Pamiętacie kolejność? Najpierw wszyscy, łącznie z Chelsea , myśleli, że Robinho przechodzi do Chelsea. Później wszyscy, łącznie z Robinho, myśleli że Robinho przeszedł do Chelsea. Później wszyscy, łącznie z City, szczypali się profilaktycznie, gdy Brazylijczyk strzelał gola Chelsea i nie był to gol samobójczy.
Okazuje się, że była jeszcze faza (a być może wciąż trwa), w której Robinho zastanawiał się, jak z błękitu zrobić granat . Mark Hughes przyznał, że sławetne przejęzyczenie Brazylijczyka było freudowską omyłką, a proces przyzwyczajania się do nowego miejsca pobytu jeszcze trochę zajmie.
Hughes wierzy, że z czasem Robinho doceni w City to, czego nie zaznał w Realu: będzie grał co tydzień, będzie prawdziwą gwiazdą, niekwestionowanym liderem, a w zamian dostanie niesamowite wsparcie kochających go kibiców. To trochę tak, jakby zabrać wybredną żonę na wakacje do Władysławowa i przekonywać, że wprawdzie Bałtyk zimniejszy od Morza Śródziemnego, ale na Cyprze nie mogłaby zjeść tak pysznego dorsza, jakiego przyrządza się w Polsce.
Prawda jest taka, że jeśli zimą do Manchesteru nie przyjdą kolejne gwiazdy, które tak jak Robinho, skuszą się na pieniądze od szejka, Brazylijczyk będzie nieszczęśliwy, a z czasem do ust zacznie wkładać całą pięść. Wszystko w rękach sztabu City, który musi wzniecić i utrzymywać płomyk nadziei w serduszku obrzydliwe bogatej sierotki. Nie zazdrościmy.