Poligon po lidze: Jeeeeeee!... czyli jesień napastników

292 gole. Nieco ponad 17 bramek na kolejkę i ciut-ciut ponad 2 bramki na spotkanie. Nie są zbyt imponujące liczby. Biorąc pod uwagę ilość napastników w Ekstraklasie, są to liczby smutne, biorąc pod uwagę wysokość ich kontraktów... w tym momencie nasze zdolności matematyczne dostały ataku śmiechu i zaczęły się pokładać w kącie.

Jak to mówią: nie zawsze chodzi o bramki. Każdy kibic pamięta kilka spotkań, w których bramek było niewiele lub nawet nie było ich wcale, a jednak mecz oglądało się z zapartym tchem i fakt, że zamiast chipsów zjada się gazetę docierał do nas dopiero końcowym gwizdku. Ale z drugiej strony bramki się przydają. Serio. Bramki fajne są. Niektóre są nawet bardzo piękne. Może na stadion nie przychodzimy wyłącznie po to, by oglądać bramki, ale... żeby... żeby... No, dobra - tylko po to. I o to chodzi. Chodzi o wygraną, a bez strzelonych goli raczej trudno wygrywa się mecze. Możemy się oszukiwać, że chodzi o piękno sportu, ale tak naprawdę w nas wszystkich drzemie wielki rudy wojownik z warkoczykami, który chce pokonać przeciwnika i wbić mu oszczep w klat... ekhm... piłkę do bramki chce mu wbić. Możliwie najwięcej razy. Bo żeby nie wstał i nam nie oddał. Zresztą 4:0 cieszy bardziej niż 1:0, prawda?

Chodzi więc o bramki. Bramki dają punkty, punkty dają tytuły, tytuły dają pieniądze, pieniądze dają zawodników, którzy strzelają jeszcze więcej bramek. Tak się to kręci. Chyba, że jesteśmy Stefanem Majewskim.

Kontynuujemy podsumowywanie ligowej jesieni - dziś napastnicy. Gracze, którzy strzelają bramki. To znaczy, którzy teoretycznie powinni je strzelać. I czasem strzelają. Niektórzy.

Górnik Zabrze - Dawid Jarka popsuł się, więc oddano go do Łodzi, ale tamtejsze warsztaty tez sobie z nim nie poradziły. Co jednak nie robi większej różnicy, bo ci, którzy mieli go zastąpić zepsuli się jeszcze bardziej. Przemysław Pitry trafił raz , Tomasz Zahorski też , ale obaj z ogromną pomocą bramkarzy, Wodecki i Markowsky grali jak grali, a liderem zabrzańskich snajperów jest Madejski z dwoma bramkami na koncie. Reakcja na to zależy od stosunku do Górnika: kibice się martwią, konkurencja robi ''hahaha'', a pozostali zastanawiają się, kto był większym rozczarowaniem: Pitry czy Zahorski i czekają na ruchy treningowo-transferowe.

Cracovia - badania naukowe nie wykazały istnienia przy ul. Kałuży organizmu, zwanego napastnikiem. Szczątkowe formy naśladowcze przybrały kształt Jakuba Kaszuby, ale w lidze przyniosło to efekt zaledwie raz . Najlepszym snajperem drużyny jest Dariusz Pawlusiński - strzelił więcej niż razem wzięci pozostali zawodnicy, którzy bardzo chcą, by uważać ich za napastników - Dudzic, Krzywicki, Moskała i Witkowski. Ci bowiem nie strzelili nic. Dobra strona tego stanu - gorzej już być nie może.

Piast Gliwice - Piast ma siedmiu nominalnych napastników i czterech z nich trafiło jesienią do bramki. Na tym zakończyliśmy przekazywanie dobrych wiadomości, bo osiem bramek w 17 meczach to wynik smutny. Pocieszające, że Koczon i Olszar przestają na boisku wyglądać jak zagubione dzieci i coraz częściej dochodzą do sytuacji strzeleckich. Choć największym rozczarowaniem był naszym zdaniem Folc, to odejść mają podobno Prędota, Kukulski i Wróbel , a na ich miejsce drużyna z Gliwic pozyskała Damiana Seweryna. Który w Odrze Wodzisław strzelił tylko jedną bramkę, więc gdyby ktoś nam wyjaśnił sens tej zamiany - bylibyśmy wdzięczni.

