Poligon: Historia magistra vitae

Plany, zakupy, inwestycje, plany taktyczne na najbliższe spotkanie i plany strategiczne z perspektywą paroletnią. Kluby budują nowe stadiony albo chociaż nowe trybuny, montują coraz nowocześniejsze oświetlenie, aparaturę podgrzewającą murawę, odnawiają szatnie itd. Nowoczesność w domu i w... i w klubie. Idzie nowe. Co wcale nie znaczy, że przeszłość się nie liczy.

Wszyscy pewnie pamiętamy szkolne izby pamięci: dwie szafki, trzy gablotki, jakieś zdjęcia lub grafiki, jeśli izba poświęcona była patronowi albo mundur, zardzewiały bagnet, dwa odznaczenia i wykaligrafowany przez panią od plastyki opis walk o wolność i demokrację w mieście/powiecie/województwie. Czasem przywożono emerytowanego porucznika Kazubka, który opowiadał o budowaniu zrębów i kładzeniu podwalin. Jednym słowem: drętwa nuda. Znaczy, dwoma słowami.

Podobnie było przez wiele lat w polskich klubach. Liczyły się puchary, medale i dyplomy, czyli to, co można postawić, powiesić, pokazać, policzyć i pochwalić się, że ''nasi zawodnicy zdobyli w ostatnim dziesięcioleciu 33 medale złote, 23 srebrne i 65 brązowych, co stanowi wzrost o czternaście koma sześć osobo-medalu w stosunku do analogicznego okresu dziesięciolecia poprzedniego''. Puchary wstawiało się do gablotek, dyplomy wieszało na ścianach, a medale... panie kierowniku, ale one się tu nie mieszczą...

- Pani zawiesi na pucharach, pani Krysiu. Po dziesięć medali na puchar. - Ale się dalej nie mieści, panie kierowniku! - Trudno. Pani wiesza tylko złote, a resztę pani schowa do pudła. Podeślę tu pana Zenka, to je zabierze do pakamery.

Z biegiem lat przybywało pucharów, dyplomów i medali. I proporczyków. I znaczków-wklapków. Planowa gospodarka zasobami pamiątkowymi nakazywała wymienić stare dyplomy na nowe (stare spłowiały i już nie były tak kolorowe), między ramki wcisnąć co atrakcyjniejsze proporczyki, znaczki zsypywało się do kolejnego pudła, a pucharów z medalami nikt nie ruszał, bo jeszcze by się przewróciły). Na szczęście kluby miały zazwyczaj dużo sekcji, więc dobytek rozdzielano sprawiedliwie, dzięki czemu sekcja lekkoatletyczna miała gdzie postawić biurko, a sekcja kolarstwa torowego miała czym ozdobić ściany i wypełnić pustawą biblioteczkę.

Od czasu do czasu (mniej więcej co pięć lat) odbywała się uroczysta akademia, na której wysoko postawiony działacz gratulował klubowi kolejnej rocznicy, działacze klubowi chwalili się osobo-medalami i osobo-tytułami, delegacja sportowców dziękowała władzom klubu, dukając, że to właśnie dzięki nim to wszystko. Władze klubu uśmiechały się szeroko i przyznawały skromnie, że rzeczywiście oraz istotnie, ale nie przesadzajcie, koleżanko, wyście też miała w tym swój skromny udział i przypomnijcie mi, co to było... medal jakiś, prawda?

- Tak, panie prezesie. Medal. Złoty olimpijski. I mistrzostwo Europy. - O, widzicie! Ma się tę pamięć!

Jeśli klub miał fantazję - wydawał rocznicową monografię, a jeśli był bogaty - to wydawał takową z okazji każdej okrągłej rocznicy. Dzięki czemu kibice mają teraz poważny zgryz, bo nierzadko owe monografie podawały informacje sprzeczne ze sobą.

Reasumując: brakowało tylko filcowych kapci muzealnych z rozciągniętą gumką. Brakowało, były to albowiem czasy przejściowych trudności i okresowych braków na rynku.

Czasy się zmieniły, rynek się zapełnił, trudności pozostały. Rozwiązał się natomiast problem miejsca potrzebnego na pamiątki - kluby piłkarskie usamodzielniły się, stały się spółkami i przejęły tylko własne puchary, medale, dyplomy i znaczki-wklapki. Nie każdy jest Legią Warszawa, Górnikiem Zabrze, Wisłą Kraków, czy Ruchem Chorzów - większości nadal wystarczały dwie szafki, trzy gablotki i pani Krysia do comiesięcznego odkurzania tychże.

Na tle pucharów i dyplomów organizowano konferencje prasowe, a statystykami chwalono się na internetowych stronach klubu. Czasami dochodziło jednak do konfliktów między ''nowym'' a ''starym'' klubem, bo pamiątek mało, medali jeszcze mnie, a każdy chciałby się nimi pochwalić. Tak działo się w przypadku Cracovii, a konflikt między MKS Cracovia SSA i KS Cracovia długo absorbował uwagę kibiców. (http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35800,3098104.html) Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, zgodnie, bez okładania się drzewcami sztandarów, a klubowe pamiątki mają znaleźć się w nowoczesnym Muzeum Cracovii, które ma powstać w pomieszczeniach nowego stadionu ''Pasów''.

