Dobry pomysł, zły pomysł: Znów poczekamy trzy lata?

Wtorkowy historyczny wyczyn Marka Saganowskiego, oprócz radości, wprawił nas w przygnębienie, bo uświadomił nam, jak nisko upadła nasza piłka. Musimy się cieszyć z mizerniutkiego gola w przegranym trzema bramkami meczu i wcale nie jest powiedziane, że na kolejnego nie poczekamy równie długo.

Dobry pomysł: Być Arturem Borucem i się ogarnąć. Nie zamierzamy twierdzić, że Artur Boruc skończył się na ''Kill'em All''. Ba, naszym zdaniem jest za wcześnie nawet na ogłoszenie spadku formy. Fakty są jednak nieubłagane - Boruc w ostatnich dniach zatracił niezawodną wcześniej właściwość dostrajania się formą do rangi widowiska. Wcześniej mecze najważniejsze zawsze wywoływały u niego przypływ adrenaliny, przy którym zmieniał się w nadczłowieka - bronił jak w transie, doprowadzał do skrajnej frustracji największe gwiazdy, bo nawet z najbardziej beznadziejnych sytuacji potrafił wyjść obronną ręką. Niestety, na Old Trafford dostosował się do mizernego poziomu kolegów. Wprawdzie ich poświęcenie sprawiło, że nie przeżywał bezustannej kanonady, ale kiedy musiał naprawdę ratować drużynę, to niestety nie ratował. Oby nie sprawdziły się czarne proroctwa, między innymi nasze, że wiążąc się na lata z Celtikiem, Boruc skazuje się też na lata wegetacji na peryferiach wielkiej piłki, gdzie osunięcie się w przeciętność jest po prostu nieuniknione.

Zły pomysł: Ogłosić, że kryzys polskiej piłki się skończył. We wtorek stała się rzecz wiekopomna - Marek Saganowski wyzerował nam liczniki i po przeszło trzech i pół roku strzelił bramkę w Lidze Mistrzów. Strzelcowi gratulujemy, ale cieszyć się z tej bramki nie potrafimy, bo ona jak nic uświadamia nam nasze prawdziwe miejsce na futbolowej mapie świata. Nie potrafimy wiwatować po bramce dla drużyny, której za rok na pewno w Lidze Mistrzów nie będzie, a która być może już w grudniu wykopie autora historycznego wyczynu na zbity Southampton. Nie potrafimy się cieszyć, bo niestety nikt nam nie zagwarantuje, że na następne trafienie nie poczekamy kolejne trzy i pół roku.

Dobry pomysł: Nie wierzyć w elitarność Ligi Mistrzów. Zenit St. Petersburg w ostatniej chwili ratuje remis z BATE Borysów. Bordeaux potrzebuje samobója, żeby pokonać u siebie CFR Cluj. Anorthosis Famagusta bez kompleksów pogrywa sobie na San Siro z Interem. Po trzech kolejkach i Cluj i Anorthosis cały czas może realnie myśleć o awansie. A co tam słychać u polskich klubów?

Zły pomysł: Być sędzią i się mylić. Generalnie staramy się nie narzekać na błędy sędziów, ale tak się składa, że oba mecze, które w tej kolejce obejrzeliśmy w całości i na żywo aż roiły się od pomyłek. We wtorek Manchesterowi Frank De Bleeckere uznał dwie bramki strzelone ze spalonego, nie uznał za to bramki zdobytej absolutnie prawidłowo. W środę powinno być 2:2, ale przez pomyłki Clausa Bo Larsena było 1:1. O zatrzęsieniu pomyłek pomniejszych nawet nie chce się nam wspominać. Nie wierzymy, żeby w którymś z tych meczów sędziowie wypaczyli wynik, ale na Boga, na tym poziomie rozgrywek po prostu nie wypada.

Dobry pomysł: Oglądać Ligę Mistrzów. Dziewięć bramek w Villarrealu, osiem w Bukareszcie, siedem w Stambule, pięć w Bazylei. Ktoś jeszcze twierdzi, że Liga Mistrzów jest nudna?

Zły pomysł: Oglądać ''Mrówki w samolocie''. TVP może pokazać dowolny mecz Ligi Mistrzów w każdej kolejce. Teoretycznie, bo jeszcze się nie zdarzyło, żeby pokazała jakiś mecz wtorkowy. Cóż, widać ''Mrówki w samolocie'' są ciekawsze i ważniejsze od Boruca na Old Traford, bramki Saganowskiego czy pojedynku Realu z Juventusem. Dziękujemy i przypominamy, że całkiem niedawno nakręcono film o wężach w tym samym środku lokomocji. Może w następnej kolejce?

Copyright © Agora SA