Łódzki KS - w przypadku łódzkiej drużyny trudno mówić o rozczarowaniu. W ich sytuacji dobrze, że w ogóle ma kto strzelać bramki. Odblokował się Czerkas , całkiem nieźle zagrał Rafał Kujawa, ale w jego przypadku trafianie do siatki utrudnione było wystawianiem na prawej pomocy, dobrą rundę zaliczył Kamil Bartosiewcz , choć zagrał jedynie w 7 meczach i to w niepełnym wymiarze czasowym. Nie wiemy, czemu i nie wiemy, czy w ŁKS-ie to wiedzą. Solidnie rozczarował Adrian Świątek, ale chyba nawet bardziej Dawid Jarka - to gracz, który sporo umie i w Łodzi liczono, że wykorzysta szansę na odbudowanie. Niestety, po dwóch meczach ( w 4. i 5. kolejce ) Jarka uznał, że swoje zrobił i na tym zakończył działalność twórczą. ŁKS oddał go Górnikowi chyba bez żalu, a Górnik wziął... bo co ma robić?

Odra Wodzisław - narzekaliśmy co tydzień na formę Aleksandra i Korzyma, a tu proszę: pierwszy ma 4 trafienia na koncie, drugi 3. Niestety, w przypadku Aleksandra są to tylko dwa mecze - 2. i 6. kolejka , Korzym natomiast bardziej dał się zapamiętać z sytuacji niewykorzystanych niż z samych bramek. Moskal nie trafił ani razu i to wyjaśnia, czemu znajomy kibic Górnika tak chichotał na wieść o przejściu tego gracza do Odry. Na razie sztab Odry finalizuje umowy z nowymi obrońcami, a kibice oddają się marzeniom, jak pięknie byłoby, gdyby w Wodzisławiu został Iljan Micanski, który w Zagłębiu Lubin trafia skąd chce i gdzie chce (16 bramek w lidze, 4 w pucharze).

Lechia Gdańsk - Niedosyt odczuwa chyba każdy kibic Lechii. Paweł Buzała i Marcin Kowalczyk mieli sporo okazji i fakt, ze wykorzystali tylko 5 (Buzała 3, Kowalczyk 2) jest nieco rozczarowujący. Pozostali gracze ataku rozczarowali jeszcze bardziej, zwłaszcza Andrzej Rybski, po którego bardzo dobrym początku sezonu na pewno oczekiwano więcej (częściowym usprawiedliwieniem może być kontuzja). Buzała może się cieszyć z efektownej bramki w derbach , trener Zieliński może liczyć, że bardzo ambitny zawodnik zagra wiosną jeszcze lepiej, ale jeśli Lechia myśli o spokojnej wiośnie - ćwiczenia strzeleckie dla wszystkich graczy pięć razy w tygodniu.

Jagiellonia Białystok - jedno wielkie rozczarowanie. Tomas Pešir nie strzelił ani razu (to był samobój Celebana) i jeśli zostanie w ogóle zapamiętany, to jako jeden z większych klopsów transferowych, Łukasz Tumicz wygrał dwoma bramkami mecz z Piastem , ale kiedy wszyscy cieszyli się z nowego talentu, złapał kontuzję, a Ensar Arifović okazał się być jednym z większych rozczarowań rundy jesiennej. Niby uratował punkt z Polonią Bytom , ale za to z Cracovią zachował się fatalnie . Napastnik Jagiellonii jest potrzebny jak kani dżdż i jeśli Tomasz Frankowski chce wrócić - radzimy się potargować i brać.

Polonia Bytom - zawsze można się czepiać, bo napastnicy zawsze mają jakieś niewykorzystane sytuacje. Ale w przypadku Polonii nie ma to chyba większego sensu: Grzegorz Podstawek i Jakub Zabłocki zrobili, co do nich należało - Podstawek ma na koncie już 7 bramek (z całym zeszłym sezonie trafił do bramki 6 razy), Zabłocki - 5 (w sezonie 2007/2008 tylko dwie), współpracują ze sobą w sposób wzorowy (przykład - bramka w meczu z Cracovią ). Problemem jest Michał Zieliński - gra mało i nadal nie strzela goli. Szybki jest, ale co z tego? Nie dostarcza przesyłek priorytetowych, tylko powinien strzelać bramki. To jest ekstraklasa - czasu na przekonywanie Zielińskiego, że może jednak mógłby ewentualnie strzelić o tu-tu-tu.. nie ma, ale sympatycznego gracza szkoda, więc gdyby nie było pieniędzy na zakup kolejnego napastnika, a Zielińskiego nikt by nie chciał kupić - ponawiamy recyclingowy pomysł przekwalifikowania go na pomocnika.

