Strzelił bramkę, złamał nogę podczas cieszynki, a gola nie uznano

Mecz MLS pomiędzy Realem Salt Lake a Los Angeles Galaxy. Szósta minuta. Fabian Espindola pokonuje bramkarza drużyny z LA. Wielka radość, backflip, upadek, złamana noga. Bramki nie uznano, bo Argentyńczyk był na spalonym. Ta kontuzja musiała boleć.

Skrót meczu, o którym mowa, macie pod spodem. Łącznie z newralgiczną szóstą minutą, w której zbieg okoliczności, brawura, 6 tygodni leczenia kontuzji, głupota, piękna bramka, nieuznana bramka, blanik miały miejsce jednocześnie.

Jestem załamany. Nie zrobię tego już nigdy w życiu. Nie wiem jak to się stało. Robiłem to milion razy. Gdybym wiedział, że to się tak skończy, nigdy bym tego nie zrobił.

Trochę nam szkoda argentyńskiego napastnika. Głupie zbiegi okoliczności się zdarzają. Właściwie byłby to temat na Zczuba, gdyby Espindola złamał nogę ciesząc się po uznanej bramce. Bramka nieuznana przelewa jednak czarę goryczy, zwłaszcza, że piłka wpadłaby zapewne do bramki bez udziału Argentyńczyka (nie jesteśmy pewni, czy właśnie tak się nie stało) - strzał jego kolegi był wystarczająco mocny i celny. Mecz się zakończył wynikiem 2-2. Szczere wyrazy współczucia.

Copyright © Agora SA