Poligon: "Czy tu się głowy ścina?"

Trenera zwolnić najłatwiej, dlatego zwalnia się ich często, a posada w polskiej lidze nie należy do takich, na których ''nabija się'' lata stażu pracy. Czasem trener wylatuje słusznie, bo zupełnie nie wie, co z drużyną robić, czasem za winy piłkarzy, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić na boisku, a czasem - bo to właśnie piłkarze mają dość wymagań trenera i robią wszystko, żeby się go pozbyć.

W tym roku poszło szybciej niż zwykle. Pstry koń, na którym jeździ łaska kibiców, stanął dęba i zaczął robić paszczowo ''Z nim nic nie ugramy! Do zwolnienia!'' już po pierwszej kolejce. Po drugiej to już nie pojedyncze konie, a całe stado mustangów rżało, że trener do niczego, transfery chybione, zawodnicy grają piach, Sodoma, Gomora, Apokalipsa i skończymy, nieszczęśni, w drugiej lidze. To znaczy, w pierwszej, ale nie wszyscy się jeszcze przestawiali. Zresztą ''druga liga'' brzmi dramatyczniej, a kiedy się drze szaty, to trudno równiutko i po szwach.

Przyjrzyjmy się więc pierwszym tegorocznym kandydatom do wylotu.

Kandydat numer jeden to trener Górnika Zabrze Ryszard Wieczorek. Kiedy przychodził do Zabrza, wiązano z nim wielkie nadzieje: w świetnym stylu wprowadził do Ekstraklasy Koronę Kielce, doprowadził ją do 5 miejsca w lidze, do półfinału i finału Pucharu Polski, za jego kadencji piłkarze z Kielc zaczęli grywać w reprezentacji. Górnik Zabrze miał dzięki niemu wyjść z piłkarskiego dołka, dołączyć do czołówki i budować skład, mogący w przyszłości walczyć o udział w pucharach. Apetyty sympatyków rozbudziło przyjście sponsora, dość duże zakupy i seria powołań zawodników z Zabrza do reprezentacji. Tymczasem początek sezonu 2007/2008 to zimny prysznic i ciężkie baty, zbierane w meczach z drużynami ligowej czołówki (0-2 z Wisłą, 0-3 z Legią, 1-4 z Lechem). Słabsze drużyny Górnik potrafił ogrywać, potrafił się sprężać na mecze regionalne (1-0 z Ruchem, 4-2 z Zagłębiem Sosnowiec, 4-0 z Polonią Bytom), dzięki czemu najwierniejsi kibice Górnika wiele potrafili wybaczyć, ale ci niefanatyczni kręcili nosem. Że drużyna gra słabo i bez pomysłu, że taktyka ''do Hajty i niech on kopie'' to nie jest sposób na wyniki w ekstraklasie, że kto to jest Zahorski w ogóle i czy ten Leo zwariował, że Jarka powinien grać, a nie kłócić się o kontrakt... Im dalej w ligowy gąszcz, tym bardziej się okazywało, że coś w tych narzekaniach jest. Górnik grał przeciętnie, a gdy brakowało Brzęczka nie grał wręcz nic. Jarka po paru fajerwerkach ze słabeuszami przestał trafiać, Hajto faulował, reszta obrony spała. Zespół precyzyjnie celował w ósme miejsce, za które obiecano premie i było widać, że nic go nie zmusi, żeby pójść choćby o oczko wyżej. Jeden Zahorski wiosny nie czynił.

Początek sezonu 2008/2009 wydaje się zapowiadać powtórkę - Górnik gra równie przeciętnie jak przed rokiem, Brzęczek jest coraz starszy i opieranie na nim gry to spore ryzyko, Hajto daje się łapać na faulach jak dziecko (karny z Arką), a transfery... Wartość graczy przychodzących i odchodzących jest, łagodnie mówiąc, porównywalna. Przegraną z Wisłą czy z Lechem kibice pewnie by przełknęli (mecz z Lechem w najbliższy weekend), ale z Arką? Z beniaminkiem? I to jeszcze tak głupio? Reakcje były szybkie: od ''misja trenera Wieczorka chyba się wyczerpała'' (prasa) do ''Nie wytrzymia tego piachu, kery gromy! Biercie go, bo mu coś zrobia!'' (kibice) i pozycja Ryszarda Wieczorka osłabła jak polskie tyczkarki na olimpiadzie. W dodatku terminarz ligowy nieszczególny, a niech się pojawi dobra propozycja transferowa dla Zahorskiego czy Madejskiego albo Brzęczek złapie kontuzję...

Kandydat numer dwa to selekcjoner Legii Warszawa Jan Urban. Początek zeszłego sezonu miał fantastyczny, siedem meczów bez porażki. Potem było już gorzej, ale zawsze na przyzwoitym poziomie, a końcówka w postaci wicemistrzostwa Polski, Pucharu Polski i Superpucharu rozczarowywała tylko najambitniejszych. Wydawało się także, że Urban ma nosa do transferów - Inaki Astiz okazał się odkryciem roku, Takesure Chinyama zdobywał bramkę za bramką i długi czas ścigał się z Pawłem Brożkiem w wyścigu o koronę króla strzelców. Nawet Piotr Giza, choć marnował kolejne idealne sytuacje, to z drugiej strony potrafił tworzyć je kolegom i był w ofensywie Legii nową jakością. A kiedy w końcówce sezonu skład zaczął się sypać kondycyjnie - trener Urban umiejętnie wypełnił luki ''młodziakami'' i zakończył sezon na drugim miejscu. Wydawało się, że w sezonie 2008/2009 może być tylko lepiej.

