Wolny internet w Pekinie - i tak, i nie

Nie od dziś wiadomo, że jedną z ulubionych ''zabaw'' rządu chińskiego, jest monitorowanie i ograniczanie dostępu obywateli do internetu. Organizatorzy igrzysk zapowiadali jednak, że zagraniczni dziennikarze nie będą mieli takich kłopotów. Okazuje się jednak, że obiecując ''wolny internet'' najwyraźniej mieli na myśli nie to, że dostęp do zasobów Sieci będzie nieograniczony, tylko określili prędkość internetowych połączeń.

Od kilku dni do Głównego Centrum Prasowego zjeżdżają się pierwsi dziennikarze. I narzekają. Połączenie z Siecią jest tam podobno bardzo wolne. Zbulwersowani Australijczycy określili je nawet jako ''dziesięć razy wolniejsze niż w Australii'' co najwyraźniej jest prędkością niezbyt zawrotną. Jeden obrazek wysyła się co najmniej dwie minuty, a dodatkowo połączenie dość często się zrywa.

To jednak nie koniec problemów: niektórzy przedstawiciele mediów pracujący już w Głównym Centrum Prasowym twierdzą, że nie udało im się połączyć z różnymi zagranicznymi stronami, takimi jak np. serwis BBC i appledaily.com. Pogłoski o śmierci internetowej cenzury w Pekinie okazały się więc mocno przesadzone.

Organizatorzy zarzekają się, że nie będzie żadnych problemów z dostępem do internetu podczas obsługi igrzysk i dziwią się narzekaniom, skoro duża część dziennikarzy nie zgłaszała żadnych problemów, a nawet chwaliła warunki panujące w Głównym Centrum Prasowym.

Cóż - po raz kolejny mamy słowo zagranicznych dziennikarzy, kontra słowo chińskich organizatorów. Nam jednak coś mówi, że szybki i nieocenzurowany internet trzeba będzie dopisać do listy rzeczy zakazanych w Pekinie .

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.