Jedenastka półfinałów Euro 2012

Zobaczyliśmy cztery najlepsze zespoły polsko-ukraińskiego turnieju. A w nich 11 najlepszych zawodników tej fazy.

Bramkarz

Gianluigi Buffon

Była taka chwila, kiedy wydawał się odrobinę niepewny, choć on pewnie nawet tego nie zna tego słowa. I nie chodzi tu wcale o to, że nie zna go po polsku. Dariusz Szpakowski posunął się nawet do stwierdzenia, że mając go za plecami, mogą się trochę niepokoić włoscy obrońcy, co jest o tyle dziwne, że amerykańscy naukowcy udowodnili już, iż nikt nie jest w stanie bać się, mając za plecami Buffona. Przez resztę spotkania z Niemcami Gigi twardo pracował już na swoje bohaterstwo, broniąc strzały Reusa, Kroosa i wychodząc pewnie do każdej piłki.

Obrońcy

Fabio Coentrao i Joao Pereira

Najlepszy duet bocznych obrońców na tych mistrzostwach. Szybcy jak wiatr, umiejący dryblować, wracający od razu do defensywy i ciężko pracujący w odbiorze. Potrafią sterroryzować każdego napastnika i każdego obrońcę rywali.

Sergio Ramos

Nie tylko umiejętnie grał na środku obrony, ale przede wszystkim zakneblował wszystkich tych, którzy nabijali się z jego przestrzelonego rzutu karnego w półfinale Ligi Mistrzów. Kiedy podchodził do jedenastki w meczu z Portugalią, astronomowie już wyciągali swoje przykurzone teleskopy, by śledzić tor lotu piłki wykopanej poza trybuny. Tymczasem zawodnik Realu Madryt zaskoczył wszystkich i ładnym, technicznym uderzeniem a la Panenka & Pirlo pokonał Patricio.

Leonardo Bonucci

Który wbrew temu co mówią komentatorzy TVP, podkreślmy to jeszcze raz, nie jest wcale Christianem Bonuccim. Świetny w walce powietrznej, ale też w takiej najbliżej ziemi jak tylko się da. Jego wślizgi będą się śniły Niemcom jeszcze długimi miesiącami.

Pomocnicy

Joao Moutinho

Nie jest tak efektowny w swojej grze jak Cristiano Ronaldo, ale w meczu z Hiszpanami był zdecydowanie bardziej efektywny od swojego reprezentacyjnego kolegi z Realu Madryt. To on, wraz z Veloso i Meirelesem, zneutralizował pomoc Hiszpanów, o której zaczynają już krążyć legendy niczym o żelaznym wilku, celnymi podaniami również uruchamiał kolegów. Niestety kosztowało go to mnóstwo wysiłku, prawdopodobnie kilka lat życia i podczas gdy obaj jego partnerzy ze środkowej linii musieli zostać zmienieni, Moutinho doczekał do końca meczu. Nie wiadomo, czy to przez zmęczenie, ale niestety to on nie strzelił pierwszego karnego dla Portugalii. Szkoda, że padło akurat na gracza Porto, bo był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem całego spotkania.

Andres Iniesta

Jedyny z hiszpańskich ofensywnych gwiazdorów, który na Euro nie zawodzi. W każdym meczu stara się walczyć, jest aktywny i gdyby La Furia Roja miała takich Iniestów dwóch, to już można byłoby jej oddać tytuł mistrzów Europy. W meczu z Portugalią pomocnik Barcelony strzelał z dystansu, dryblował, a w dogrywce był bliski pokonania Ruia Patricio.

Daniele De Rossi i Andrea Pirlo

To Hiszpanie mieli podczas Euro 2012 miażdżyć środkiem pomocy, tymczasem najlepiej prezentują się na tym fragmencie boiska Włosi. De Rossi to prawdziwa bestia w odbiorze, zawsze jest tam, gdzie za chwilę poleci piłka, przez co sprawia wrażenie, jakby już wcześniej oglądał mecz, w którym właśnie gra. Pirlo z kolei z Niemcami był nieco mniej widoczny niż w ćwierćfinale, ale to dlatego, że Joachim Loew rzucił na niego niemal wszystkich swoich pomocników byle go tylko zneutralizować. I nie udało się to do końca. Rozgrywający Juventusu wciąż znakomicie utrzymywał się przy piłce, podawał co do milimetra i nadawał tempo akcjom swojego zespołu. A dzięki temu, że połowa reprezentacja Niemiec nie mogła odkleić od niego oczu, więcej miejsca na rozgrywanie akcji mieli też jego partnerzy.

Napastnicy

Mario Balotelli

Był w jedenastce ćwierćfinałów, co wzbudziło więcej kontrowersji niż gdybyśmy umieścili w niej reżysera dźwięku programu ''Śpiewające fortepiany''. Tym razem chyba już nikt wątpliwości nie ma. W półfinałach padły trzy bramki, z czego dwie trzecie były autorstwa Super Mario. Nie tylko odesłał Niemców do ich Heimatu przy pomocy głowy i prostego podbicia prawej stopy, ale też harował ciężko na całym boisku, wracając co chwila w walce o piłkę na własną połowę.

Antonio Cassano

Tak, wszyscy to już wiecie: w listopadzie ubiegłego roku przechodził operację serca i nie było wiadomo, czy jeszcze wróci do futbolu. Jak widać - wrócił. Wciąż jeszcze nie ma tyle sił, żeby biegać na boisku przez pełne 90 minut, w związku z czym Prandelli już przed meczem zakłada, że jedna zmiana to będzie ściągnięcie napastnika Milanu z boiska, ale i tak - warto go wypuszczać w podstawowym składzie. Cassano dręczy obrońców rywali niczym matematyka maturzystów, co chwila zmienia strony, podaje kolegom, a jego asysta przy pierwszym golu Balotellego - czysta poezja, jakiej niejeden noblista by się nie powstydził.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.