I to chyba był pech trenera Urbana.

Wymagania wobec Legii wzrosły, poprzeczka wisi wysoko i nikt nie chce czekać. Ma być dobrze już. Ma być bardzo dobrze z tendencją do ''wspaniale''. Żadnej taryfy ulgowej, żadnych wpadek, tam jest mistrzowska korona, tam jest faza grupowa pucharu UEFA, ready, steady, go! ''Wycofajko odpada!''

Tymczasem początek sezonu okazał się być dla Legii bardzo ciężki, czego symbolem była porażka 1-6 w sparingowym meczu z FC Basel i bezbarwny pierwszy mecz pucharowy ze słabiutkim FC Homel. Kontuzje znowu dopadły Bartłomieja Grzelaka, atmosferę w zespole psuje konflikt z Aleksandarem Vukoviciem, większość graczy gra o wiele słabiej niż rok temu (Chinyama, Roger, Giza, Szala). Przez moment wydawało się, że Legia wraca do formy sprzed roku, gdy w rewanżu rozniosła Białorusinów, ale fatalny występ przeciw FK Moskwa a potem lanie od Odry Wodzisław, zaczęły okołolegiljną dyskusję o przyszłości Urbana.

Trenerowi na pewno nie pomagają tegoroczne transfery. Piotr Rocki zdobył co prawda bramkę, dającą Legii Superpuchar, ale na tym się skoczyło. Jak gra Panee Kumbev - było widać, a o tym, jak doświadczony Wojciech Szala dał się młodziutkiemu Korzymowi zrobić w kołderkę z lufcikiem - opowiadać się będzie na Legii jeszcze długo. Maciej Iwański zaokrąglił się jak stan własnego konta, ale chyba nie spełnia jeszcze pokładanych w nim nadziei. Choć akurat do niego można mieć najmniejsze pretensje, porównując jego dorobek ze zdobyczami zespołu. Dwa gole z Homlem, karny z Polonią, kilka asyst - Iwański jest na razie najskuteczniejszym graczem Legii.

Więcej emocji budzą transfery z Hiszpanii. Tito, Arruabarrena i Descarga - gracze, którzy mieli podbić ligę i prowadzić Legię do zwycięstw - nawet zdaniem Urbana nie są jeszcze gotowi do gry w ekstraklasie. Siedzą na trybunach, łapią opaleniznę, a tymczasem kasa leci i to spora, a kibicom gula rośnie i ciśnienie skacze...

Wydaje się jednak, że Jan Urban ma pozycję mocniejszą niż Ryszard Wieczorek. Po pierwsze - bronią go dokonania z zeszłego sezonu. Po drugie - właściciel Legii, koncern ITI nie chce zmian dla samych zmian i chyba woli zaryzykować ''dłuższy marsz''. Patrząc na przykład Wisły Kraków, która po rozstaniu z Henrykiem Kasperczakiem w ciągu dwóch lat zafundowała sobie siedmiu trenerów i sporo problemów - całkiem rozsądnie. Tym bardziej, że na horyzoncie nie widać na razie ewentualnego zastępcy Urbana. Wolnych trenerów jest paru, ale czy którykolwiek w obecnym stanie Legii gwarantuje skuteczną walkę o najwyższe cele?

Ryszard Wieczorek ma większy problem - trenerów do przeciętnej walki o miejsce w środku tabeli łatwiej znaleźć, a jeśli - poza magiczno-kanoniczną już kandydaturą Henryka Kasperczaka - wymienia się w tym kontekście Wojciecha Stawowego a nawet Marcina Brosza - to naprawdę nie jest dobrze.

Ale to przecież polska ekstraklasa i dopiero druga jej kolejka. ''Wszystko się może zdarzyć'' śpiewała Anita Lipnicka i równie dobrze za miesiąc może się okazać, że ''trener dba o nas jak ojciec najlepszy'' i zawsze mówiliśmy, że nikt, tylko ten jeden jedyny, słoneczko nasze, które wygrało z... [tu każdy sobie może wypisać nazwę nielubianej drużyny ligowej]... Od czasu, gdy wspomniany już trener Stawowy podpisał z Cracovią dziesięcioletni kontrakt, a po paru miesiącach już go w klubie nie było - nic mnie w pracy polskich trenerów nie zaskoczy.

Ruletka trenerska ruszyła. Kto wyleci pierwszy? Kiedy wyleci? Za co wyleci? ''Kto się zmartwi, kto rozerwie? Czy przed przerwą, czy po przerwie?''

Mesdames et messieurs! Faites vos jeux!

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją

Copyright © Agora SA