Poligon: Anglia - Francja czyli elementarna dedukcja

Głowę rozsadzał mi nieznośny piskliwy dźwięk, dochodzący zza ściany.

- Sherlocku, skrzypce? Teraz? Tuż przed meczem? - zapytałem wchodząc do pokoju. - Siedzę w fotelu, drogi Watsonie. Skrzypce, jak zapewne zdołałeś już dostrzec, wiszą nad telewizorem. Skoro skrzypce wiszą w odległości trzech metrów sześćdziesięciu centymetrów od moich rąk, nie mogę na nich grać, prawda? - Na boga, Holmesie, to... - To genialne, wiem - prychnął Sherlock. - Nie o to mi chodzi - sprostowałem. - Ten dźwięk... To "Good save the Queen" w wersji na żeński chórek UEFA. Co oni zrobili z naszym hymnem? - Dzwoń po inspektora, Watsonie - wycedził Holmes - Podejrzewam morderstwo. - A teraz ''Marsylianka''... - jęknąłem - Tylko czemu brzmi jak kujawiaczek? - A wcześniej hymny Hiszpanii, Niemiec I Holandii - zamyślił się Holmes.

Czekając na inspektora obserwowałem wydarzenia na boisku. Joe Hart wyszedł do dośrodkowania i minął się z piłką. ''Gdybym nie wiedział, ze jest angielskim bramkarzem, pomyślałbym, że jest angielskim bramkarzem" - pomyślałem i uśmiechnąłem się na myśl, co powiedziałby Holmes, na tak logiczne rozumowanie. W tym momencie Holmes zachichotał cichutko. Odwróciłem z zażenowaniem głowę. Zapewne dostrzegł na mojej twarzy tradycyjne objawy wysiłku intelektualnego. Co mam zrobić, żeby zamaskować puchnące nagle żyły i pot pojawiający się na skroniach?

- Milner... Milner... Milner! - krzyczał redaktor Iwański, gdy Milner startował do prostopadłego podania, mijał francuskiego bramkarza i pudłował z ostrego kąta. - Jak mógł tego nie trafić?!

...wyjaśnił Holmes.

Anglicy bronili się ósemką na szesnastym metrze, Francuzi atakowali dwoma zawodnikami, z których jeden prowadził piłkę i próbował dośrodkować, a drugi próbował za wszelką cenę nie dochodzić do dośrodkowania. Anglicy, przechodząc do ataku, stosowali podania prostopadłe - czasem prostopadłe do linii obrony, czasem prostopadłe do linii autowej, a czasem nawet prostopadłe do płyty boiska. W 30. minucie w pozycji równoległej do płyty boiska znalazł się jeden z Anglików i sędzia odgwizdał rzut wolny.

- Rzut wolny. Dwadzieścia pięć metrów do bramki. Steven Gerrard. Wrzutka na piąty metr. Joleon Lescott. Gol. - mruknął Homes.

- Na boga, Holmesie, to... - To powtórzony rzut wolny - dokończył Holmes. - Dwadzieścia pięć metrów do bramki. Steven Gerrard. Wrzutka na piąty metr. Joleon Lescott. Gol. - Jak na to wpadłeś? - zapytałem tradycyjnie.

...wyjaśnił Holmes i zamyślił się nagle, a po chwili wymamrotał. - Rzut wolny. Nasri. Dośrodkowanie na szósty metr, nie strzeli... nie strzeli... kto nie strzeli?... - Może Ribery? - podsunąłem. Homes potrząsnął niecierpliwie głową. - Memory... find... - szeptał - ...Diarra i wszystko jasne - uśmiechnął się tryumfalnie.

Nasri dośrodkował, Diarra uderzył, Hart obronił, Diarra uderzył po raz drugi, ale tym razem fatalnie spudłował.

- Na boga, Holmesie, jesteś... - Genialny, wiem - uciął Homes.

Francuzi cisnęli, coraz szybciej rozgrywali piłkę i spychali obronę Anglików w głąb pola karnego. Piłka trafiła do Samira Nasriego...

W tym samym momencie przy Downing Street 10

....Steven Gerrad próbował zablokować strzał Nasriego, ale piłka tylko śmignęła między nim a którymś z graczy francuskich i mimo rozpaczliwej interwencji Harta tuż przy słupku wpadła do bramki.

...powiedziałem, a Holmes spojrzał na mnie dziwnie i zawiesił się na chwilę. W duchu uśmiechnąłem się tryumfalnie. Zawsze był bezradny wobec mojej ulubionej zabawy - podrzucania mu losowych zbitek słów, w których rozpaczliwie próbował doszukać się nieistniejącego sensu. Sensu nie było także w wydarzeniach boiskowych: Anglicy i Francuzi walczyli o piłkę jak o Orlean w czasie wojny stuletniej. Na paru metrach kwadratowych boiska kopało się po kostkach aż czternastu piłkarzy, podczas gdy pozostałych ośmiu, przechadzało się po boisku, ziewając z nudów (jak połowa publiczności). Homes próbował zrozumieć taktykę Anglików.

- Chodźmy, pani Hudson - westchnąłem, podnosząc się z fotela. - ''Pałac moich myśli''? - zdziwiła się nasza gospodyni. Westchnąłem ponownie. - Metafora. I to skromna - wyjaśniłem. - W zeszłym roku mówił o ''świątyni jego myśli''. Za to moje stany skupienia i koncentracji nazywa ''pobytem w barakowozie doktora Watsona''.

Herbata pani Hudson była jak zwykle wyśmienita. Delikatna, z lekką nutką bergamotki i odrobiną letniego mleka. Delektowaliśmy się nią w ciszy (czyżby na boisku nic się nie działo?), gdy nagle do kuchni wpadł Sherlock przebrany za inspektora Lestrade'a

- Ależ skąd! - krzyknęła oburzona pani Hudson - To oryginalna ''Lady Grey''! - Mówię o reprezentacji Anglii! - prychnął zniecierpliwiony Holmes i trzasnął drzwiami Wróciliśmy do herbaty i biskwitów, a pani Hudson opowiedziała mi wielce zajmując historię z życia niejakiego pana Pickwicka. Po skończonym podwieczorku zajrzeliśmy do salonu. Holmes wyglądał jak siedem nieszczęść z ''Albatrosa''. - Na boga, Holmesie, co robisz? - zapytałem.

...krzyknął Holmes - Wiem, że w tym meczu nie padnie już żadna bramka, wiem, że Cabaye nie trafi w bramkę, bo będzie rykoszet, że Benzema będzie próbował strzelić gola z dystansu, że wieczorem Ukraina wygra ze Szwecją, że dwie bramki strzeli Szewczenko, a Ibrahimović tylko jedną... Nudzę się i będę się nudził przez resztę wieczora. - Holmesie, ale jak na to wpadłeś? - krzyknąłem, podczas gdy Cabaye nie trafiał, a Benzema próbował. - Wyczytałem w ''Poradniku działkowca'', który abonuje pani Hudson - wykrzywił się Holmes. - Oczywiście, że drogą dedukcji, Watsonie!

Sztab szkoleniowy naszej reprezentacji na specjalnej konferencji prasowej tłumaczył się z gry oraz z wyniku i obiecywał, że dołoży wszelkich starań aby.

- Bądź tak dobry, Watsonie i podaj mi mój telefon komórkowy - poprosił Homes, uśmiechając się lekko pod nosem. Sięgnąłem na blat stolika i podałem mu telefon. Sztab reprezentacji Anglii tłumaczył uwarunkowania, taktykę, logistykę, wyjaśniał, że zupa był za słona, trawa za zielona, a kontuzje i kartki nie pozwolił na skorzystanie i wykorzystanie, dziennikarze pytali, fotoreporterzy pstrykali, Holmes wystukiwał coś na klawiaturze telefonu. - Tak naprawdę nie potrafię tego wszystkiego państwu wyjaśnić - rozłożył ręce trener reprezentacji. - Piii-bip! Piii-bip! - jego wypowiedź przerwał dźwięk nadchodzącego SMS-a.

Andrzej Kałwa

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA