Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

Dlaczego nikt nie pobije rekordu Chicago Bulls? Kto prawie uciął sobię rękę krojąc jabłko? Kto został kontynuatorem dzieła Isiah Thomasa? Jak ze schodzenia z boiska uczynić małe dzieło sztuki? Na te i inne pytania odpowiemy w kolejnym odcinku naszego cyklu o NBA - lidze, w której homoseksualne podteksty zdarzają się.

OBROŃCY

Derrick Rose (Chicago Bulls). Fraza ''ale głupi ci koszykarze'' nie zasługuje może na swojego taga, tak jak ''ale głupi ci baseballiści'' , ale zawodnicy NBA czasem domagają się tego co ich, także w kategorii głupich kontuzji . Kendrick Perkins kontuzjował się kiedyś własnym łóżkiem , a Gilbert Arenas goląc włosy łonowe , natomiast pierwszoroczniak Derrick Rose - krojąc jabłko. Numer 1 tegorocznego draftu pojawił się na treningu Bulls z dziesięcioma szwami założonymi na ranę na lewym przedramieniu. Co się stało? Rose leżał w łóżku krojąc jabłko, które zamierzał spałaszować, gdy...

Wstałem po butelkę wody, zapomniałem o nożu, usiadłem i rozciąłem ramię.

Lukrecja Borgia byłaby dumna. Gracz Bulls nie opuści żadnego meczu swojej drużyny, ale nic już nie będzie takie jak dawniej:

To był dziwaczny wypadek. Byłem bardzo przestraszony. Zamierzam od teraz prosić kogoś by pociął mi jabłko, już nigdy więcej nie będę go kroił sam.

Gilbert Arenas (Washington Wizards). Skoro już wywołaliśmy do tablicy krocze Gilberta Arenasa, musieliśmy pokazać Wam klip, który niepokoi nas od jakiegoś czasu. Też jest o Arenasie i o kroczu. Tyle, że nie kroczu Gilberta:

Kevin Garnett (Boston Celtics). Martwimy się o Kevina. Wygląda na to, że jego zawsze niezłomna wola walki została spotęgowana przez zdobycie mistrzostwa NBA. Teraz KG nie tylko chce powtórzyć swój wyczyn, ale jednocześnie zostawić za sobą szlak płonących wiosek i płaczących niewiast. Spalić nie dał się Jose Calderon...

... nie dał się też Jerryd Bayless:

Nieco mniej odporny okazał się jednak kolega z drużyny Garnetta, Glen ''Big Baby'' Davis, który stał się tym samym pierwszą publicznie płaczącą ofiarą lidera Celtics:

Kevin McHale. Wszyscy koszykarscy sado-masochiści, którzy w zeszłym roku nie mogli oderwać oczu od katastrofy pod tytułem ''Isiah Thomas generalnym menadżerem i trenerem New York Knicks'', mają wreszcie co świętować. Thomas zniknął już z krajobrazu NBA, ale na swoim stanowisku pozostawał wciąż jedyny tylko niewiele lepszy generalny menadżer, którego największym sukcesem jest mistrzostwo Boston Celtics w zeszłym roku - Kevin McHale z Minnesoty Timberwolves, który właśnie zastąpił w roli trenera Randy'ego Wittmana. Skład Minny nie jest tak dysfunkcyjny jak Knicksi Thomasa, jest po prostu młody, niedoświadczony i wciąż w trakcie budowy, ale władze klubu najwyraźniej mają już dość sprawiającej wrażenie zmierzającej donikąd polityki McHale'a i postawiły swojego GM w takiej samej sytuacji, w jakiej ponad rok temu znalazł się Izajasz. Założenie jest proste - to ty jesteś autorem tego bałaganu, więc sam spróbuj go ogarnąć. A jak nie, to do widzenia. A zatem do widzenia, Kevinie McHale.

CENTER

Al Jefferson (Minnesota Timberwolves). Przed meczem z Orlando, Al Jefferson założył się o 500 dolarów z Sebastianem Telfairem o to, że rozgrywający Wolves nie zrobi wsadu. Telfair w odpowiedzi odbił piłkę od tablicy i wykonał, jak to w 1992 roku mówili Szaranowicz i Łabędź, ''smecz''. Pieniędzy jednak do tej pory nie zobaczył. Wyjaśnia Jefferson:

Nie płacę ludziom, których potrafię pobić.

Coś w tym jest.

SIXTH MAN

Darko Milicic (Memphis Grizzlies). W meczu z Houston Rockets środkowy Grizzlies zaprezentował najbardziej niesamowity sposób schodzenia z boiska. Ever.

SŁOWO TYGODNIA: Różnica czasu. Niektórzy obwieścili już wielką pogoń za rekordem Chicago Bulls z 1996 roku. Kandydatów do co najmniej powtórzenia 72 zwycięstw jest trzech: Boston Celtics, Cleveland Cavaliers oraz Los Angeles Lakers. Trener tych ostatnich, Phil Jackson, rozwiewa jednak wszelkie możliwości. Prawdopodobnie najlepsza drużyna w NBA nie powtórzy wyniku Bulls z powodu... różnicy czasu.

Nie sądzę, że jest jakakolwiek szansa na zbliżenie się do 70. zwycięstw. Nie twierdzę, że nie możemy wygrać 60., ale nie uważam, żeby była szansa na 70 - i to biorąc pod uwagę, że wszystko pójdzie dobrze jeśli chodzi o zdrowie graczy. Na Zachodzie podróżowanie jest zbyt trudne. Zmiany stref czasowych powodują, że bardzo utrzymać równą formę na wyjazdach.

- twierdzi trener również wspomnianej rekordowej ekipy z Chicago. Jego teorię potwierdza Kobe Bryant:

Chicago leży w środku, więc czas podróży nie jest tak długi jak droga z zachodniego na wschodnie wybrzeże.

Jeśli o nas chodzi, uważamy, że rekordu Bulls nie pobiją także Celtics i Cavs. Powód? Pory roku i lata przestępne.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.