Holandia - Niemcy, czyli historia wielu dołów i pewnej koszulki

Czasami nie lubią się kibice jakichś drużyn, innym razem coś do siebie mają zawodnicy. Można też trafić na sytuacje, że nienawidzą się wszyscy ze wszystkimi - z chłopcami do podawania piłek i szatniarkami z klubowego hotelu włącznie. Oto kilka faktów z bogatej historii niechęci totalnej między Holendrami a Niemcami, których los złączył w grupie B polsko-ukraińskiego Euro.

1974 - Mistrzostwa Świata

Początek wielkiej boiskowej rywalizacji mającej u swego podłoża to, co Kurt Vonnegut określał Drugą Próbę Samobójczą Zachodniej Cywilizacji. Holendrzy grają futbol totalny, efektowny i kochany przez kibiców. W wielkim finale trafiają na Niemców grających... jak Niemcy. Przegrywają 2:1 i mają narodowego doła . Wszyscy w RFN cieszą się zaś niemiłożebnie.

1978 - Mistrzostwa Świata

Tym razem los skojarzył naszych bohaterów w drugiej rundzie rozgrywek grupowych. W bezpośrednim meczu jest 2:2. Z grupy wychodzą Holendrzy a Niemcy nie. Radość Oranje trwała jednak krótko, gdyż w finale ulegają Argentynie i znów mają doła - plusem dla nich jest to, że w RFN nie mają się z czego cieszyć.

1980 - Mistrzostwa Europy

RFN i Holandia spotykają się w grupie. W czasie bezpośredniego meczu znów jest ciekawie. Od początku obie strony nie przebierają w środkach, ani w słowach. W końcu niektórzy nie wytrzymują i w ruch idą pięści - Toni Schumacher szarpie się z Huubem Stevensem a René van de Kerkhof próbuje znokautować Bernda Schustera. Niemcy wygrywają 3:2 i awansują do finału, w którym wygrywają z Belgami. Holendrzy nie wychodzą z grupy. Zgadnijcie kto ma doła, a kto się cieszy.

1988 - Mistrzostwa Europy

Antagonizm między oboma reprezentacjami i ich kibicami sięgnął zenitu. Do boiskowego starcia dochodzi w półfinale rozgrywanych w Niemczech Euro. Zawodnicy nawet nie udają wzajemnej sympatii. Ostre spotkanie z kontrowersyjnymi karnymi dla obu stron kończy się zwycięstwem Pomarańczowych 2:1 po golu Marco Van Bastena w końcówce. Po ostatnim gwizdku atmosfera nie poprawia się - gracze nie podają sobie rąk i nie wymieniają się koszulkami. Wyjątkiem jest Ronald Koeman, który zamienia trykoty z Olafem Thonem. Thon szybko tego żałuje, gdyż Roni używa jego koszulki, aby podetrzeć się nią na oczach 60 000 niemieckich kibiców.

Teraz Niemcy mają doła i najchętniej schowaliby się pod ziemię, albo zgodnie z tradycją wyjechali do Ameryki Południowej. W Holandii euforia - 70% mieszkańców kraju świętuje na ulicach tryumf nad znienawidzonym przeciwnikiem i awans do finału. Jeśli wśród nich znalazłby się jakiś Niemiec, poczułby się zapewne jak w wielkim i drwiącym z niego pomarańczowym piekle. W decydującym spotkaniu Holendrzy pokonują ZSRR i sięgają po Mistrzostwo Europy. Dół gospodarzy znacząco się pogłębia i Niemcy masowo wykupują bilety do Czech, zmieniając przy tym nazwisko na Prohazka. Na granicy wjeżdżających do Holandii z RFN wita transparent o treści: ''Właśnie wjeżdżasz do kraju Mistrzów Europy''.

1989 - Eliminacje Mistrzostw Świata

Tym razem do głosu dochodzą kibice. Ulice Rotterdamu i okolice stadionu zamieniają się w pola bitew między chuliganami z obu krajów, trwa ''Polowanie na Niemca''. Są liczni ranni i aresztowani. Krótko mówiąc - jest źle. Zawodnicy najwyraźniej przerażeni wyczynami swych kibiców powstrzymują się od prowokujących zachowań i obywa się bez incydentów, a mecz kończy się remisem 1:1.

