Najgorsza jedenastka ćwierćfinałów Euro 2012

Oni nie błyszczeli. Byli matowi tak, jak matowe powinny być włosy Wayne`a Rooneya.

Bramkarz

Michalis Sifakis

Przed spotkaniem 1/4 finału zachowywał czyste konto przez dwie i pół godziny, czyli od momentu, kiedy to w 43. minucie meczu z Czechami zmienił kontuzjowanego Kostasa Chalkiasa (tak, kontuzjowanego chyba w umiejętności bramkarskie i to jeszcze przed Euro). Tymczasem w pojedynku z Niemcami Sifakis przepuścił cztery strzały, był niepewny jak mały jeż na ruchliwym skrzyżowaniu i minął się z piłką przy trafieniu Miroslava Klose.

Obrońcy

Kyriakos Papadopoulos & Sokratis Papastathopoulos

Groźni dla rywali tylko swoimi ciężkimi do wymówienia nazwiskami, występują jako duet, bo to się ładnie rymuje. Obaj beznadziejni, nie trafiali wślizgami ani w nogi rywali, ani w piłkę, a już w ogóle to ledwie w murawę i zostawiali niemieckim graczom ofensywnym tyle miejsca, że ci spokojnie strzelali sobie bramki, czytając przy tym ''Spiegla''.

Gael Clichy

Wygryzł ze składu Patrice`a Evrę. Nikt w redakcji Z Czuba nie nazywa się Laurent Blanc, żeby teraz zastanawiać się nad słusznością tej decyzji, ale faktem jest Hiszpanie mieli na swojej prawej, a francuskiej lewej stronie tyle swobody, że czegoś takiego jeszcze chyba nie widzieli.  Nawet w meczu z Polską. Wynikało to po części z tego, że kompletnie wzgardził ideą wracania do obrony Franck Ribery, ale Clichy również niespecjalnie dobiegał do szalejących na tym skrzydle Hiszpanów, choć jak wiadomo zostawianie miejsca Davidowi Silvie to od jakiegoś czasu uznany już sposób na wyrafinowane fubolowe samobójstwo.

Giorgos Tzavellas

Strasznie grecka ta obrona, ale cóż, gracze Fernando Santosa dawali się ogrywać niemiłosiernie. Zwłaszcza Tzavellas, który na drugą połowę już nie wyszedł.

Pomocnicy

Florent Malouda

Trochę nie wiem, co powiedzieć czy napisać. Do 65. minuty, kiedy to został zmieniony przez Samira Nasriego, nie wiedziałem nawet, że jest na boisku. Swoją drogą honorowa wzmianka dla Nasriego, który przez 25 minut wniósł niewiele więcej. A już na pewno zdecydowanie mniej niż na pomeczowej konferencji prasowej .

Kostas Katsouranis

Ciążyła na nim wielka odpowiedzialność i presja - przejął opaskę kapitańską od zdecydowanego lidera greckiej kadry Giorgosa Karagounisa, a także zmagał się z myślą o tym, że będzie pierwszą linią do zatrzymywania niemieckich zagonów ozilowo-schweinsteigerowych. A jednak ani nie istniał w odbiorze, ani w ofensywie, ani nawet nie potrafił, tak jak umiałby to Karagounis, pociągnąć zespół, albo chociaż zacząć na niego krzyczeć.

Theo Walcott

Kolejny niewidzialny, przez 30 minut regulaminowego czasu gry i dodatkowe tyle dogrywki. Może to była jakaś przedćwierćfinałowa epidemia?

Napastnicy

Milan Baros

Trochę szkoda, że zakończył karierę , a trochę nic dziwnego, bo z taką formą i chęcią do gry mógłby mieć problemy z załapaniem się do ataku Lechii Gdańsk. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny umiarkowanie niepokonanym. Wystawianie go w podstawowym składzie Czechów było niesamowitym wręcz nieporozumieniem, nawet rezerwowy środkowy obrońca grający na jego pozycji stwarzałby większe zagrożenie dla bramki rywali. Bez przyspieszenia, bez ambicji, a do tego nie tylko nie zdobył żadnego gola, ale w całym turnieju, w czterech spotkaniach oddał ledwie trzy strzały.

Karim Benzema

Miał być gwiazdą tych mistrzostw, okazał się być wielkim rozczarowaniem. Do siatki trafił dokładnie tyle samo razy co dowolny redaktor Z Czuba (choć zaliczył przynajmniej dwie asysty w meczu z Ukrainą), a z Hiszpanami wyglądał jak dziecko w sklepie z porcelaną, albo inny słoń we mgle. Czyli na zmianę niewidoczny, a kiedy już posiadający piłkę, to psujący każde zagranie. Sprawiał wrażenie, jakby presja na jego barkach kompletnie go paraliżowała.

Wayne Rooney

Żeby nie było - z Włochami nie zagrał na poziomie mułu rzecznego - próbował strzelić przewrotką, a w pierwszej połowie uderzał groźnie acz niecelnie fryzurą w kierunku bramki bronionej przez Gianluigiego Buffona. Jednak po ''Wazzie'' oczekiwano zdecydowanie więcej niż klku udanych zagrań, przecież on miał być zbawcą, liderem i rycerzem na białym koniu Royu Hodgsonie, który poprowadzi Anglików do pierwszego od 16 lat półfinału dużej imprezy. Tymczasem wyszedł mu raczej bezbarwny występ.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.