Fanfary i fujary - Portugalia - Niemcy

Istnieją prawdy życiowe, którymi warto się kierować, ponieważ dają wielki zasób wiedzy o świecie i rządzących nim mechanizmach. Jedną z nich jest przysłowie, że z pustego i Salomon nie naleje. Inną - stwierdzenie, że w piłce nożnej zawsze na końcu wygrywają Niemcy.

Fanfary

Niemiecki kamuflaż - Mieli być strasznie słabi, powtarzali, że to Portugalia jest faworytem, po czym zagrali najlepszy mecz na turnieju. Cwaniaczki.

Bastian Schweinsteiger - Mistrz kamuflażu, może nawet ninja. W fazie grupowej zagrał wszystkiego około godziny i wyróżnił się wyłącznie czerwoną kartką w meczu z Chorwacją. W ćwierćfinale jednak najpierw znalazł się dokładnie tam, gdzie powinien, żeby wepchnąć piłkę do siatki, a potem dwukrotnie z rzutów wolnych dośrodkowywał tak, że kolegom wystarczyło dostawić głowę, ewentualnie sfaulować Paulo Ferreirę i dostawić głowę.

Michael Ballack - Zmienia się w niemieckiego Zidane'a. Dowodzi kolegami, bez przerwy coś im podpowiada, pokrzykuje, mobilizuje... Do tego sam gra znakomicie. Miał udział przy dwóch strzelonych bramkach, choć drugą z nich strzelił tylko dlatego, że sędzia nie zauważył jego faulu. Niemniej, Niemcy pokonali Portugalczyków między innymi dlatego, że mieli lidera, którego rywalom zabrakło.

Lukas Podolski - Na sezon w Bayernie ma pełne prawo kląć, ale na Euro jak na razie jest bezdyskusyjnie najlepszym niemieckim napastnikiem. Między innymi dlatego, że gra w pomocy. Z Portugalczykami bramki wprawdzie nie strzelił, ale kapitalnie urwał się obrońcom i podał przy golu Schweinsteigera, a dzięki swojej szybkości i ruchliwości niemal non stop stwarzał zagrożenie.

Niemiecka defensywa - Portugalczycy mieli mijać Niemców jak slalomowe tyczki i wbijać im kolejne bramki po błędach defensywy, tymczasem długimi chwilami wyglądali jak sparaliżowani. Niemcy błędów się nie ustrzegli, kilkakrotnie wyprowadzając piłkę podawali rywalom tak, jakby ich jedynym piłkarskim marzeniem było nadziać się na kontrę, ale jednocześnie tak się nawzajem asekurowali, że potrafili błędy kolegów naprwiać.

Przysłowie Gary'ego Linekera - O tym, że piłka to gra, w której po boisku biega 22 facetów, a na końcu wygrywają Niemcy. Wczoraj biegało 22 facetów, a wygrali? No właśnie.

Fujary

Cristiano Ronaldo - Miał być nowym Luisem Figo, ale nie był. Udowodnił, że póki co na lidera drużyny się nie nadaje - w Man Utd przełamał wprawdzie kompleks wielkich meczów, ale tam nikt nie oczekiwał od niego wygrywania w pojedynkę. Kiedy wczoraj wszyscy koledzy patrzyli na niego - Ronaldo zawiódł. Na tyle, że w końcówce koledzy głównie już odwracali wzrok i wybierali inne rozwiązania.

Portugalska gra bez piłki - Owszem, nogami niejeden z Portugalczyków potrafiłby zawiązać podwójngo Windsora, ale zapomnieli najwyraźniej o tym, że nogi służą także do przemieszczania się po boisku. W miarę możliwości - szybkiego przemieszczania się. W meczu z Niemcami zbyt często Portugalczycy stosowali tradycyjnie polską koncepcję natarcia, którą można streścić słowami - ''biega tylko ten z piłką''. W efekcie nader często Portugalskie ataki kończyły się podaniem w kierunku dokładnie pilnowanego partnera, który nie zrobił nic, żeby swojego plastra zgubić. Podaniem niecelnym, stratą i kontrą. Tak się nie wygrywa meczów na Euro, a już szczególnie nie w meczu z Niemcami.

Portugalskie zaangażowanie - Kiedy zaczęli sennie wydawał się, że nie chcą nadmiernie ryzykować, żeby nie nadziać się na kontrę. Nadziali się na nią i tak. Po stracie bramki jednak wcale jakoś szczególnie nie przyspieszyli, ba, nawet w samej końcówce meczu ich oblężenie niemieckiej bramki odbywało się w tempie dostojnym, niespiesznym i w myśl zasady ''co nagle to po diable''. Jak na drużynę, która powinna szaleńczo atakować, żeby odrobić straty w grze Portugalczyków zabrakło szaleńczego tempa. I ataków.

Portugalska obrona - Co najmniej dwie bramki dla Niemców padły po błędach obrońców, godnych raczej Orange Ekstraklasy niż mistrzostw Europy. Najpierw dwóch facetów nie potrafiło zablokować dośrodkowania Podolskiego, choć oczywistym było, że to jedyne dostępne mu rozwiązanie. Przy drugiej bramce obrońcy przeoczyli w polu karnym Miroslawa Klosego. Ale czemu się dziwić, skoro taki Jose Bosingwa prezentował wczoraj obrzydzenie do gry w destrukcji równe tylko jego entuzjazmowi do gry w ataku.

Portugalskie skrzydła - Że napastnicy w drużynie Scolariego nie dorównują talentem skrzydłowym wiedzą wszyscy. Wczoraj jednak Ronaldo, Simao i Nani jakby się uparli, że nie będą kolegów wpędzać w kompleksy i partaczyli na potęgę. Jeśli Jacek Krzynówek rzuca w pole karne (lub poza pole karne) bezsensowne balony - można to jeszcze wytłumaczyć, choćby rokiem spędzonym na ławce rezerwowych. Ale kiedy takie same balony rzucają największe gwiazdy mierzących w złoto Portugalczyków - coś jest nie tak.

Peter Froejdfeld - Przy trzeciej bramce dla Niemców nie zauważył ewidentnego faulu Ballacka na Ferreirze, a podobno UEFA kazała zwrócić szczególną uwagę na przepychanki w polu karnym. Tak przynajmniej twierdzono po sami-wiecie-czym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.