3 dni do Euro 2012: 3 naszych najlepszych zawodników z Borussii Dortmund

To już za trzy dni! I choć przed MŚ 2002 mieliśmy związane z naszą reprezentacją wielkie nadzieje, a skończyło się śmiercią marzeń o tym, że dalekie wykopy na Kałużnego mogą zmienić losy planety, choć przed MŚ 2006 mieliśmy wielkie nadzieje, a skończyło się na śmierci marzeń o tym, że piłkarsko Ekwador do pięt nam nie dorasta i choć również przed Euro 2008 mieliśmy wielkie nadzieje, a skończyło się śmiercią marzeń o tym, że Ebi Smolarek to najlepszy piłkarz świata, teraz też wierzymy. Wszystko przez/dzięki postawie naszych graczy z Borussii Dortmund.

Klub z Zagłębia Ruhry obronił tytuł mistrzowski, bijąc po drodze kilka rekordów, w tym rekord zainteresowania ze strony polskich mediów. Wbrew temu jednak, jakie wrażenie można odnieść na podstawie relacji naszej rodzimej prasy, nie jest tak, że w Borussii nie ma żadnego nie-Polaka, a nawet jeśli gdzieś się jakiś w koszulce klubowej schował (na przykład za szafą), to na pewno nie strzela bramek, ani nie asystuje. Tak naprawdę reprezentantów mamy w Dortmundzie trzech, tak się również składa, że to również nasi najlepsi zawodnicy z pola drużynie narodowej. Każdy z nich zasługuje na kilka słów przed turniejem, podczas którego poprowadzą nas ... Po prostu nas poprowadzą. Choć nie wiemy jeszcze gdzie.

Kuba Błaszczykowski - Kuba w ciągu ostatniego sezonu przeżył małą jazdę na rollercoasterze. Przez pewien czas był tylko zmiennikiem Mario Goetzego, mówiło się o tym, że powinien zmienić klub, nazwisko na łatwiejsze do wymówienia i że być może jest już Borussii po prostu zbędny. Tymczasem niemiecki Super Mario doznał w pewnym momencie kontuzji, a Polak nagle stał się ekipie Jurgena Kloppa niezbędny. Strzelał, podawał, dryblował i prawdopodobnie także w szatni nalewał kolegom herbatę do termosów i pilnował ich psów, kotów i gekonów, kiedy wyjeżdżali gdzieś na weekend. Słowem, a raczej dwoma słowami: był niezbędny.

Tak samo jak niezbędny jest naszej kadrze. To kapitan i walczak, co znakomicie widać było w meczu z Andorą, kiedy w drugiej połowie nikomu za bardzo nie chciało się już krzywdzić rywali, a ''Błaszczu'' wciąż szalał na skrzydle, nie odpuszczając ani na moment. Potrafi celnie dograć, potrafi kąśliwie strzelić, jeśli ma dobry dzień potrafi również wygrać pojedynek jeden na jeden z każdym obrońcą świata. W nim może nie cała nadzieja, ale z pewnością wiele tej nadziei.

Łukasz Piszczek - Kiedyś był napastnikiem, a nawet - jeśli dobrze pamiętam - przez moment nawet liderem strzelców Ekstraklasy, więc inklinacje ofensywne mu pozostały. A jak wiemy, zgodnie z definicją Dariusza Szpakowskiego, którą powtórzył w ciągu ostatnich czterech lat i 567 komentowanych spotkań, na tym właśnie polega nowoczesny futbolu i tym się właśnie różni on od futbolu nienowoczesnego - atakującymi bocznymi obrońcami. Nie bez znaczenia jest tutaj również fakt, że Piszczek to przebrany w piłkarską koszulkę wicher, który zdaniem specjalistów z dziedziny medycyny sportowej pierwsze 30 metrów biega szybciej niż Usain Bolt . Poza tym nie zapominajmy, że w Polsce boczni obrońcy są jak jeże afrykańskie: nie pojawiają się w naturalny sposób. Stąd też na Łukasza musimy chuchać, dmuchać, a także modlić się, by dzieci na pierwszą komunię zaczęły wreszcie zamiast tych głupich jeży dostawać solidnych bocznych defensorów.

Robert Lewandowski - Rok temu chyba nikt nie spodziewał się aż takiego sezonu w wykonaniu naszego napastnika, nawet ci, którzy spodziewali się sezonu bardzo dobrego. W sezonie 2010/2011 Lewandowski strzelał dla Borussii w co piątym meczu. W tym był już niezaprzeczalnie napastnikiem numer jeden, zdobywając 30 goli w 46 meczach (22 w lidze, 7 w Pucharze Niemiec i jednego w Lidze Mistrzów). Wciąż musi się nauczyć wykorzystywania najłatwiejszych sytuacji (to jego zmora jeszcze od czasów Lecha, strzelanie bramek trudnych i marnowanie ''setek''), ale już można powiedzieć, że powoli Robert staje się napastnikiem europejskiego formatu. Do tego nie tylko trafia do siatki, ale też asystuje, potrafi się zastawić i przytrzymać piłkę w polu karnym rywala, zrobić w nim miejsce kolegom, ściągnąć na siebie kilku defensorów... To już czyni z niego pierwszoplanową postać reprezentacji. O tyle ważniejszą, że jeśli nie Lewandowski, to w ataku pozostają nam już tylko Sobiech i Brożek.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.