Fanfary i fujary - dzień 15.

Się działo. Znaczy się nie działo. Albo w sumie się działo - działo się dokładnie to, co wszyscy przewidzieli, że dziać się będzie.

Fanfary

Sami Khedira

Było 1:1 i już przez chwilę zrobiło się gorąco. Przynajmnie dla Bundesreprezentacji. Po czym przyszedł Khedira, cały w bieli oprócz czarnych spodenek i zrobił Ordnung. Zresztą pomocnik Realu grał świetnie przez cały mecz. To nominacja dla wszystkich tych, którzy uważali, że Sami jest nieefektowny i nie ma żadnej wymiernej rzeczy, którą by wnosił do kadry Niemiec (szczególnie takiego jednego).

Miroslav Klose

No nie cierpię go jak nowych nowych płyt Budki Suflera. Czyli tych od początku lat 80. Co nie zmienia faktu, że wciąż trafia regularnie jak messerschmitt (przynajmniej w kadrze), a poza tym mogła to być ostatnia polska bramka na tych nistrzsotwach.

Sam mecz

No chyba nikt by nie na to nie wpadł - w spotkaniu falangi z panzerfussballem padło sześć bramek. Świat się kończy. I nie wiadomo już dalej jak żyć.

Grecy

Zawalczyli na tyle, ile mogli. Ale mogli niewiele. Czyli wystarczyło im na jednego gola Samarasa z gry, jednego karnego, a potem już nie wystarczyło im na nic więcej. Ale liczy się walka.

Fujary

Grecy

Mieli walczyć i teoretycznie walczyli. Ale z drugiej strony - przez większość meczu tak skutecznie jak my z muszkami grając latem na asfaltowym boisku pod blokiem.

Michalis Sifakis

Zastąpił Kostisa Chalkiasa i to zastąpił lepiej niż dobrze, czyli nie puścił bramki przez blisko 140 minut. Do meczu z ekipą Jogiego Loewa. Tymczasem Niemcy ostro przetestowali jego ustawianie się plus grę na przedpolu plus odporność psychiczną plus umiejętność wypatrywania pędzących z daleka bocznych obrońców plus... Do tego zawalił trzecią bramkę w meczu ze Squadra Wierzyciella. Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.