyszedł do Śląska, to się, panie, głównie zarostem wyróżnia i powiedz pan, czy nie lepiej było kupić tego Jeża z Górnika?

Otóż chyba nie lepiej. Jeża kupiła Polonia Warszawa i klnie teraz na czym świat stoi. Wymyślili przy Konwiktorskiej, że w środku wymiatać będzie Trałka, a grę będą robić po bokach Bruno z Jeżem i niby źle nie było, ale dobrze też nie bardzo, bo szóste miejsce to cios bolesny w dumę prezesa. W Wiśle z kolei po kontuzji Meliksona, biegającego raczej z boku, ciężar gry przeniesiono do środka - niestety, ryby grały tylko na niby, żaby na aby-aby, Gervasio Nunez wyspecjalizował się w łapaniu kolorowych kartek, Łukasz Garguła - w pudłowaniu z rzutów wolnych, a na postawienie na Tomasa Jirsaka odwagę miał dopiero Michał Probierz. Wobec powyższego przez długi czas grę robił... no, próbował robić Iwica Iliew, ale wiekowy napastnik przeniesiony w dodatku na skrzydło... takie niedomówienie.

Problemów nie było w Górniku, w którym grę reżyserowali Aleksander Kwiek i Krzysztof Mączyński oraz w Lechu Poznań, w którym znakomicie funkcjonujący duet Rafał Murawski - Semir Stilić został najpierw rozdzielony przez trenera Bakero a potem przez trenera Ru... ekhm, przepraszam bardzo... przez kontuzję przedłużenia kontraktu. Z braku Stilicia boiskowym głównodowodzącym był Rafał Murawski i choć w formie jest zdecydowanie słabszej niż kiedyś, radził sobie nieźle, ale widać było, że odżywa, gdy na boisko wbiega Stilić, w związku z czym odpowiedzialność dzieli się na dwóch, a możliwości gry kreatywnej mnoży się przez cztery.

Podobnie odżyła Jagiellonia, gdy po kontuzji wrócił Dawid Plizga - były lubinianin zagrał w zakończonym sezonie zaledwie 705 minut w 11 spotkaniach, ale zdążył zaliczyć pięć asyst i cztery bramki czyli prawie tyle ile Rafał Murawski i Maor Melikson razem wzięci. A sama gra Jagiellonii po powrocie Plizgi na boisko zyskała na wadze tyle, ile ważyła woda wyparta przez tego Plizgę... czy jakoś.

Skoro już jesteśmy przy/w Lubinie. Bardzo ciekawie prezentowało się kreowanie gry Zagłębia. Oczywiście, mówimy o wiośnie, bo jesienią Zagłębie kreowało jedynie zmartwienia i kłopoty. Formę odzyskał grający zazwyczaj z boku pomocy Szymon Pawłowski, w środku pola rozkręcili się Łukasz Hanzel, Damian Dąbrowski i Adrian Rakowski, tytlu zabezpieczał Jiri Bilek i jaką końcówkę sezonu miało Zagłębie Lubin - wszyscy widzieli. Niektórzy widzieli nawet Ivana Hodura, który miał być Ę, Ą, alfą, omegą i Kolegą Kierownikiem, a bywał na boisku rzadko, krótko i nie bardzo wiadomo, po co.

O jakiejkolwiek kreacji w przypadku Lechii Gdańsk nawet trudno mówić. Łukasz Surma i Paweł Nowak starali się jak mogli, ale pozbawieni pomocy kontuzjowanego Mateusza Machaja i poddani procesowi obróbki skrawaniem najpierw przez Tomasza Kafarskiego, a potem przez Pawła Janasa, cóż mogli zwojować? Wywojowali utrzymanie i umówmy się, że to naprawdę bardzo dużo.

ŁKS pozyskał zimą Macieja Iwańskiego i przez całą wiosnę kibice narzekali na niego, że nie strzela, nie podaje, nie trafia z rzutów wolnych, ma rumieńce, imię jak król z książeczki dla dzieci i w ogóle jest fatalny. Ale z Maciejem Iwańskim tak to już jest, że wszyscy na niego nadają, a potem przychodzą tabelki i pokazują: to, tu... tu... i tu... Tym razem Maciej Iwański zaliczył 4 asysty w 13 meczach (bardzo przyzwoity wynik, zważywszy że Rafał Murawski zaliczył dwie w 27 meczach, a np. Paweł Sobolewski z Korony - trzy w 26 spotkaniach) i jednak solidnie się na grze łodzian odcisnął. W przeciwieństwie do Mindaugasa Panki, który w Widzewie zagrał jeden ze słabszych sezonów i czasami wyglądał na bardzo niewyspanego. Możliwe, że śniły mu się czasy, gdy podawał piłkę Marcinowi Robakowi i Darvydasowi Sernasowi...

Cracovia... jaka jest - każdy widział, a niektórzy do dziś mają koszmary. Mimo wszystko jest tam promyczek nadziei: promyczek nazywa się Marcin Budziński i kiedy trener pozwalał mu grać w środku pola, potrafił przytrzymać piłkę, rozegrać, zaskakująco podać (czasem nawet zaskakiwał przeciwnika). Niestety, trenerzy ''Pasów'' z uporem maniaka przesuwali Budzińskiego na skrzydło, gdzie gubił połowę swojej wartości i trzy czwarte ochoty do gry. Póki można było liczyć na Alexandru Suworowa - jeszcze jakoś to wyglądało, ale potem Suworow doznał kontuzji (czytaj: doznał propozycji kontraktu w Hiszpanii) i Budzińskiemu do pomocy został debiutujący w Ekstraklasie Sebastian Steblecki... I o dziwo gra kreatyna Cracovii zaczęła wyglądać jeszcze w lepiej. Trwała krócej, ale momentami naprawdę dało się to oglądać.

Kiedy w polskiej lidze błysnął Maor Melikson, wiele klubów Ekstraklasy postanowiło sięgnąć do kieszeni i też mieć swojego Izraelczyka z iskrą w oku i darem rozgrywania w nodze. Moshe Ohayon pograł w Legii dwie godziny i wrócił do domu, Tamir Cahalon zagrał w Cracovii prawie sześć godzin, dostał dwie żółte kartki i też wrócił do domu, Liad Elmalich z Podbeskidzia spędził na ligowych boiskach niecałe cztery godziny i też go już chyba nie zobaczymy. Został nam sam Melikson, który zakończony właśnie sezon miał taki, jak i cała Wisła i Liran Cohen, drugi Izraelczyk z Podbeskidzia. Statystyki obaj mieli podobne - dwie asysty, jeden gol, podobnie nie błyszczeli, a po wpadce prezesa Wojciechowskiego z Baruchyanem magia piłkarzy z Izraela zdaje się przygasać.

Nagrodę imienia Dona Drapera dla najskuteczniejszego ''kreatywnego'' otrzymuje Bruno Coutinho z Polonii Warszawa - zdobywca pięciu bramek (bo Szymona Pawłowskiego nagradzaliśmy za osiągnięcia na skrzydle). Po cztery bramki strzelili Sebastian Mila, Aleksandar Vuković, Ivica Vrdoljak i Janusz Gol, a po trzy - Aleksander Kwiek i Miroslav Bożok.

BrunoBruno Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Nagrodę imienia Joan Holloway za najbardziej kreatywną pomoc przy zdobywaniu bramek otrzymuje jednogłośnie... przepraszam: dwunastogłośnie... Sebastian Mila , który dwanaście razy asystował przy bramkach kolegów. Następny w kolejce jest Semir Stilić - 6 asyst, a trzecie miejsce na asystenckim podium zajmuje para Gabor Straka i Dawid Plizga - po 5 asyst.

Zdobywca dwóch goli dla Śląska Sebastian MilaZdobywca dwóch goli dla Śląska Sebastian Mila Fot. Marcin Biodrowski / Agencja Wyborcza.pl

Wyróżnienie imienia Betty Draper za największą liczbę kartek powinien otrzymać Gabor Straka ( 8+ 2) ale ponieważ i jego, i Janusza Gola oplotkowaliśmy wczoraj, dzisiejszą nagrodę dzielimy między Vladimira Boljevicia z Cracovii (6 + 2), Gervasio Nuneza z Wisły Kraków i Bruno Coutinho z Polonii Warszawa (obaj 8 + 0).

Wisła - ŚląskWisła - Śląsk Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Odkrycie sezonu: Miroslav Bożok

Miroslav BożokMiroslav Bożok Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Dawno, dawno temu miał trafić do Wisły Kraków. Po paru latach trafił do Arki, gdzie grał... jak grał, a publiczność zastanawiała się, czemu Wisła w ogóle rozważała jego kandydaturę. Odżył w Bełchatowie, razem z Kamilem Kosowskim i Tomaszem Wróblem ciągnął grę ofensywną zespołu i bardzo szybko zaczęto przymierzać go nawet do Lecha Poznań.

Rozczarowanie sezonu: Mateusz Cetnarski i Bruno Coutinho

Mateusz Cetnarski i Bruno CoutinhoMateusz Cetnarski i Bruno Coutinho fot. Z czuba.pl

Pierwszy nadal nie przebił się do składu Śląska (choć, oczywiście, trzeba brać pod uwagę świetną dyspozycję Sebastiana Mili),a drugi, kiedy już raczył zagrać, grał głównie dla siebie i choć 5 bramek robi wrażenie, to od Bruno oczekiwano przede wszystkim prowadzenia zespołu, a nie udowadniania mu, że w porównaniu z Bruno jest tylko wieloosobowym cieniasem, bo ''Janie, tak się świeci... a tak się strzela bramki''.

Wtopa sezonu: Łukasz Garguła/Gervasio Nunez

Łukasz Garguła i Gervasio Nunez
Łukasz Garguła i Gervasio Nunez  fot. Z czuba.pl

Płacono za nich jak za mokre zboże, liczono na wiele, a tymczasem każdy z nich zaliczył po jednej asyście w lidze, Nunez dołożył symulkę w meczu z Fulham i czerwoną kartkę w meczu ze Standardem, a Garguła nieskuteczne rzuty wolne i korupcyjnego garba na zakończenie sezonu... To już chyba nawet Kew Jaliens był bardziej produktywny, o Michaelu Lameyu nie wspominając.

POLIGONOWE PODIUM SUBIEKTYWNE (BARDZO)

Miejsce trzecie: Rafał Murawski

Rafał Murawski w meczu Lecha Poznań z Wisłą KrakówRafał Murawski w meczu Lecha Poznań z Wisłą Kraków Fot. Lukasz Ogrodowczyk / Agencja Wyborcza.pl

Początkowo na trzecim miejscu był, rozgrywający bardzo dobry sezon Aleksander Kwiek, ale w ostatniej chwili ustąpił miejsca poznaniakowi. Czemu? Cóż, Górnik skończył sezon na miejscu ósmym, a Lech z miejsca dziewiątego dostał się do pucharów, w czym zasługa Rafała Murawskiego jest ''o, taaaka wielka - pod każdym kołem żelazna belka''.

Miejsce drugie: Dawid Plizga

Dawid PlizgaDawid Plizga Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Wyborcza.pl

Trochę na wyrost, bo co to jest 11 spotkań, gdy się kupuje i las, i tartak, i psa... ale gdy Dawid Plizga był na boisku, Jagiellonia grała z polotem, fantazją i przede wszystkim skutecznie. Znakomicie rozumiał się z Tomaszem Frankowskim, podawał, strzelał i można tylko żałować, że kontuzja zabrała mu 2/3 sezonu.

Miejsce pierwsze: Sebastian Mila

Sebastian MilaSebastian Mila Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl

Dziwnym nie jest - cztery bramki, dwanaście asyst, mistrzostwo Polski. Any questions?

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.