Power ranking reprezentacji po półfinałach Euro 2012

To już wiemy wszystko, poza wynikiem jednego meczu. Portugalia i Niemcy na miejscach III-IV, Hiszpania i Włochy w wielkim finale.

1. Włochy - Cesare Prandelli jest magikiem, powiedzmy to otwarcie i bez żadnych ogródek. Przed każdym meczem miesza w składzie, jakby był Panoramiksem, którego pogania spragniony magicznego napoju Asterix, albo jakby przygotowywał sok z gumijagód. Wystawia zawsze optymalny skład na danego przeciwnika, przy okazji korzystając z zasobów dość ograniczonych. W końcu Włosi może i doszli do finału, ale dysponując najsłabszymi zasobami ludzkimi od lat, bez takich gwiazd jak Nesta, Cannavaro, Totti, Del Piero oraz wielu, wielu innych. Za to na turnieju sprawdzają się Abate (przed Euro 2012 zagrał w kadrze tylko w meczu z Polską) czy Diamanti (45 reprezentacyjnych minut zanim przybył do Polski i na Ukrainę). Do tego grają tak, jak już nas do tego Włosi przyzwyczaili - cierpliwie, zdyscyplinowanie, znakomicie taktycznie, łącząc to jednak umiejętnie ze swoją nową futbolową filozofią, która zamiast okopywać się na własnej połowie, każe im atakować przeciwnika i nękać go przez cały czas. W końcu nie na darmo mają w ataku dwóch szaleńców, Cassano i Balotellego.

2. Niemcy - Trafili w końcu na drużynę, która potrafiła zneutralizować ich mocne punkty (Ozila, Khedirę, Schweinsteigera) oraz uderzyć w słabe (niedoświadczona obrona). W pierwszych czterech meczach prezentowali się znacznie lepiej od Hiszpanów i Portugalczyków, ale w starciu z Italią byli bezradni. Wyżej od środowych półfinalistów znajdą się dlatego, że mimo ciężkiego rywala oddali więcej strzałów celnych na bramkę niż obie te reprezentacje, stwarzali sobie sytuacje, walczyli do samego końca i do upadłego i mogę się mylić, ale sądzę też, że obie drużyny z Półwyspu Iberyjskiego miałyby z zespołem Joachima Loewa spory problem.

3. Hiszpania - Drużyna Boskiego Vicente wreszcie się obudziła. Szkoda, że dopiero w końcówce podstawowego czasu gry i w dogrywce. Wcześniej kompletnie nie potrafiła znaleźć sposobów na świetnie dysponowanych Portugalczyków, popełniała mnóstwo błędów, miała pełno strat, ba, nawet podstawowy element tiki-taka zawodził, bo tylu niecelnych hiszpańskich podań nie widziano od czasów, gdy na Półwyspie Iberyjskim rozszalało się bezrobocie i tamtejsze urzędy pracy zaczęły pękać w szwach od petentów oraz ich pism. Pierwszy celny strzał La Roja oddała dopiero w 68. minucie, co jak na drużynę zmierzającą raźno w stronę historycznego sukcesu jest wynikiem oszałamiająco słabym. Do tego nie strzeliła gola, co przy takim składzie w każdym niemal meczu powinna robić niemal co kwadrans, niezależnie od rywala. Z plusów - gola również nie straciła, dzięki czemu Iker Casillas pozostaje niepokonany w fazach pucharowych wielkich turniejów już od równo 15 godzin.

4. Portugalia - Gdyby tylko posiadała dobrego środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia, być może nie doszłoby do dogrywki, w której zawodnicy Paulo Bento kompletnie już opadli z sił. Bo niestety Almeida, który przez pięć lat trafiał do siatki w co trzecim meczu Werderu, a obecnie gra w Besiktasie, ani Silvestre Varela (21 bramek w trzech sezonach dla Porto), ani tym bardziej Nelson Oliveira (zaledwie osiem goli w dorosłym futbolu strzelonych przez trzy lata kariery - za to ma już siedem występów w kadrze), klasowymi napastnikami nie są. Portugalczycy imponowali przez pierwsze 70 minut przygotowaniem taktycznym, wolą walki, umiejętnością sparaliżowania kosmicznej linii środkowej Hiszpanów. Niestety w dogrywce oddychali już rękawami i getrami, a w rzutach karnych zabrakło im szczęścia.

ŁM

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.