43-letni Lemieux odkurzył łyżwy, wrócił z emerytury i sezon 2008/09 zaczął w Chinach. Chyba jednak szybko znudziło mu się rozstawianie po kątach małych żółtych ludzików, którzy, oprócz Yao Minga (bo Chińczycy są z Marsa a Yao z Wenus) do największych nie należą. Niespełna tydzień po tym, jak ogłosiliśmy jego powrót do hokeja, on sam wrócił do Ameryki Północnej, a konkretnie do Worcester, gdzie podpisał kontrakt z miejscowymi Sharks z ligi AHL. Jak łatwo się domyślić ekipa ta to farma San Jose, a Claude dobrą grą (2 bramki i 4 asysty w 14 meczach) z przeciwnikami, którzy mogliby mówić do niego ''tato'' zwrócił na siebie uwagę ludzi z NHL.
Duzi Sharks podpisali z nim kontrakt i odesłali z powrotem do Worcester. Długo tam jednak nie zabawił, bo 19 stycznia został wezwany do San Jose i już dzień później zaliczył swój pierwszy po sześciu latach mecz w NHL - w wygranym 2:1 pojedynku z Vacouver Canucks. Wprawdzie nie punktował, jednak nie rozpadł się też ze starości. Teraz niecierpliwie czekamy na jego kolejne występy i robimy zakłady co będzie pierwsze - Lemieux zdobędzie bramkę, zaliczy asystę, doczeka się prawnuków czy archeolodzy znajdą jego pierwsze łyżwy w ruinach pałacu Minosa na Krecie. Albo jednak coś mu odpadnie.