Dobry pomysł, zły pomysł: Jedna jaskółka wiosny nie czyni

Mecz z Czechami był drugim po Portugalii heroicznym zwycięstwem kadry z rywalem z najwyższej światowej półki i spokojnie można je na równi określać mianem najlepszych meczów kadry w ostatnich dwudziestu latach. Ale nie oszukujmy się, przed reprezentacją Leo jeszcze piekielnie długa droga, a przed nami wszystkimi sporo nerwów z happy endem co najmniej niepewnym.

Dobry pomysł: Cieszyć się. Tak po prostu. Musimy się uczciwie przyznać, choć zapewne nie będzie to coming out szokujący, że nie wierzyliśmy. Czesi wydawali się zbyt mocni, zbyt solidni, a kłopoty kadry zbyt duże - zdecydowanie większe, niż przed meczem z Portugalią. Tymczasem zobaczyliśmy najlepszy mecz reprezentacji od dwóch lat i jeden z dwóch najlepszych w ostatnich dwudziestu latach. Równo dwóch lat nasi piłkarze potrzebowali, żeby pokazać wszystkim, że jednak potrafią niekiedy grać porywająco - byli od Czechów nie tylko szybsi i silniejsi. Byli też zwyczajnie lepsi w piłkę - bardziej błyskotliwi i skuteczni. Dominowali od początku do końca i wygrali w pełni zasłużenie. Nawet po stracie bramki, kiedy obawialiśmy się nerwowej końcówki, kontrolowali przebieg gry i na drugi moment dekoncentracji już sobie nie pozwolili. Co tu dużo gadać, dziękujemy i tyle.

Zły pomysł: Wierzyć, że los się już odmienił. Już to przerabialiśmy po meczu z Portugalią. Uwierzyliśmy, że mamy drużynę na europejskim poziomie, a potem boleśnie się rozczarowaliśmy. Tym razem z entuzjazmem jeszcze się wstrzymamy, bo wszyscy wiemy, czego nie czyni jedna jaskółka. Niestety, mecz z Czechami był taką jaskółką. Było super, ale wierzyć w to, że kadra wygrzebała się już z kłopotów byłoby naiwnością. Po tamtym występie na powtórkę czekaliśmy równo dwa lata. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie krócej.

Dobry pomysł: Kuba Błaszczykowski. Dwa lata temu narodziła się gwiazda Ebiego Smolarka, którego bramki w dużej mierze przepchnęły nas przez eliminacje. W sobotę takim Ebim był Błaszczykowski. Był nie tylko najlepszy na boisku. Pokazał, że jest już wystarczająco dojrzałym zawodnikiem, żeby być liderem kadry. Od lat wiadomo, że to talent jak na polskie warunki niespotykany, ale chyba po raz pierwszy w reprezentacji Błaszczykowski pokazał, że może w pojedynkę decydować o grze całej drużyny. Kiedy zaliczył przy pierwszej bramce wspaniałą asystę - widzieliśmy jeszcze starego Kubę - boiskowego wariata (w pozytywnym znaczeniu), który potrafi zrobić coś z niczego. Przy drugim golu widzieliśmy już zimnego profesjonalistę, który po beznamiętnej kalkulacji, jak gdyby nigdy nic, oszukał jednego z najlepszych bramkarzy świata, po prostu dlatego, że miał w ręku wszystkie atuty.

Zły pomysł: Nie mieć obaw. Patrząc na grę Błaszczykowskiego siłą rzeczy zastanawialiśmy się jakby to było, gdyby mógł zagrać na Euro. Fakt, że nie zagrał, przypomniał nam o największej bolączce Kuby - bolączce w sensie dosłownym, czyli zdrowiu. Po prostu aż strach pomyśleć co się stanie, kiedy Błaszczykowski dozna kontuzji, bo drugiego takiego piłkarza w tej chwili w kadrze nie mamy. I na jego pojawienie się, w najbliższej przyszłości się nie zanosi.

Dobry pomysł: Podziwiać Leo. Robotę ma Beenhakker niełatwą. To już w zasadzie trzeci raz, kiedy musi budować kadrę praktycznie od nowa - najpierw na eliminacje Euro, potem na finały, teraz po raz trzeci. I udało się. Reprezentacja wytrąciła krytykom Leo z ręki koronny argument o jednym dobrym meczu. Nie wiemy, czy i kiedy taki mecz się powtórzy, ale wiemy, że jakoś żaden polski szkoleniowiec od czasów pierwszej kadencji Piechniczka nie potrafił pokonać rywala tej klasy w meczu o punkty. Beenhakker dokonał tego dwukrotnie. A co najważniejsze - reprezentacja wygrała nie szczęśliwie, nie przez zbieg okoliczności czy słabość rywala, ale dlatego, że była po prostu pod każdym względem lepsza. Bardzo byśmy chcieli zobaczyć jak dokonuje tego polski trener, ale póki co poważnych kontrkandydatów nie widzimy.

Zły pomysł: Nie krytykować Leo. Rozumiemy wzburzenie, sami pewnie po nagonce z ostatnich miesięcy użylibyśmy pewnie nawet mocniejszych słów. Ale pomeczowa wypowiedź o bogu i kawałku gówna była po prostu niepotrzebna. Leo miedzy innymi dlatego szanujemy sto razy bardziej od jego krytyków, że wielokrotnie pokazywał sto razy większą klasę. Szkoda, że tym razem było inaczej.

Dobry pomysł: Czekać. Na kilka rzeczy. Poczekać do meczu ze Słowacją, który pokaże, czy reprezentacja rzeczywiście ma kryzys za sobą. Ale także poczekać, żeby zobaczyć co się z tej, budowanej niemal od początku, drużyny wykluje. Jakoś niepostrzeżenie dokonuje się w niej bowiem pokoleniowa zmiana, po której Michał Żewłakow może się poczuć osamotnionym dinozaurem, a rolę liderów przejmują zawodnicy młodzi (Roger, Paweł Brożek) lub bardzo młodzi (Kuba Błaszczykowski). Nie czarujmy się, na wynik tej zmiany jeszcze sobie poczekamy i choć jaskółki nadziei widać, wiadomo czyją matką jest nadzieja.

Zły pomysł: Kupować bilety do RPA. Taki mecz z Czechami to fajna sprawa, a pozycja lidera w grupie - jeszcze fajniejsza. Ale za nami dopiero trzy mecze, a grupa jest niezwykle wyrównana. Bardzo byśmy chcieli, żeby lider nie zmienił się już do końca eliminacji, ale realnie patrząc, już w środę nasza sytuacja może się zupełnie zmienić. Krótko mówiąc, jeszcze nie raz będziemy wzdychać z ulgą i jeszcze nie raz z nerwów obgryziemy paznokcie po łokcie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.