Gdyby Pekin był Zamościem, mielibyśmy srebro

Po kiepskim występie swojej córki w Pekinie Piotr Radwański powiedział, że grała jak na turnieju w Kielcach. Okazuje się, że gdyby Michał Bieniek skakał w Pekinie jak na mityngu w Zamościu, mielibyśmy srebrny medal.

''Mistrz nieistotnych imprez'' - tak Przegląd Sportowy nazwał Michała Bieńka, który w ostatnią sobotę wygrał konkurs skoku wzwyż w ramach mityngu pierwszej ligi lekkoatletycznej w Zamościu. Rezultat który uzyskał - 2,35 to czwarty najlepszy wynik w tym roku na świecie i wysokość, której pokonanie dałoby mu w Pekinie srebrny medal.

Występem w Zamościu udowodniłem, że jestem w naprawdę wysokiej formie i na 2,35 stać mnie było z całą pewnością w Pekinie.

- mówi w ''PS'' Bieniek. Cieszymy się ze świetnej dyspozycji naszego skoczka, ale będziemy złośliwi i zapytamy, czemu na igrzyskach skończyło się na 2,20 i odpadnięciu już w eliminacjach?

Od jakiegoś czasu z Bieńkiem współpracuje dwóch psychologów i pochodzący z Wrocławia zawodnik twierdzi, że pod tym względem był w Pekinie świetnie przygotowany. Jeśli nie zawiodła psychika, to co?

Gdyby w Chinach towarzyszył mi trener Bogumił Mańka, pewnie wypadłbym lepiej. Przed igrzyskami wzięto już nawet miarę na olimpijskie ubiory trenera, ale w końcu powiedziano mu, że nie ma miejsca w ekipie. No i zostałem bez jakiejkolwiek pomocy szkoleniowej.

Na pocieszenie dla Bieńka powiemy, że brak trenera to nie najgorsza polska wymówka z Pekinu . Przynajmniej nie był zaskoczony tym, że rywale trenowali, albo że na stadionie wiał wiatr.

Mamy jednak nadzieję, iż to wszystko nie oznacza, że jeśli chcemy aby nasz zawodnik zaprezentował się korzystnie w olimpijskim konkursie, musimy poczekać aż igrzyska odbędą się w Zamościu.

Copyright © Agora SA