Poligon: Karuzela z trenerami

Kilkanaście tygodni temu zajmowaliśmy się na ''Poligonie'' ciężkim żywotem trenera polskiej ekstraklasy.

''Drgnęły madonny I orszak konny Ruszył z kopyta. Lata dookoła Gramofonowa Płyta''

Było to w zamierzchłych czasach, kiedy Ryszard Wieczorek trenował Górnika Zabrze, Stefan Majewski nie zasiadał jeszcze obok Henryka Klocka w Zarządzie PZPN, tylko obrażał się na dziennikarzy i Dariusza Pawlusińskiego, a o Janie Urbanie mówiło się, że niedługo wyleci. Powiedzmy więcej: działo się to wtedy, gdy Czesława Michniewcza wychwalano pod niebiosa, a Marka Motykę wysyłano na grzybki beacuse of szarańcza.

''Dziś sam jestem dziadkiem...'', a rzeczywistość trenerska zmieniła się nie do poznania, a nawet nie do Gorzowa Wielkopolskiego: trener Motyka chwalony jest za konsekwencję, szarańczę i 13 punktów, trener Michniewicz przegrał 5 spotkań z rzędu i Arka zamiast być rewelacją sezonu, jest ligowym średniakiem z marnymi szansami na coś więcej, a Legia Warszawa zajmuje fotel lidera i każdy, kto bąknąłby o niepewnej pozycji Jana Urbana, zostałby wychłostany gromkim śmiechem kibiców i poszedłby do kąta wstydzić się bardzo.

Zwolnienie trenera Wieczorka z Górnika Zabrze zdziwiło niewiele osób. Drużyna pod jego przewodnictwem grała koszmarnie, bezstylowo i zamiast męczyć przeciwnika, męczyła widzów. Złośliwi twierdzili, ze ósme miejsce w zeszłym sezonie Górnik osiągnął tylko dlatego, że właśnie za zajęcie tego miejsca wypłacane były premie, że gdyby wypłacane były za miejsce 12 - drużyna nie kiwnęłaby korkiem, aby zdobyć choć pół punktu powyżej limitu, zaś gdyby płacono za miejsce piąte - zespół stwierdziłby, że za te pieniądze bić się o piąte miejsce? Nie opłaca się. Górnik grał fatalnie, a sezon 2008/2009 zaczął tak beznadziejną mizerią, że odejście trenera Wieczorka było dla zabrzańskich kibiców ulgą. Zaś przyjście trenera Kasperczaka - gwiazdką z nieba. Miało być. Bo jak na razie jest - każdy widzi.

Podobna sytuacja miała miejsce w Cracovii - zespół pod światłym przewodnictwem Stefana Majewskiego konsekwentnie opadał na dno ligowej tabeli, bramki zdobywał dość przypadkowo (dwa gole z ŁKS-em zdobył Pawlusiński, który zagrał tylko na skutek pomyłki protokolarnej), kolejni zawodnicy albo byli odsuwani od składu, albo łapali kontuzje, a drużyna, która kiedyś cieszyła oko radosną ofensywną grą, stawała się synonimem ligowego nieudacznictwa. Zawodnicy bezradnie rozkładali ręce, trener Majewski obrażał się na cały świat i tworzył coraz bardziej powykręcane teorie spiskowe - tylko prezes Filipiak grał twardziela z westernu: zaciśnięte zęby, kamienna twarz, ''spod ronda kapelusza w lewo spoglądał i w prawo'' i ''cały zarząd popiera swojego szeryfa''.

Ale w końcu nawet prezes Filipiak nie zdzierżył. Po remisie z Odrą Wodzisław Cracovia spadła na ostatnie miejsce w tabeli, a w dodatku okazało się, że trener Majewski nie tylko z wajchą fotela w studio Canal+ nie potrafi sobie poradzić, ale stracił także panowanie nad zespołem. Zawodnicy urządzili sobie nieformalne spotkanie w restauracji, na którym samodzielnie ustalili, co i jak zagrają. W dodatku ustalili skutecznie i zremisowali z liderem, Polonią Warszawa. Może gdyby ''sprawa się nie rypła'' publicznie, wszystko potoczyłoby się inaczej i jak zwykle: winni spisku usiedliby na ławie, autorytet trenera miałby się dobrze, bo ''cóż, że droga wyboista - ważne, że kierunek słuszny!''.

Niestety, oczy trenera Majewskiego, pełne zdumienia na wieść o spotkaniu piłkarzy, widziała cała Polska i to chyba był prawdziwy koniec kariery ''Doktora'' w Cracovii. Mimo remisu w kolejnym meczu ''Nie zwolnię Majewskiego'' zamieniło się w ''potrzebna jest zmiana''. Do Cracovii przyszedł Artur Płatek, a Stefan Majewski został oddelegowany na ''inny odpowiedzialny odcinek'', czyli do Zarządu PZPN, gdzie wraz Grzegorzem Lato, Henrykiem Klockiem, Rudolfem Bugdołem i Januszem Matusiakiem będzie... Coś będzie. W końcu to Zarząd PZPN - coś na pewno będą robić. Znaczy, chyba.