Ruch Chorzów - na początku rundy wydawało się, że Ruch nie będzie miał w tym roku problemów ze strzelaniem bramek, wejście Sobczaka w Ekstraklasę było efektowne - trzy bramki . Potem pojawił się Sobiech i wydawało się, że tych dwóch graczy wystarczy, by pomóc Martinowi Fabusowi . Niestety Sobczak złapał kontuzję, potem nie przekonał do siebie nowego trenera Bogusława Pietrzaka (Sobiech podobnie) i w ataku Ruchu na stale zamieszkał Piotr Ćwielong. Sytuacji bramkowych miał naprawdę sporo - nie wykorzystał żadnej, ale teraz to już zmartwienie trenera Skorży, bo Ćwielong wrócił z chorzowskiego wypożyczenia do Wisły Kraków. Sobczak z trzema trafieniami jest najlepszym strzelcem zespołu i... został wystawiony na listę transferową. Co jest chyba jakoś logiczne, ale jeszcze nie wiemy, jak.

Arka Gdynia - Gdyby nie kontuzje duetu Wachowicz-Zakrzewski, obaj na pewno mieliby na swoim koncie więcej trafień. Ich współpraca w początku sezonu śmiało mogła być porównywana do zgrania par Brożek-Boguski czy Podstawek-Zabłocki. Niby grali piłkę prostą, ale w ogólnym rozliczeniu skuteczną: Zakrzewski - 5 trafień, Wachowicz 2. Co ważne - sprzyjało im szczęście, jak wtedy, gdy strzelali drugą bramkę Lechowi i wszystko wskazywało, że za chińskiego boga im się to nie uda (a mina trenera Smudy po meczu Lecha z Arką - bezcenna). Niciński grał za mało i czasem miał po prostu pecha, bo sytuacje miał wyborne, a Chmiest... Cóż, to Chmiest. Lost in the Chmiestland. Ale nie traćmy wiary i wychowujmy dzieci w sportowym duchu - może one doczekają bramki Chmiesta.

Śląsk Wrocław - o sile ognia Śląska mieli decydować Przemysław Łudziński i Vuk Sotiroivić, tymczasem obu dopadły kontuzje, na czym skorzystał Tomasz Szewczuk , a trener Tarasiewicz uznał, że skoro los tak chciał, to on się nie będzie kłócić, proszę bardzo, Tomek grasz w ataku. 6 bramek dość przypadkowego napastnika robi wrażenie, tym większe, że nominalni napastnicy (Łudziński, Sobociński, Ulatowski. Sotirović) strzelili tylko trzy bramki. Dokładniej: Stoirović strzelił . Którego to Sotirovicia doceniamy, ale nie przeceniamy - to gracz dobry, ale czasem marnuje kolegom sporo dobrych okazji. To czysta boiskowa ambicja, nie egoizm, ale i tak liczą się efekty. Znaczy, ich brak. Jeśli Śląsk chce się liczyć w walce o puchary - kupno napastnika powinno być priorytetem.

GKS Bełchatów - Mariusz Ujek , choć strzelił tylko dwie bramki, w jesiennej rundzie nie rozczarował, natomiast Carlos Costly, który dwa gole zdobył w jednym spotkaniu ( z Odrą Wodzisław ) - rozczarował potężnie. Nie tylko dlatego, że w tym samym spotkaniu zmarnował więcej sytuacji niż jego koledzy mieli przez całą rundę - przede wszystkim dlatego, że jesienią kompletnie mu się nie chciało grać. Kto wie, może i byłby świetnym prawym pomocnikiem, jak się tego domagał, ale trudno - trener postawił go na szpicy, a koledzy harowali ciężko na jego sytuacje. A były to sytuacje z gatunku ''moja babcia by trafiła! Kiosk by to trafił! Naleśnik ze szpinakiem zdobyłby z tego gola!''. Wiosną ma odejść - część osób odetchnie, część będzie żałować niewykorzystanego potencjału - masywne, ale zwinne 194 centymetry w polu karnym... brzmi bardzo groźnie. To znaczy, już nie brzmi. Honoru bełchatowskich napastników bronił Dawid Nowak w przerwach między kontuzjami. Wielki talent, ale niestety za delikatny na naszą ligę.