1990 - Mistrzostwa Świata

Ostatni raz Holandia trafiła na niezjednoczonych Niemców w 1/16 włoskiego Mundialu. Obu ekipom udaje się dokonać niemożliwego i stworzyć widowisko, w którym wzajemna nienawiść eksploduje z nową siłą. Zaczynają kibice, którzy zagłuszają hymn rywali. Potem do roboty biorą się piłkarze. Na dzień dobry Adri van Tiggelen sprawdza wytrzymałość kości Pierre'a Littbarskiego. Następnie Rudi Voeller próbuje wymusić faul, co nie podoba się Frankowi Rijkaardowi, który wyrażał dezaprobatę, plując na Niemca. Kolejnym pomysł Voellera to prowokowanie holenderskiego bramkarza. Znów do akcji wkracza dziarski Frank, tym razem umieszczając swoje DNA na szyi rywala. Nadpobudliwa dwójka niemal się tłucze, ale przechytrza ją sędzia i wyrzuca obu z boiska.

W drodze do szatni Holender uznaje, że jeśli trzeci raz opluje Rudiego, to ten pewnie zamieni się w zmutowaną żabę z Wenus. Nie zamienia się. Gdy zaś obaj znikają w korytarzu, w ruch idą pięści. Spotkanie wygrywają Niemcy, którzy następnie sięgają po Mistrzostwo Świata. Jest wiele radości. Oczywiście nie w Niderlandach, gdzie znów panuje dolina i nie cieszą się nawet zwycięzcy lokalnego totolotka.

1992 - Mistrzostwa Europy

Tym razem Holendrzy trafiają w grupie na nowych - zjednoczonych Niemców i wzajemne animozje, które osiągnęły szczyt dwa lata wcześniej, tym wyraźnie opadły. Oranje zwyciężają 3:1, ale do dalszych gier awansują obie reprezentacje. Nie jest jednak im dane spotkać się ponownie, gdyż wszystkich godzi Dania, która w półfinale pokonuje Holendrów, a w finale Deutschland United. Ciężko wyczuć kto ma doła, ale na pewno nie Duńczycy śpiewający na całą Europę: ''We are red and we are white we are Danish dynamite''.

2004 - Mistrzostwa Europy

Przez długich dwanaście lat nasi bohaterowie skutecznie unikają wpadania na siebie. W końcu los po raz kolejny łączy ich na Portugalskich boiskach, a konkretnie w grupie D. W składach obu drużyn nie ma już praktycznie nikogo, kto pamięta lata najbardziej zaciętej rywalizacji między reprezentacjami, a 1974 znają głównie z opowiadań rodziców. Pada wynik 1:1 i Niemcy nie wychodzą z grupy - mają doła. Holendrzy w półfinale odpadają z gospodarzami i wpadają do tej samej mentalnej dziury.

Jak dotąd było to ostatnie oficjalne spotkanie tych drużyn, gdyż mijały się we wszelkich eliminacjach oraz na Euro w 2008 i mundialu w RPA. W ostatnich latach trwająca ponad 30 lat boiskowa nienawiść Holendrów do Niemców mocno osłabła, ale najwyraźniej nie zniknęła całkowicie. Gdy w 2010 Squadra Panzerfausta odpadła z mistrzostw świata, tabloid Bild zasugerował, że teraz Niemcy powinni wspierać Holendrów, gdyż wiele gwiazd Oranje gra w Bundeslidze. Pomysł ten raczej się nie spodobał nawet w Kraju Tulipanów, gdzie gazety wyśmiewały Niemców, a największy tamtejszy dziennik, De Telegraaf, nawiązał do Bildowego artykułu słowami: ''Gdy nie ma własnych talentów...''.

Widać futbolowe rany goją się wyjątkowo długo, a stopień ich zabliźnienia w tym przypadku zobaczymy już niebawem. Relacja na żywo z tego spotkania o godzinie 20.45. Wiadomo gdzie - u nas, na Z Czuba.pl.

Andrzej Bazylczuk

Artykuł oryginalnie ukazał się 18.01.2008 roku na nieistniejącym już portalu PoBandzie, ale chyba zgodzicie się, że mamy świetną okazję, żeby przypomnieć go po kilku modyfikacjach.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA