Jakiś koleś chciał wejść na mecz NBA, bo jest celebrytą

Wielu uważa, że Oklahoma City Thunder jest w poważnych tarapatach podczas trwającego właśnie finału Konferencji Zachodniej, bo ich rywal, San Antonio Spurs jest drużyną kompletną - doświadczoną, inteligentną i wyważoną na różnych pozycjach. Proporcje w tej rywalizacji jednak uległy ostatnio diametralnej zmianie, albowiem pokład Thunder opuścił pewien ekscentryczny kibic, który strzelił focha, bo kazano mu kupić bilet. W ramach focha swoje wsparcie ofiarował Ostrogom.

Lil Wayne jest amerykańskim raperem, który mieni się wielkim kibicem koszykówki. Wielkość tego kibicowania jest zazwyczaj mierzona w milionach dolarów, bo Wayne na przykład zrobił wrażenie na reporterskich obiektywach, gdy przyszedł na mecz All Star Game w słuchawkach wysadzanych diamentami - wartych właśnie milion dolarów.

Jak to zwykle bywa w przypadku obrzydliwie bogatych, próżnych gwiazd show-biznesu, pan Lil przybywszy na mecz swoich ulubionych Thunder dowiedział się, że nie może przebywać w pobliżu zespołu - tak właśnie zreferował sytuację na swoim koncie twitterowym. Rzecznik zespołu, Dan Mahoney w odpowiedzi sprostował, że ani sam Wayne, ani nikt z reprezentujących go ludzi wcześniej nie wykupił miejsc w hali, która wyprzedała już bilety na mecze finałowe, również na miejsca w pierwszym rzędzie.

Bardzo chcielibyśmy go mieć na widowni, ale musi wcześniej kupić bilet, jak każdy inny fan.

Raper zakończył natomiast swoją twitterową wypowiedź okrzykiem:

Go Spurs!

Oklahoma pozbawiona wsparcia tego jakże oddanego fana, wygrała dwa spotkania z San Antonio i w rywalizacji do 4 zwycięstw jest 2:2. Przejście na stronę wroga Wayne'a być może źle zrobiło wrogowi, o którego idealnym balansie wspominałem wcześniej. Ciąży sznur pereł i słuchawki z diamentów. Poza tym, czy na takim flow można zdobyć mistrzostwo NBA?

 

Spiro

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA