Poligon: Rzecz o czterech kuratorach wchodzących do tej samej rzeki

Mamy klops czyli pasztet, czyli zakalec. Minister Sportu Mirosław Drzewiecki złożył do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl wniosek o wprowadzenie kuratora do Polskiego Związku Piłki Nożnej. Trybunał znany nam m.in. z awantury, jaką wywołał na początku jesiennej rundy Ekstraklasy swoimi decyzjami w sprawie Zagłębia Lubin i Widzewa Łódź, zachował się... równie dziwnie jak poprzednio. Przypomnijmy - poprzednio Trybunał uznał, że nie wie, co powiedzieć, ale jedzie na urlop, więc wszystkie decyzje degradacyjne uznaje za tymczasowo niebyłe. Obecnie Trybunał pojechał po przeciwległej bandzie - oficjalnie wniosku o wprowadzenie kuratora nie rozpatrzył, ale owego kuratora jednak wprowadził i niech się minister martwi, bo to jego pomysł.

Stan na dziś jest następujący: PZPN, oczywiście, kuratora nie uznał i poskarżył się w UEFA i FIFA. UEFA i FIFA, oczywiście, kuratora nie uznały i wyraziły zdziwienie oraz poparcie dla PZPN. Minister Drzewiecki dał do zrozumienia, że ''nie wiedzą, co czynią'', a on ma 38 stron zarzutów wobec PZPN i niech no tylko je przedstawi, to ''kamikaze, boski wiatr, nie ma przebacz''. Prezes Listkiewicz wzruszył ramionami, bo zarzuty mu nie nowina, a niektórzy członkowie zarządu PZPN to nawet mieli zarzuty prokuratorskie i co z tego? I zaapelował do Polskiego Komitetu Olimpijskiego o współpracę. Polski Komitet Olimpijski przeraził się, że się prezes Listkiewicz pogniewał i od razu zapewnił, że to nie on, tylko samodzielny i samorządny Trybunał. I samowolny, drogi panie prezesie, więc proszę nas do tego nie mieszać i czy te bilety na mecz z Czechami nadal aktualne? Prezes Listkiewicz obiecał, że się zastanowi. Kurator przyszedł na Miodową, z jednymi się przywitał, z innymi nie. Zarząd PZPN stwierdził, że czemu nie, niech sobie kurator siedzi - przydzieli mu się komórkę, da się węgiel i może sobie na ścianach cudności rysować, ale Zarządu Trybunał nie zawiesił, więc Zarząd ma na głowie zjazd i wybory. Kurator powiedział, że najpierw zrobi się porządek w PZPN, a wybory będą dzień po. Publiczność stwierdziła, że eee tam, ludzie tyle nie żyją, a poza tym syndrom dnia następnego bardzo jest bolesny i poszła oglądać ''Świat według Kiepskich'', bo właściwie co za różnica?

W środku tego wszystkiego siedzą dziennikarze i eksperci i dumają. Jak to możliwe, że nikt nic nie wiedział i całą ''akcję'' z wnioskiem przeprowadzono w tajemnicy? Czy powodem był fakt, że teraz minister Drzewiecki też zna Platiniego? Czy zrobiono to, żeby nie wygrał Boniek czy może raczej, żeby Boniek wygrał. Albo Lato. Albo Kręcina. Albo Listkiewicz. ''A może są w studni?...''

Potem zaczęły się pytania makrofutbolowe - odbiorą euro czy nie odbiorą? Wykluczą z pucharów czy nie wykluczą? Wyrzucą z eliminacji Mistrzostw Świata czy nie? ''A może poszli do lasu?...''

