Olejmy te medale. Sięgnijmy dna już teraz!

Atlanta - 17 medali, 11 miejsce w rankingu. Sydney - 14 medali, 14 miejsce w rankingu. Ateny - 10 medali, 23 miejsce w rankingu. Jest coraz gorzej - ile gorzej będzie teraz? Dwa medale? Cztery? Jeśli wrócimy z czterema, nasz regres będzie mógł się ciągnąć aż do Igrzysk w Londynie. Lepiej będzie obudzić się już teraz, na samym dnie.

Medal wisi w powietrzu. Zapewne go zdobędziemy, ale co może dać Polakom jeden, dwa medale na tych Igrzyskach?

Pierwszy wariant, optymistyczny: osiągniemy wynik z Aten - 10 medali, w tym 3 złote. Jakimś cudem wygrywa lekkoatleta (Skolimowska?), rzutem na taśmę wygrywa Otylka, wygrywa też wioślarska czwórka. Na dodatek któraś z naszych drużyn zdobywa brąz. Polacy przyjeżdżają w chwale, choć po Atenach taki wynik był uznawany za porażkę. Nasza brązowa drużyna noszona jest po Okęciu na rękach. Otylia znów gra w reklamach paneli podłogowych.

Drugi wariant, umiarkowanie optymistyczny: uzbieramy 4 medale - jeden złoty, 3 brązowe, 25 czwartych i piątych miejsc. Wniosek: byliśmy bardzo blisko, nie sprzyjało szczęście, jesteśmy wciąż w czołówce. Złoty medal, powiedzmy wioślarzy, jest świetnym prognostykiem na przyszłość. Teledyski poolimpijskie obfitują w ujęcia ze zwycięskich pojedynków kwalifikacyjnych.

Trzeci wariant, umiarkowanie pesymistyczny: wracamy z jednym medalem, ale za to jakim! Złotym siatkarzy/piłkarzy ręcznych/siatkarek (właściwą odpowiedź podkreślić). Nie liczy się zupełnie nic poza wielkim zwycięstwem naszej drużyny - w telewizji pojawiają się reklamy proszków do prania z Pawłem Zagumnym/ w Tańcu z Gwiazdami startuje Karol Bielecki/ Mariola Zenik zostaje patronką szkoły podstawowej w rodzinnym Węgrowie.

Czwarty wariant, pesymistyczny: dwa brązowe medale - Moniki Pyrek i wioślarzy. Polacy wracają załamani, ale zawsze mogło być gorzej, więc debata medialna o stanie polskiego sportu kończy się dwa miesiące po Igrzyskach. Przez następne 3 lata nie robimy zupełnie nic, by Londyn był nasz - dwa miesiące przed Igrzyskami zaczynamy rozglądać się za potencjalnymi medalistami.

Z każdym dniem oddala się szansa na zrealizowanie wariantu ateńskiego. Z każdym dniem częściej słyszymy, że "czołówka Polakom odjechała/odbiegła/odpłynęła". Nawet ci, którzy pojechali do Pekinu w roli widzów, są w Państwie Środka bezlitośnie goleni . Po co się przejmować efektami, skoro wcześniej zrobiliśmy niewiele, by wyniki były lepsze. O czymś świadczy zaskoczenie polskich fachowców w studio TVP, którzy dopiero podczas zawodów dowiadują się, jak dobrzy są rywale Polaków. Pointa jest ryzykowna i dość kontrowersyjna, ale może lepiej by było nie realizować żadnego z powyższych wariantów, totalnie się skompromitować i zacząć wszystko od zera, już po Pekinie?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.