Legia w sercu czyli instrukcja jak zakochać się klubie w weekend

Jak szybko można zapałać do klubu piłkarskiego miłością gorącą jak wulkan Etna za najlepszych czasów? Przykład Pance Kumbeva, nowego obrońcy Legii pokazuje, że dość szybko. Macedończyk przeniósł się do Warszawy niecały miesiąc temu i już chce sobie tatuować herb klubu na piersi. Odradzamy.

Dwuipółletnia córka Kumbeva już kibicuje Legii, ale to nic dziwnego. Jeden z nas też myślał, że polonez jego ojca to najlepszy samochód na świecie. Ale od dwudziestodziewięcioletniego piłkarza wymagamy nieco więcej rozsądku.

Gram w Legii, a moja żona to Lidia, więc chciałbym literkę "L" jakoś połączyć w tatuażu. Legia to wielki klub, który już pokochałem, mam go w sercu. Dlatego herb Legii wytatuowany na piersi byłby czymś naprawdę wyjątkowym.

Tak mówi Kumbev (do Legii przyszedł w tej przerwie międzysezonowej z Groclinu) w "Super Expressie". Ponieważ wszystkich piłkarzy lubimy i życzymy im dobrze, proponujemy raczej zmywany tatuaż jaki kiedyś dodawano do gum do żucia, albo tatuaż z henny (schodzi po 3 miesiącach). Dlaczego. Tak się akurat składa, że nasz ulubiony blog sportowy akurat cytuje anegdotę o Janie Himilsbachu.

Ś.P. Jan Himilsbach otrzymał ponoć kiedyś propozycję wyjazdu do Los Angeles i zagrania w filmie hollywoodzkim. Dumał, dumał ale w końcu propozycję odrzucił. Pytany dlaczego rezygnuje z takiej szansy, odpowiedział, że nie zna angielskiego. Kiedy powiedziano mu, że przecież może się tego angielskiego nauczyć, odpowiedział:

A jak się nauczę a koniec końców i tak nic z tego nie wyjdzie, to zostanę jak jakiś ch... z tym angielskim.

I chodzi właśnie o to, żeby po transferze do innego polskiego klubu nie zostać jak jakiś ch... z tym tatuażem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.