Dobry pomysł, zły pomysł: Turniej na opak

Normalnie po meczu złym powinien przyjść mecz koszmarny, a potem już mecz o nic. Tym razem po meczu niezłym przyszedł mecz naprawdę dobry, a po nich nadchodzi mecz o wszystko. Co jest dość normalne w świecie wielkich turniejów piłkarskich i kompletnie porąbane kiedy mówi się o reprezentacji Polski. Miło.

Dobry pomysł: Normalność. Phi, tylko dwa punkty, cały czas możemy skończyć turniej bez zwycięstwa, cały czas możemy odpaść po fazie grupowej. Wszystko to prawda - tak już jest z wielkimi turniejami, że czasem nie zdobywa się kompletu punktów, ale powoli się je ciuła. No, chyba, że jest się reprezentacją Polski - wtedy najpierw przychodzi szok, potem koszmar, a potem już nic. Tym razem ten scenariusz nam nie grozi, tym razem patrząc na naszą reprezentację ani trochę nie chce się myśleć, że znalazła się w świecie, w którym nie powinna, bo zwyczajnie do niego nie pasuje. Jasne, może nie uda się naszym piłkarzom przebić do ósemki najlepszych na kontynencie, ale to dość elitarne grono, może zbyt elitarne. W porównaniu do poprzednich imprez, kiedy samo znalezienie się na turnieju okazywało się być przedarciem na salony, na które nigdy nie powinniśmy zostać wpuszczeni takie poczucie bycia po prostu jedną z drużyn na turnieju to niesamowita przyjemność. Niesamowita, bo nieoczekiwana.

Zły pomysł: Normalność. No tak, ta normalność oznacza, że cały czas możemy odpaść po fazie grupowej, cały czas możemy skończyć bez zwycięstwa. Niestety.

Dobry pomysł: Zmieniać. Nie tylko piłkarzy w meczu, nie tylko drużynę z meczu na mecz. Także zmieniać piłkarzy w innych piłkarzy, takich, którymi oni sami nie spodziewali się, że mogą zostać. Przed meczem z Rosją Franciszek Smuda zamieszał ze składem mało i dużo zarazem. Niby z własnej woli wymienił tylko jednego zawodnika - za Rybusa wprowadził Dariusza Dudkę, ale w rzeczywistości zmienił wszystko. Ofensywne ustawienie, którego, jak się zarzekał, miał nigdy, przenigdy nie odpuścić, zmienił na gęste obronne zasieki. Grę szybką, rozwichrzoną, nieco nawet szaleńczą zmienił na drobiazgowo ułożoną i zaplanowaną dłubaninę. Ale zmienił także swoich piłkarzy. Z każdą interwencją Marcina Wasilewskiego, który z musu, tuż przed turniejem musiał zmienić się w stopera, byłem pod większym wrażeniem. Smudzie udało się coś, co jeszcze pół roku temu wydawało się czystą fantastyką, udało mu się zmienić dzikie boiskowe zwierzę w wojownika twardego, ale rozsądnego. Takiego, który naprawia błędy kolegów, a nie tylko je popełnia. W tym kontekście niezmienianie zawodników w pierwszym meczu nie ma chyba większego znaczenia.

Zły pomysł: Zmieniać. Po takim meczu trudno mówić o jakichkolwiek zmianach, a być może będą one niezbędne. Sebastian Boenisch po raz drugi jest najsłabszym ogniwem w naszej obronie, ale z drugiej strony - czy wystawianie zupełnie nowego obrońcy w meczu z Czechami nie będzie zbyt wielkim ryzykiem? Na ostatni mecz grupowy może do bramki wrócić Wojciech Szczęsny, ale z drugiej strony - Przemysław Tytoń jak na razie grał bardzo dobrze i nie dał powodów, żeby mu nie ufać. A z trzeciej - w obronie tak świeżej, jak nasza każda minuta spędzona przez zawodników razem na boisku jest na wagę złota. I pod tym względem przewaga Szczęsnego jest miażdżąca. Eugen Polanski, który zagrał z Rosją znakomicie musiał zejść z urazem. Nie wiadomo, czy w meczu z Czechami będzie w pełni sprawny, ale dość dokładnie wiadomo, czy Adam Matuszczyk będzie go w stanie zastąpić. Nie będzie. Ofensywna taktyka z meczu z Grecją sprawdziła się połowicznie, defensywna taktyka z meczu z Rosją sprawdziła się znakomicie. Sęk w tym, że w meczu z Czechami bezwzględnie musimy zagrać o zwycięstwo, remis nie daje nam nic. Tak, przed ostatnim meczem zmiany mogą być niezbędne i wcale nie ma się z czego cieszyć.

Dobry pomysł: Pokonać Czechów. Po dwóch takich meczach, po fantastycznej pierwszej połowie meczu z Grecją, po heroicznej interwencji Tytonia w drugiej, po niesamowitej metamorfozie, jaką Polacy przeszli przed drugim meczem zwyczajnie strasznie szkoda byłoby nie awansować. Awans byłby idealną puentą dla historii naszej reprezentacji - grupy krytykowanej, czasem nawet wyszydzanej, reprezentującej kraj o futbolowej teraźniejszości ponurej

Zły pomysł: Nie pokonać Greków. Jak teraz szkoda straconych z Grecją punktów. Jak radosny byłby dla nas świat, gdybyśmy zamiast punktów dwóch mieli cztery i musieli tylko pilnować przewagi nad Czechami. Jakkolwiek perypetie naszych piłkarzy były takie, że ostatecznie cieszyliśmy się z wyników, w końcu trzeba zachować się jak bezduszny buchalter i przeliczyć punkty. A z liczenia wychodzi, że wcale nie mamy ich dużo i tych, które oddaliśmy Grekom strasznie teraz brakuje.

Dobry pomysł: Cieszyć się. To najpiękniejszy turniej reprezentacji Polski w XXI wieku. Ba, możliwe, że najpiękniejszy od 1982 roku, cztery lata później w Meksyku Polacy boleśnie zostali wychłostani przez Anglików i Brazylijczyków, zremisowali z Marokiem, awans dało im strzelenie zaledwie jednego gola. Tym razem cały czas nie przegraliśmy, cały czas awans zależy tylko od nas. To o wiele więcej, niż śmieliśmy marzyć jeszcze dwa lata temu.

Zły pomysł: Spocząć na laurach. Dziejowa sprawiedliwość nakazywałaby, żeby remis z Rosją był remisem zwycięskim, żeby pieczętował nasz awans do ćwierćfinału. Niestety, futbol nie jest sprawiedliwy i mimo heroicznej postawy nasi piłkarze cały czas jeszcze muszą się o awans szarpać w meczu z Czechami. W tym meczu grę z Rosją trzeba powtórzyć, ba, przebić. Inaczej bowiem, turniej skończy się dla Polaków wprawdzie bez zwyczajowego kaca, ale na tej samej fazie co zwykle.

Piotr Mikołajczyk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.