Co dzień pojawiając się nowe pytania: jakie znaczenie ma fakt, że kuratorem został Robert Zawłocki, były członek Wydziału Dyscypliny, a były szef WD Michał Tomczak został mianowany szefem Wydziału Prawnego PZPN? Czy afera ma związek z pogłoskami o kolejnych sześciu klubach wyznaczonych do skalpowania za korupcję czy tylko z zaklepaniem przez UEFA Euro 2012 w Polsce? Czy wybory prezesa PZPN obędą się czy może Trybunał Arbitrażowy wycofa się wcześniej ze swojej decyzji, a jeśli się odbędą, to co dalej i kto kogo będzie uznawał, a kto kogo nie? Czy powstanie Polski Związek Piłki Nożnej na Uchodźstwie, a określenie ''leśne dziadki'' nabierze dosłowności? ''Więc może jednak są w studni?...''

''Poligon'' ma ten komfort, że na powyższe pytania może udzielić jednoznacznej i wyraźnej odpowiedzi: nie wiem - i w oczekiwaniu na dalszy ciąg programu przypomnieć, że to już nie po raz pierwszy kurator wchodzi do siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Kurator pierwszy

Dawno, dawno a dokładnie 10 lat i 5 miesięcy temu prezes Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu Jacek Dębski postanowił ''oczyścić polską piłkę'' z ludzi Mariana Dziurowicza . Okazja nadarzyła się śliczna: PZPN zerwał kontrakt reklamowy z Pumą, sprawa przetargu na prawa do transmisji telewizyjnych też wyglądała dziwnie. UKFiT skierował na Miodową państwowych kontrolerów. Prezes Dziurowicz odesłał ich bez żadnego kwitka, wobec czego minister Dębski wybuchnął oburzeniem i Dziurowicza zawiesił. Zawiesił też jego najbliższych współpracowników: wiceprezesa Jerzego Kozińskiego i sekretarza generalnego Michała Listkiewicza (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa), a parę dni potem - resztę Zarządu PZPN. W końcu na wniosek ministra Dębskiego Sąd Wojewódzki w Warszawie ustanowił dla związku kuratora (został nim Wiesław Pakoca), a zawieszony Zarząd zaczął straszyć, że UEFA nas zdyskwalifikuje, wykluczy i w ogóle rzeźnia. Argument o Euro nie padł, bo jeszcze go nam nie przyznano.

Po dwóch miesiącach przepychanek PZPN zgodził się na kontrolę, a minister Dębski odwiesił cały zarząd. Jaki był koniec afery - wszyscy wiemy. Dębski przegrywał kolejne sprawy sądowe z Dziurowiczem, jedyne co znaleźli kontrolerzy to sprawy związane z niepłaceniem VAT (PZPN uznał, ze jako stowarzyszenie nie musi płacić VAT), a w czerwcu 1999 odbył się zjazd PZPN, który wybrał na króla prezesa Michała Listkiewicza, na wice - Zbigniewa Bońka, a na sekretarza generalnego Zdzisława Kręcinę (zbieżność wszystkich trzech nazwisk nieprzypadkowa). A rok później Jacka Dębskiego nie było już w polityce.

Kurator pracował dwa miesiące, skończyło się w sumie na niczym, ale wydawało się, że jednak będzie dobrze...

Jak wiemy - nie było.

Kurator drugi i trzeci

Po raz drugi kurator pojawił się w siedzibie PZPN w pierwszych dniach 2007 roku. Ówczesny minister sportu Tomasz Lipiec ogłosił, że chce ''oczyścić polską piłkę'' i 19 stycznia zawiesił zarząd PZPN i wprowadził do związku kuratora - został nim szef Ekstraklasy S.A. Andrzej Rusko . Sytuacja wydawała się idealna - Związek udawał, że afera korupcyjna nie istnieje, 64 sędziów i działaczy zatrzymanych przez prokuraturę też nie zrobiło na nim wrażenia, ba! PZPN-u nie obeszło, że zarzuty postawiono członkowi Zarządu Witowi Żelazko. Atmosfera wokół związku była tak gęsta, że każdy, kto podniósłby rękę na PZPN, mógł być pewny, że rzesze polskich kibiców wetkną mu w tę rękę tęgi drąg i solidnie ją rozbujają.

