• Link został skopiowany

Poligon: Rola alkohola

Wszyscy wiedzą, że Radosław Majdan i Piotr Świerczewski trafili do aresztu, że w stanie wskazującym, że napaść na funkcjonariusza i takie tam drobiazgi. W oczekiwaniu na wyjaśnienie ''jak to ze lnem było'' - wspomnijmy kilka sławniejszych ''procentów'' polskiej piłki.
Fot. WOJCIECH SURDZIEL / Agencja Wyborcza.pl

Procenty nieudowodnione

W czerwcu 1936 roku mistrz Polski - Ruch Wielki Hajduki zjechał do Krakowa na ligowe spotkanie z tamtejszą Wisłą. Po ciężkim meczu i strzale Wodarza Ruch wygrał 1:0. Następnego dnia odbyło się towarzyskie spotkanie z A-klasową wtedy Cracovią. Ku zaskoczeniu wszystkich Ruch dostał potężne baty. Śląscy gracze snuli się po boisku jak stado duchów ojca Hamleta, Ernest Wilimowski - gracz, który sam potrafił wygrywać mecze - słaniał się na nogach. Cracovia robiła z gośćmi co chciała, a spotkanie zakończyło się wynikiem 9:0.

Gazety sugerowały, że noc między meczami piłkarze Ruchu spędzili na ''upłynnianiu'' w krakowskich lokalach premii za zwycięstwo nad Wisłą i że Wilimowski wyszedł na boisko jeszcze w ''stanie nieważkości'' po wchłonięciu dużej ilości likieru (choć każdy wie, że likieru nie da się wchłonąć dużo, bo to jakieś takie gęste i słodkie...). W atmosferze skandalu drużynę Ruchu zawieszono, ale ponieważ zbliżały się igrzyska olimpijskie, a gracze Ruchu stanowili trzon reprezentacji - sprawę starano się rozwiązać szybko i po cichu. Zawodnicy Ruchu wyrazili skruchę, karę anulowano...

Tylko Wilimowski zaciął się, twierdząc, że nie ma za co się kajać - jego zawieszenie utrzymano więc w mocy. Co prawda po kilku tygodniach odwieszono także Wilimowskiego, ale w międzyczasie było już po herbacie czyli po igrzyskach. Polska reprezentacja odniosła wielki sukces, zajmując 4. miejsce, ale nikt nie miał wątpliwości, że z Wilimowskim w składzie miałaby pewny medal, może nawet złoty.

Na marginesie: Cracovia taka słaba nie była - w kolejnym sezonie nie tylko awansowała do ekstraklasy, ale zdobyła także tytuł mistrzowski.

Procenty nierzutujące

Genialnym piłkarzem był także Ernest Pol - zawodnik, który strzelił 186 bramek w ekstraklasie, co do dziś pozostaje rekordem. Zagadką zaś pozostaje, jak udawało się Polowi łączyć talent do piłki nożnej i żelazną kondycję z problemami alkoholowymi. Bo że ''Ernest lubi piwko'' mówiła cała Polska, a on sam nie zaprzeczał ani się nie ukrywał za bardzo.

Do dziś krążą legendy o tym, jak jadąc pociągiem na mecz dogadał się z kelnerem wagonu restauracyjnego, by ten wlał mu do zupy ćwiartkę czystej, a następnie zjadł tę zupę ze smakiem na oczach nieświadomego trenera i świadomych, ale osłupiałych kolegów. Inna opowieść mówi, że przed ligowym meczem z Legią zabalował tak bardzo, iż zasnął w śnieżnej zaspie i został odwieziony do szpitala z odmrożeniami. Po paru dniach miał uciec ze szpitala, wziąć udział w meczu i strzelić cztery bramki. ''Jeśli nawet to nie prawda - to dobrze opowiedziane'' mówi włoskie przysłowie... Zresztą połóżmy na drugiej szalce wagi 10 tytułów mistrza Polski, trzy tytuły najlepszego strzelca ligi, 186 bramek w ekstraklasie oraz 39 w kadrze i przestańmy marudzić.

Procenty nieproporcjonalne

W 1980 roku kadra Polski wybierała się na zgrupowanie przed meczem eliminacji Mistrzostw Świata z Maltą. Ostatni na lotnisko przyjechał bramkarz Józef Młynarczyk, wyraźnie ''zmęczony'' poprzednią nocą. Trener Kulesza zdecydował, że Młynarczyk zostanie w kraju. W obronie kolegi stanęli Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda i Stanisław Terlecki. Cała sprawa być może skończyłaby się w ''reprezentacyjnej rodzinie'' (może nawet przy piwie), ale na lotnisku byli dziennikarze i kamery. A że w okresie solidarnościowego ''karnawału'' temat zastępczy był władzy potrzebny - zaczęła się afera na dwanaście fajerek i generalski wężyk.

Czwórka piłkarzy została cofnięta ze zgrupowania we Włoszech, ówczesny szef PZPN generał Marian Ryba zażądał ich dyskwalifikacji, urządził przesłuchania, konfrontacje, gromił pijaństwo i potępiał pijących niczym As z ''Hydrozagadki''. Skończyło się na zawieszeniu czterech piłkarzy i wyrzuceniu z pracy trenera Kuleszy. Kiedy jednak okazało się, że kadra gra średnio - kary dla zawodników skrócono. Sąd sądem, sprawiedliwość sprawiedliwością, a mecze, wicie, musimy wygrywać, bo tego domagają się szerokie masy.

Jedynie Stanisław Terlecki nie zgodził się na kompromis z PZPN-em i wyrażenie skruchy w zamian za zdjęcie dyskwalifikacji. Na mistrzostwa w Hiszpanii nie pojechał i więcej w kadrze nie zagrał. Pozapiłkarską ofiarą ''afery lotniskowej'' był Janusz Zielonacki, który miał balować z Młynarczykiem i który przywiózł bramkarza na Okęcie. Popularnego dziennikarza sportowego impreza z Młynarczykiem kosztowała bardzo drogo: zniknął z anteny telewizyjnej jak sen srebrny Salomei.

Przygód z alkoholem polscy piłkarze mieli sporo - przed wojną i po wojnie, w kadrze i w klubach. Jedne były zabawne, inne tragiczne, jeszcze inne po prostu żałosne. Ze wszystkich płynie jeden morał: ''Grać trzeba umieć i pić trzeba umieć''. Wygląda na to, że bohaterowie najnowszej afery kiedyś co prawda umieli grać, ale za to nadal nie potrafią pić. W przeciwieństwie do prezesa Listkiewicza, który sobie na wakacjach piwko pije , a bałagan z ekstraklasą ma głęboko w kapslu.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją

Komentarze (0)

Poligon: Rola alkohola

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!

Zgłoś komentarz

Czy masz pewność, że ten post narusza regulamin?

Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę
Dziękujemy za zgłoszenie

Komentarz został zgłoszony do moderacji

Nadaj nick

Nazwa użytkownika (nick) jest wymagana do oceniania, komentowania oraz korzystania z forum.

Wpisz swój nick
Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę

Użyj od 3 do 30 znaków. Nie używaj polskich znaków, wielkich liter i spacji. Możesz użyć znaków - . _ (minus, kropka, podkreślenie).