Chelsea przegrało z Manchesterem przez Maradonę

Tajemnica porażki Chelsea z Manchesterem United 0:3 to wcale nie zabójcze dośrodkowania czy oszałamiająca gra ''Czerwonych Diabłów''. Przyczyna słabej postawy ''The Blues'' tkwi ponoć w Diego Maradonie, a raczej w jego płucach i tym, co w nie wciąga. Jakim cudem? Otóż piłkarzom Scolariego przed meczem została zafundowana wczesna pobudka i ewakuacja na mróz z powodu alarmu pożarowego - jego przyczyną miał być argentyński selekcjoner i jego kumple, którzy zaatakowali czujniki dymu swoimi cygarami.

Przed niedzielnym meczem na szczycie Premier League zawodnicy Chelsea byli na nogach już od 7:00, czy tego chcieli czy nie. W ich hotelu wybuchł bowiem alarm pożarowy i około 200 gości zostało ewakuowanych. Wśród osób, które przez 40 minut czekały na mrozie aż strażacy ogarną sytuację, przejrzą wszystkie piętra i zdejmą koty ze wszystkich pobliskich drzew byli między innymi John Terry, Joe Cole i Frank Lampard.

Jeden ze strażaków wyznał tabloidowi ''The Sun'' (chociaż nie zdziwilibyśmy się, gdyby to człowiek z ''The Sun'' zapytał ''czy jest taka maluteńka szansa, że...''), iż przyczyną alarmu prawdopodobnie były cygara palone w pokoju na 14. piętrze. Żeby było zabawniej był to pokój, w którym przebywał ze swoją świtą Diego Maradona, przybyły zobaczyć w akcji Carlosa Teveza. Jeśli to prawda, to argentyński selekcjoner na wynik miał większy wpływ niż jego rodak, który nawet nie wyszedł na boisko. Maradona dał kolejny dowód na to, że sport i palenie nie idą ze sobą w parze i jest szansa, że po ''Ręce Boga'' wymyślił też ''Cygaro Boga'' (my osobiście czekamy również na ''Flaszkę Boga'' i ''Sprzęgło od Opla Boga''). Udowodnił także, że wciąż gdziekolwiek się nie pojawi sieje dzicz, sicz i pożogę, a także zmiany na szczycie Premier League.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.