Działania kuratorów (Andrzeja Rusko po dwóch tygodniach zastąpił Marcin Wojcieszek) były energiczne i ukierunkowane głownie na wpuszczenie do PZPN kolejnych kontrolerów i zmuszenie związku, a szczególnie Wydziału Dyscypliny, do zajęcia się problemem korupcji. Kontrole ponownie nie wykazały żadnych poważnych nieprawidłowości, ale przynajmniej w sprawie karania za korupcję - jak mogliśmy się przekonać w późniejszych miesiącach - coś drgnęło (szefem Wydziału Dyscypliny został wtedy Michał Tomczak). Ponieważ FIFA i UEFA nie uznawały ministerialnego kuratora, a działacze PZPN straszyli wykluczeniem polskich drużyn z rozgrywek międzynarodowych - minister Lipiec był skłonny wycofać kuratora. Ustalono termin wyborczego Nadzwyczajnego Walnego Bankietu Delegatów, a kiedy prezes Listkiewicz obiecał, że nie wystartuje - minister Lipiec zmiękł, odwiesił cały zarząd PZPN i odwołał kuratora.

Kuratorzy pracowali półtora miesiąca, skończyło się na niewielkich osiągnięciach, ale wydawało się, że będzie lepiej.

Jak wiemy - nie było.

Prezes Listkiewicz dotrzymał słowa - nie wystartował. Oczywiście dlatego, że pojawiły się ''poważne rozbieżności prawne, uniemożliwiające zwołanie Walnego Bankietu i wybór nowych władz'' i wybory nie odbyły się w terminie. A pół roku później gorąco zaczęło robić się wokół Tomasza Lipca .

Kurator czwarty

Minęło półtora roku... kolejny minister chce ''uzdrowić polską piłkę'' i ni z gruchy ni z pietruchy, miesiąc przed zjazdem wprowadza do związku kuratora. Ma podkładkę w postaci tymczasowej ''decyzji'' Trybunału Arbitrażowego przy PKOl, ale UEFA i FIFA już dają do zrozumienia, że ten Trybunał... takie niedomówienie. Spora część polskich kibiców nie używa nawet tego niedomówienia. Minister twierdzi, że papiery na PZPN ma mocne, ale na razie nikt poza Trybunałem ich nie widział, a członkowie Zarządu nie wydają się zbyt przejęci i publicznie deklarują, że kurator niech się bawi, a oni robią wybory ''i co pan nam zrobi?''. Prezes Listkiewicz po raz 374 obiecał, że nie wystartuje, ale natychmiast zasugerował, że w razie gdyby i ku chwale ojczyzny, to on słowo honoru zwinie w rulonik i między bajki włoży. Przecież najważniejsze jest dobro polskiej piłki. Piłka odmówiła wywiadu, dochodząc do wniosku, że nie warto się denerwować, bo jej wentyl pęknie.

W kolejnym odcinku serialu prezes Listkiewicz obieca, że odejdzie, minister Drzewiecki postraszy, FIFA i UEFA postraszą ministra. Minister powie, że się nie da zastraszyć, ale się przestraszy. ''Teren'' stanie w obronie demokracji i bufetu, knieje i publiczność będą szumieć, ale kto by tam ich słuchał, ognisko będzie płonąć, a wszyscy będą przy nim piekli swoje pieczenie.

Już każdy powiedział to, co wiedział, Trzy razy wsłuchał dobrze mnie. Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jak jest...

I tylko piłkarzy Lecha oraz Wisły żal. Chyba dziwnie wychodzi się na boisko ze świadomością, że nawet jeśli zostawi się na nim krew, pot, łzy, płuca i 3-0 na tablicy świetlnej - wszystko to może okazać się niewiele warte wobec kolejnej okołozwiązkowej wojny. Gdyby jeszcze była jakaś gwarancja, że ta wojna skończy się czymś konkretnym, że wreszcie w polskiej piłce będzie dobrze...

Kto wierzy - ręka w górę.

...

''To co, chyba pójdę, nie?... Co tu będę tak sam siedział...''

***

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.