W pierwszym meczu z nowym szkoleniowcem Cracovia w niezłym stylu rozjechała Łódzki KS w rozgrywkach Pucharu Polski, co może cieszyć, a nawet napawać, ale na efekty pracy trenera Płatka trzeba będzie poczekać i nie ma co oczekiwać od niego cudów. Na pewno cudów nie oczekują kibice Cracovii, którym na razie wystarczy do szczęścia, że trener Płatek po prostu jest, bo to znaczy, że Stefana Majewskiego naprawdę nie ma.

Kiedy kibice piłkarscy zastanawiali się, kto będzie następny, a na giełdzie medialnej królowały nazwiska Marka Chojnackiego i Czesława Michniewicza, niespodziankę zrobiła wszystkim Odra Wodzisław. A właściwie dwie niespodzianki. Pierwszą było zwolnienie trenera Janusza Białka, drugą zatrudnienie Ryszarda Wieczorka .

Choć, czy to naprawdę niespodzianka? Janusz Białek pracował w Odrze półtora roku i wielkich osiągnięć nie miał. Mówiąc dokładniej - nie miał żadnych osiągnięć. Odra po staremu była zespołem, który potrafił urwać punkty najlepszym, a równocześnie obdarowywać nimi najsłabszych. Zespołem groźnym u siebie i żałośnie nieudolnym na wyjazdach, zespołem ekstraklasowej średniej - czego jednak nie oddawała tabela (Odra zajmuje 12. pozycję). Jeśli czymkolwiek Janusz Białek zapisze się w pamięci wodzisławskich kibiców, to chyba jednak nie wynikami sportowymi, a raczej zajściem z zeszłego sezonu, kiedy to rzucił się w szatni na Jakuba Biskupa i wg świadków usiłował go udusić. Cóż, trenerem zespołu ekstraklasowego powinien być człowiek z pasją, ale chyba niekoniecznie o taka pasję chodziło zarządowi Odry.

Część kibiców na wieść, że Odrę przejmie Ryszard Wieczorek zdziwiła się i to mocno. Wszyscy pamiętali mu rozłożenie Górnika Zabrze, zmarnowanie potencjału, który przed sezonem, oceniany był nawet na walkę o puchary, a na argument o pracy w Koronie Kielce reagowali aluzjami do Wrocławia, choć przecież drużynę z Wrocławia trenuje Ryszard Tarasiewicz.

A jednak to może być strzał w dziesiątkę. W Zabrzu trener Wieczorek był ''ciałem obcym'', kimś z zewnątrz. Poza kształtowaniem takich graczy jak Pazdan, Jarka czy Zahorskim, musiał radzić sobie z takimi indywidualnościami jak Tomasz Hajto czy Jerzy Brzęczek, a wszyscy kibice patrzyli mu na ręce i wymagali od ''obcola'' wyników. W Odrze Wodzisław Ryszard Wieczorek będzie u siebie: grał tym klubie, trenował go i to z sukcesami (Odra za jego kadencji dwukrotnie zajęła 5. miejsce w lidze), zna działaczy, zna kibiców, ''zna Józefa''. Dorobek trenerski ma zdecydowanie większy niż trener Białek, a trenując przez 6 lat kluby ekstraklasy nie zajął na koniec sezonu miejsca niższego niż dziewiąte.

Kiedy Ryszard Wieczorek prowadził Górnika, redakcja ''Poligonu'' wielokrotnie jęczała z bólu egzystencjalnego i odwracała wzrok od ekranu, teraz jednak, gdy trener wraca do swojego macierzystego klubu, przypomina się nam scena z ''Ziemi Obiecanej'', gdy Moryc Welt mówił z przekonaniem: ''To wszystko prawda... Ale jemu może pójść''!

Trener Kasperczak na razie nie spełnia pokładanych w nim nadziei, trener Płatek miał niezły, choć pechowy bardzo początek, trener Wieczorek na starej/nowej drodze życia, trener Majewski w Zarządzie PZPN... Odszedł trener, niech żyje trener, bo jak mawiał Lejzorek Rojtszwaniec: ''jeśli zwalniają, to będą przyjmować''.

Ale to działa także w drugą stronę - ''Przyjęli? Znaczy, kiedyś zwolnią''. Niewielu trenerów może spać spokojnie: na pewno spokojni są liderujący w tabeli Jan Urban i Jacek Zieliński (z Polonii Warszawa) oraz prowadzący coraz groźniejszy GKS Bełchatów Paweł Janas. Ryszard Tarasiewicz też radzi sobie świetnie. Pozostali nie są pewni dnia ani godziny Franciszek Smuda ma jasno postawione cele, a po drodze jeszcze pole minowe w postaci fazy grupowej Pucharu UEFA. Maciej Skorża (jak każdy trener Wisły) zwalniany jest przez prasę w dni parzyste, a przyjmowany z powrotem w nieparzyste i choć trudno uwierzyć, by zarząd był tak nierozsądny, by się go pozbyć - pracy to trenerowi nie ułatwia. Reszta trenerów po każdej porażce pociesza się tradycyjnym: ''Kogóż wezmą na moje miejsce? No kogo?''.

No to ostrożnie, panowie - trener Białek właśnie jest wolny, trener Stawowy również, a jeśli będziecie niegrzeczni, to może nawet przyjdzie Stefan Majewski?

''Chłopcy, dziewczęta, pójdźmy wszyscy wraz! / Karuzela czeka - woła nas z daleka'' - śpiewało się w przedszkolu. Karuzela z trenerami kręci się w najlepsze. Który będzie ''następnym do raju''?

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.