Wisła Kraków - Paweł Brożek kontynuuje dobrą passę strzelecką i choć w końcówce rundy było widać, że jest zmęczony, a na widok piłki robi mu się mdło, z dwunastoma trafieniami plasuje się na szczyci tabeli strzelców. Gra coraz mądrzej, potrafi cofnąć się po piłkę i nieźle ją rozegrać z Boguskim Jirsakiem czy Małeckim. Dwie bramki strzelone głową , jedna po ładnym strzale zza pola karnego (umie jednak). Boguski zaczął sezon bardzo dobrze, ale potem przyszły zgrupowania kadry i forma przepadła. W ostatnim meczu sezonu (z Odrą) urządził jednak taki Matrix: Resurection, że proszę siadać . Małecki został przekwalifikowany na pomocnika, ale w razie czego potrafi zaszaleć w polu karnym i jeśli Brożek odejdzie - będzie kim go zastąpić. Niedzielan, niestety, nie odbudował się po kontuzji, widać w jego grze jakąś obawę, lęk przed ostrym wejściem. Wiosną już go chyba w Wiśle nie zobaczymy. Dawidowski robił co mógł, ale po trzech latach bez regularnej gry niewiele mógł. W czerwcu kończy mu się kontrakt i podobno księgowy klubu planuje z tej okazji zaprawić się ''na wesołą biedronkę''. Grzegorz Kmiecik... Tyle jest pięknych zawodów, które mógłby uprawiać - a on się uparł, żeby w piłkę grać.

Polonia Warszawa - Filip Ivanovski strzelił osiem bramek - tyle, co Robert Lewandowski, więc teoretycznie powinno być o nim równie głośno, ale istnieje teoria, że jest on kolejnym dowodem na ''prawie-robiące-różnicę''. Rozstrzygnąć o tym mógłby transfer do innego klubu - podobno mówi się o Wiśle Kraków. Zanim to nastąpi, można stwierdzić jedynie, że 8 bramek to niezły wynik, ale Ivanovski na szczęśliwego w Warszawie nie wygląda. Jacek Kosmalski strzela w pucharach, ale w lidze mimo ambitnej gry wciąż nie potrafi się wstrzelić. Bardzo ciężko pracuje Krzysztof Gajtkowski i czasem jak się w sobie zaweźmie, to w walce zapomina o piłce. Szymon Kaźmierowski od lat nie może potwierdzić swojego talentu: co zacznie strzelać - kontuzja i parę miesięcy przerwy. Po meczu z Polonią Bytom wydawało się, że byliśmy świadkami narodzin wielkiego talentu: Daniel Mąka nie tylko strzelił trzy bramki, ale przede wszystkim strzelił je jak profesor, układał Peskovicia na murawie jak chciał, w dowolne wzorki-figurki . Peskovicia, rozumiecie. Poza tym jednorazowym koncertem Mąka nie zagrał jakoś wybitnie w pozostałych spotkaniach, zresztą trener Zieliński gospodarował nim dość oszczędnie, więc nie miał za bardzo kiedy. W sumie trafił do siatki czterokrotnie, ale ponieważ ma dopiero 20 lat - wiemy dobrze, że he'll be back.

Legia Warszawa - Piotr Rocki częściej wystawiany jest na skrzydłach, gra zresztą niewiele, a szans na strzały ma jeszcze mniej. Bartłomiej Grzelak strzelił dwie bramki, ale ze względu na ich wagę powinno się je chyba pomnożyć przez trzy: pierwszą w derbach z Polonią , drugą w meczu z Wisłą Kraków. Poza tym Grzelak gra kolejny sezon pt. ''Jestem graczem ze sporym potencjałem, a w tym wielkim worku są moje kontuzje''. Wszystkim, którzy oczekują, że będzie snajperem, przypominamy, że jego najlepszy wynik w ekstraklasie to cztery bramki. Słownie: cztery. Nie, też nie wiemy, co trener Urban w nim widzi. Podobnie jak nie wiemy, co widzi w Mikelu Arruabarenie Arambide. My widzimy tylko ''...bide'' i zgadzamy się całkowicie. Może to jest przypadek ciepłolubny i odpali wiosną? W sprawie Takesure'a Chinyamy zdanie mamy wyrobione od chwili, której zobaczyliśmy go w Groclinie. Po dwóch spotkaniach orzekliśmy entuzjastycznie ''Brać go!'' i mamy na to świadków. Kupiła go Legia i w dużej mierze dzięki temu liczy się w walce o mistrza. Że marnuje sytuacje? Każdy marnuje i to nie jest aluzja wyłącznie do Gizy. Ale nie każdy strzela tyle bramek, co ''Tejksiu'' . Jeśli poprawi współpracę z pomocnikami - do tej pory tryby ''podaj/nie podaj'' włączają mu się losowo - bramkarze przeciwników zaczną chodzić do psychoterapeuty, który wytłumaczy im, że taka jest norma, bramkarze tak po prostu mają, że im Chinyama bramki strzela, a teraz opowiedz mi o swoim dzieciństwie. Bodaj jedyny napastnik, który sprawia wrażenie, że po prostu lubi grać w piłkę.

