Quo Vadis Chelsea?

Jest koniec listopada. Chelsea prowadzi w lidze angielskiej, mając tyle samo punktów co Liverpool - 33. Mistrzowie Anglii, Manchester United, choć są na trzecim miejscu i mają jeden mecz zaległy, tracą do liderów osiem punktów. Dziś...

Dziś sam jestem dziadkiem... Wróć. Dziś w lidze prowadzi Man Utd, Chelsea jest trzecia. Przy jednym meczu rozegranym więcej traci do mistrzów Anglii pięć punktów. Po drużynie, która rok temu do samego końca biła się o mistrzostwo Anglii, a w finale Ligi Mistrzów przegrała dopiero w karnych, nie ma ani śladu.

Kryzys jest niewątpliwy i niedzielny mecz z Liverpoolem świetnie to pokazał. Chelsea nie miała żadnego pomysłu na grę w ataku, oddała tylko jeden celny strzał. Czołowy strzelec - Nicolas Anelka snuł się bez sensu po boisku, zapewne wspominając swoją ostatnią ligową bramkę zdobytą w połowie grudnia w meczu przeciwko West Ham. Obie bramki Chelsea straciła w końcówce meczu po indywidualnych błędach. Choć od czasów, kiedy byli kierowaną przez Jose Mourinho maszynką do wygrywania londyńczycy nie zmienili znacząco składu, w niczym nie przypominali tamtej drużyny.

A przecież przed sezonem wydawało się, że Chelsea powinna być jeszcze mocniejsza. Po człowieku znikąd, Avramie Grancie klub objął trener z wielkim nazwiskiem, Luiz Felipe Scolari. Do drużyny dołączyły dwie gwiazdy, niechciany w Barcelonie Deco i mający za sobą kapitalny sezon prawy obrońca Jose Bosingwa. Odeszło kilku zawodników, jednak tylko Claude Makelele miał miejsce w pierwszej jedenastce. Pozbycie się Hernana Crespo, Tala Ben-Haima, Shauna Wrighta-Phillipsa, Khalida Boulahrouza, Andrija Szewczenki czy Claudio Pizarro można określić co najwyżej mianem letnich porządków.

Zaczęło się świetnie. Chelsea pokonała Portsmouth 4:0. Londyńczycy z miejsca usadowili się na fotelu lidera i z krótkimi przerwami utrzymali się na nim przez 15 kolejek. Potrafili zachwycać, jak wtedy, kiedy rozbijali Middlesbrough na wyjeździe 5:0. Choć w kolejnym spotkaniu Chelsea przegrała 0:1 z Liverpoolem, w następnych pokonała na wyjeździe Hull 3:0 i Sunderland u siebie 5:0. Jednak w ostatnich dziesięciu meczach Chelsea wygrała zaledwie cztery razy. Choć do końca jeszcze 14 kolejek - szanse na mistrzostwo ma niewielkie.

Co się stało? Wygląda to na coś w rodzaju zemsty zza grobu Jose Mourinho. Człowieka, który zrobił z Chelsea wielki klub, który niemalże stworzył większość obecnych gwiazd. Który dziewięciu piłkarzy obwołał nietykalnymi i założył w klubie sektę pod swoim przewodnictwem. Nawet jeśli to Claudio Ranieri kupił Franka Lamparda i wprowadził do drużyny młodego Johna Terry'ego, to za Mourinho obaj stali się symbolami drużyny, wcieleniem jego filozofii gry i jego przedłużeniem na boisku. I możliwe, że dwie największe gwiazdy, bez których nie sposób wyobrazić sobie zespołu, są też jego największym przekleństwem. Bo wygląda to tak, jakby zakochani w Mourinho liderzy z żadnym innym trenerem nie byli w stanie współpracować.