Pomysł klubowego muzeum nie jest nowy. W 2006 roku Legia Warszawa w 90. rocznicę powstania klubu otwarła własne muzeum - jego kustoszem został Wiktor Bołba, człowiek, który o Legii wie wszystko, a może nawet jeszcze więcej. W pomieszczeniach muzeum znalazły się tradycyjne eksponaty: medale, puchary, proporczyki, ale także zbiór kilkudziesięciu koszulek Legii, mundur Lucjana Brychczego , a nawet takie skarby jak fajka Ryszarda Koncewicza czy maszyna do pisania, na której Stanisław Mielech wystukiwał pierwsze kroniki klubowe. Niedawno muzeum wzbogaciło się o koszulkę Kazimierza Deyny z Igrzysk Olimpijskich w Monachium.

Przebojem obchodów 90-lecia Legii, a zarazem świadectwem nowego podejścia do prezentowania klubowej historii był mecz między drużynami Legii 2006 i Legii 1916 . Zawodnicy tej drugiej drużyny wystąpili w strojach z epoki: w obszernych spodenkach, koszulkach z gustownymi kołnierzami. Mieli nawet wypomadowane fryzury i przyklejone wąsy, w których - jak orzekły przedstawicielki płci pięknej - najbardziej do twarzy było Rogerowi Guerreiro i Łukaszowi Fabiańskiemu. Mecz, rozgrywany kopią skórzanej piłki z dwudziestolecia wzbudził prawdziwe emocje (zwłaszcza wśród fotoreporterów) i zakończył się wynikiem 5:5.

Do strojów retro sięgał także Lech Poznań w 85. rocznicę swojego powstania, wtedy jednak panie musiały obejść się smakiem - uciechę mieli jedynie panowie, obserwujący ''Kolejorz Girls'' w wiązance melodii z lat 20. i 30. , odtańczonych w smokingach, cylindrach, rękawiczkach i z laseczkami itd.

W 2006 roku swoje jubileusze obchodziły dwie krakowskie stulatki: Cracovia i Wisła. Odbyły się dwie gale, w których udział wzięli wybitni artyści, związani z klubami. Impreza wiślacka była bardziej kameralna (udział wzięli m.in. Jan Nowicki, Jerzy Fedorowicz, Marcin Daniec, Wawele i Młoda Filharmonia), galę ''Pasów'' ozdobił koncert Nigela Kennedy'ego (zagorzałego kibica Cracovii) i zespołu Kroke, a najbardziej wzruszającym momentem było wystąpienie Gustawa Holoubka, wspominającego swoje dzieciństwo na krakowskim Zwierzyńcu i swoje związki z klubem z Kałuży.

Uroczystości stulecia obchodził także Łódzki Klub Sportowy i też było dostojnie, a o gafie wiceprezydenta Wojcieszka już kiedyś pisaliśmy, więc nie będziemy drażnić kibiców ŁKS-u.

Swoje własne muzeum klubowe organizuje Lechia Gdańsk - na razie jest na etapie zbierania eksponatów, które mają znaleźć się w pomieszczeniach nowego stadionu na Letnicy. Podobne plany mają Wisła Kraków, Lech Poznań, Ruch Chorzów, Górnik Zabrze. Pogoń Szczecin z okazji sześćdziesięciolecia otwarła Izbę Pamięci, ale kibice odgrażają, że to nie jest ich ostatnie słowo i ''teatr swój widzą ogromny''. Polonia Warszawa nawiązała ścisłą współpracę z Muzeum Powstania Warszawskiego - można więc oczekiwać, że jeśli zdecyduje się na własne ''regularne'' muzeum, nie tylko historyczną treścią będzie przyciągać, ale przede wszystkim atrakcyjną formą jej prezentowania.

Nowe idzie powoli, ale idzie konsekwentnie i może za parę lat kibic odwiedzający klub będzie miał możliwość obejrzeć nie tylko dyplomy-medale-proporczyki, ale niech pan, broń Boże nie rusza, bo nieodkurzane i się chyboce! Może wizyta w klubowym muzeum będzie wycieczką całodniową, w czasie której odwiedzający wybierze sobie mecz...

- ... na przykład ten z 1998, kiedy wygraliśmy 4:0? Mają państwo? - Ależ, oczywiście - mamy wszystkie mecze naszego klubu od roku 1995, a i z poprzednich lat znajdzie się sporo. Zapraszam do salki kinowej.

... będzie mógł kupić synowi kompletny strój klubowy AD 1932, obejrzeć komputerowe rekonstrukcje dawnych obiektów i sytuacji podbramkowych, z których Reyman , Kałuża , czy Wilimowski zdobywali gole itd. itp.

Może nawet doczekamy się czasów, gdy stratowani w autobusie przez klasę IV a, usłyszymy:

- Iksiński, jeśli się nie uspokoisz, to nie pójdziesz z klasą do muzeum! - Ojejku, przepraszam, pani psorko, już więcej nie będę, obiecuję... - Przepraszam bardzo - wtrąci się jakiś emeryt - pani z dziećmi do Narodowego? - Ależ skąd - uśmiechnie się nauczycielka - do Muzem Górnika / Legii / Polonii / Ruchu / Wisły... - W ramach lekcji WF-u? - Ależ skąd - nauczycielka uśmiechnie się po raz drugi - w ramach lekcji historii.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.