Lech Poznań - jak się ma taką linię pomocy, to po co w ogóle napastnicy? I dlatego trener Smuda gra jednym, w porywach do półtora. Hernan Rengifo robi swoje: biega szybko, umiejętnie zastawia się w polu karnym, znakomicie się przepycha i strzelił w lidze już 6 bramek. Robert Lewandowski miał głośne entrée i na koncie ma już 8 trafień, a wiosną na pewno dołoży... ach, zaryzykujmy - drugie tyle. W pucharach i kadrze także się sprawdza i tym razem odpuścimy złośliwości pod adresem dyrektora Bednarza (tym bardziej, że zaczyna się nowy okres transferowy i powodów do drwin może nam przybyć). Lewandowski pokazuje, że ma talent, a trener Smuda pokazuje, że jest trenerem rozsądnym i nie ma zamiaru tego talentu zmarnować dla doraźnych satysfakcyjek typu ''wygrywać wszystko 4:0 i co z tego, że się graczy zarżnie''. Smuda wyznaczył Lewandowskiemu rolę drugiego napastnika, gospodaruje graczem oszczędnie, pozwalając mu się spokojnie wchodzić w rytm ekstraklasowy. A odwodzie jest Piotr Reiss - braki szybkościowe nadrabia doświadczeniem i nawet jeśli nie strzela dużo, to w polu karnym widzi i przewiduje wszystko, a jego podania są czasem po prostu zabójcze.

Poligonowe Podium Subiektywne

Żadnych ekstrawagancji - tu wszystko jest policzalne.

Miejsce trzecie: ex-aequo Filip Ivanovski i Robert Lewandowski

Dwaj młodzi gracze, którzy musieli w tym sezonie udźwignąć spory sportowy ciężar. Lewandowski wszedł do drużyny jako transferowy hicior, a po pierwszej strzelonej bramce przepadły nadzieje na spokój ducha - wszyscy oczekiwali następnych goli. Tymczasem ciśnienie rosło - Lewandowski zagrał w pucharach, potem w kadrze, zaczął być kreowany na zabawcę polskiej piłki. Wszystko wskazuje na to, że gracz Lecha wytrzymał ciśnienie, obronił się przed sportową ''sodówą'' i wiosną zagra równie dobrze jak jesienią. Ivanovski z kolei musiał z marszu zająć miejsce Adriana Sikory. Było to o tyle trudne, że Ivanovski jest zupełnie innym typem zawodnika - wysoki, solidnie zbudowany, lubi grać tyłem do bramki, to idealny typ gracza do 4-4-2, a nie szybkiego, zwrotnego snajpera, jakim był Sikora. W obecnej formie całej Polonii Warszawa osiem bramek Macedończyka to i tak sporo. Widać też wyraźnie, że jeśli ten zawodnik ma się rozwinąć - powinien zmienić klub na... powiedzmy, ze na klub, który gra inaczej (bo ''lepszy-gorszy'' w przypadku Polonii grającej o mistrza byłoby nietaktem).

Miejsce drugie: Takesure Chinyama

Czarna perła zielonej murawy i najbardziej bramkostrzelny uśmiech w Europie. Potrafi strzelić z każdej, nawet najtrudniejszej pozycji i z równą łatwością z każdej pozycji spudłować. Ponieważ lubimy jego ''cieszynki'' - życzymy, by strzelał coraz więcej. Ma talent, ma warunki, ma umiejętności, ma mocne wsparcie w drużynie. Jeszcze trochę zimnej krwi i przeglądu pola - i Paweł Brożek będzie się musiał mocno napracować, by obronić tytuł króla strzelców.

Miejsce pierwsze: Paweł Brożek

Jest graczem kompletnym, czuje piłkę, a ona go szuka w polu karnym, umie strzelić z każdego miejsca, z każdej pozycji, potrafi zejść na skrzydło czy do środka, ściągnąć za sobą obrońców i rozegrać piłkę, rewelacyjnie podać ( bramka Jirsaka z Tottenhamem ). Śmiało można go określić mianem najlepszego napastnika polskiej ekstraklasy. Mimo to boimy się jego wyjazdu na Zachód, bo naszym zdaniem to nie jest gracz na tamte warunki. Ale dwa lata temu uważaliśmy, iż na polskie też już nie jest i to wiele mówi o wartości naszych ocen.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.