Kiedy po Portugalczyku trenerm został Avram Grant, piłkarze jawnie go lekceważyli. A to spóźnili się na trening, a to nie wpuścili go do szatni, kiedy zorganizowali sobie ''naradę drużyny''. Krytykowali jego przestarzałe metody szkoleniowe. Jednocześnie jednak, czując, że przewodnik nigdzie ich nie poprowadzi - grali. Grant nie próbował z drużyną wojować, ale w wielu kwestiach zostawił piłkarzom wolną rękę i prawie, prawie osiągnął to, co nie udało się jego wielkiemu poprzednikowi.

Kiedy jednak zespół objął Scolari, trener o bardzo silnej osobowości, zespół się rozpada. Coraz bardziej odsuwany na boczny tor Didier Drogba, kolejny symbol drużyny Mourinho, regularnie narzeka, że w Londynie mu się nie podoba, że chce odejść i że z trener wystawia go nie tam, gdzie chciałby grać. Lampard i Terry otwarcie podkopują pozycję Scolariego. Już w grudniu, kiedy drużyna traciła fotel lidera publicznie krytykowali jego taktykę, przeprowadzane przez niego zmiany, a także jego metody szkoleniowe.

Poprosili na przykład o cięższe treningi, stwierdzili bowiem, że brakuje im siły. którą za czasów Portugalczyka przytłaczali rywali. Dopytywali się, dlaczego w zremisowanym 1:1 meczu z West Ham Scolari zdjął w przerwie Ballacka, a słabego Deco trzymał na boisku przez 90 minut. Pytali, co zdaniem trenera w przegranym meczu z Arsenalem mieli wnieść na boisko Florent Malouda (bez formy odkąd przyszedł do Chelsea) i 20-letni Słowak Miroslav Stoch. Kilka dni temu Lampard przyznał, że latem był bliski przejścia do kierowanego przez Mourinho Interu.

Można by powiedzieć, że to przecież nic nowego, że w zeszłym roku sytuacja wyglądała podobnie. Różnica jest jednak fundamentalna. W zeszłym sezonie zawodnicy jakby stracili wiarę w trenera i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Choć zdarzało się, że w meczu z Man Utd Drogba z Ballackiem mało nie pobili się o to, kto powinien wykonywać rzut wolny, robili to, bo zależało im na zwycięstwie.

Tak, jak za czasów Mourinho, kiedy mecze najważniejsze wywoływały w piłkarzach mobilizację szczególną. W swoim pierwszym sezonie z czterema najgroźniejszymi przeciwnikami Chelsea wygrała 6 meczów, zremisowała dwa. Rok później przegrała raz, wygrała siedmiokrotnie, między innymi rozbijając Liverpool na Anfield Road 4:1 i Manchester United u siebie 3:0. W dwóch ostatnich sezonach było już gorzej, ale nadal zdecydowanie lepiej niż teraz: 2 zwycięstwa, 4 remisy i 2 porażki dwa lata temu i 3 zwycięstwa, 3 remisy i dwie porażki w zeszłym roku.

W tym sezonie natomiast skłócona wewnętrznie Chelsea zmieniła się w drużynę bez właściwości. Wygrywa tylko ze słabeuszami i przeciętniakami. W meczach z najgroźniejszymi przeciwnikami punkty, kiedy najbardziej potrzebuje swoich liderów i ich pasji, punkty traci regularnie.

Z Liverpoolem przegrała oba mecze. Z Man Utd na Stamford Bridge zremisowała, na wyjeździe została rozbita 0:3. Przegrała też u siebie z Arsenalem 1:2. Z drużyną z czołówki tabeli wygrała w tym sezonie tylko raz - w 7. kolejce pokonała u siebie Aston Villę 2:0.

Pytanie, czy to koniec pewnej epoki w Chelsea pozostaje otwarte. Nie wykluczone, że Scolari, który zawsze słynął ze świetnych stosunków z zawodnikami, w końcu przekona do siebie liderów zespołu. Z drugiej jednak strony, może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby Chelsea poszła w ślady Barcelony . Tam, obok symbolizującego sukcesy trenera pozbyto się także symbolizującej sukcesy gwiazdy. I chyba nie narzekają.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.