Dogadać się z Turkami. Bezcenne

Choć Turcja usilnie dąży do integracji z państwami europejskimi, to na płaszczyźnie życia futbolowego poziom jej organizacji przypomina jeszcze nieraz czasy Imperium Osmańskiego. Przypadek transferu Jarosława Bieniuka jest tego kolejnym dowodem.

Były obrońca Amiki już załatwił sobie ciepłą posadkę w cypryjskiej Omonii, gdy okazało się, że jego byli tureccy przełożeni z Altanyasporu nie chcą przesłać jego certyfikatu. Rozczarowani działacze z Wyspy Afrodyty nie okazali zbyt wiele wyrozumiałości dla tureckich obyczajów i rozwiązali umowę z polskim zawodnikiem. Teraz Bieniuk musi się starać o tymczasowy certyfikat pozwalający na grę. I o nowego pracodawcę.

Nie sposób odnieść wrażenie, że kiedyś było lepiej. Większość zawodników, którzy trafili do Turcji w latach dziewięćdziesiątych (Bako, Nowak, Kosecki, Soczyński), pomimo szoku cywilizacyjnego (zabijane przed meczem koguty...), dobrze wspomina współpracę z tamtejszymi działaczami. A już taki Jacek Cyzio przez szefostwo Trabzonsporu był wręcz rozpuszczany.

Niestety im bliżej XXI wieku, tym działacze tureckich klubów okazywali się być... zmienni? Niesolidni? Niesłowni? Któreś z tych określeń na pewno, a prawdopodobnie wszystkie razem. Oto kilka przypadków wyjątkowo trudnych relacji polskich przedstawicieli z organizacją spod znaku gwiazdy i półksiężyca:

Tomasz Iwan - Trabzonspor

Gdy w grudniu 2000 roku reprezentacyjny pomocnik przenosił się z PSV Eindhoven do tureckiego Trabzonu wydawało się, że to niegłupie posunięcie. Z miejsca miał status gwiazdy, obietnicę regularnych występów i sowitego wynagrodzenia. Iwan kilka dni przed Bożym Narodzeniem podpisał kontrakt z nowym pracodawcą, po czym pojechał do Polski na święta. Gdy po urlopie wrócił nad Bosfor usłyszał, że... jest już tam niepotrzebny! W międzyczasie zmienił się bowiem zarząd, a nowi ludzie zrobili czystki. Skończyło się na przepychankach, interwencji FIFA i dużym niesmaku.

Artur Sarnat, Olgierd Moskalewicz, Dariusz Dźwigała - Diyarbakirspor

Dwaj pierwsi w sezonie 2001/ 2002 trafili na turecką prowincję w ramach zesłania z krakowskiej Wisły, ten trzeci jako remedium na finansowe kłopoty Pogoni Szczecin. Cały tercet ma jednak podobne wspomnienia o spędzonym tam czasie. W jednym z wywiadów tak wspominali turecką organizację (Piłka Nożna, 51/2001):

Dźwigała (o działaczach): Bardzo niesłowni ludzie. Gwarantują coś, a potem tego nie spełniają. Wszystko kończy się na obietnicach. Mówią: - Darek, dzisiaj będą pieniądze. Przychodzę do klubu a tam nikogo nie ma. Następnego dnia sytuacja się powtarza. Prośba o najprostszą rzecz to dla nich problem. Mam zagwarantowany w kontrakcie samochód, ale już o nim zapominałem. Taksówkarz wozi moje dziecko do szkoły.

Koniec końców dwójka Wiślaków wróciła po kilku miesiącach do Krakowa, bo nowy klub.. nie chciał za nich zapłacić. Dźwigała również został do końca rundy, po czym wrócił do Szczecina. W sumie rozegrali w Diyarbakirsporze 13 spotkań.

Jacek Ziarkowski - Malatyaspor

Po świetnym sezonie 2002/ 2003 w barwach wodzisławskiej Odry (14 goli), Jacek Ziarkowski postanowił zamienić polski schabowy na turecki kebab i wyjechał do Malatyasporu. Tam zaliczył prawdziwe wejście smoka - bramka w debiucie i... koniec występów. Na początku nieporozumienia z trenerem, niesnaski z działaczami, wreszcie problemy zdrowotne. Powrót po pół roku do Odry był jak wybawienie.

Radosław Majdan - Bursaspor

Były mundialowicz wyjątkowo miło wspominał sezon 2001/ 2002 spędzony w Goztepe SK. Dlatego nie miał specjalnych oporów, żeby po kiepskim czasie w PAOK-u Saloniki wrócić do ligi tureckiej. Najkonkretniejszą propozycję złożył Bursaspor i na początku 2003 roku Majdan stał się bramkarzem tego klubu. Jednak jak wspomina sam zainteresowany - tamtejsi działacze nie przejmowali się specjalnie ustaleniami kontraktowymi, w związku z czym po pół roku popularny golkiper z niesmakiem spakował walizki i przeniósł się do Izraela.

Mirosław Szymkowiak - Trabzonspor

Szymek przychodził do Trabzonu jako gwiazda i na miejscu potwierdził swój status. Runda wiosenna sezonu 2004/2005 to prawdziwy popis skuteczności w wykonaniu ówczesnego pomocnika reprezentacji Polski - 16 meczów, 9 goli. "Szimek" noszony był w Turcji na rękach, powszechnie wielbiony i uważany za najcenniejszego zawodnika drużyny. Gdy złapał ciężką kontuzję, to podobno nie mógł nawet obejrzeć filmu na DVD w szpitalu, bo drzwi od jego pokoju się nie zamykały - a to prezes, a to działacz, a to kibic. Gorzej się stało, gdy Trabzon zaczął pikować w dół tabeli. Wtedy winnym oczywiście okazał się poznaniak. Ławka rezerwowych, publiczne obrażanie a często i latające krzesełka na stadionie - od pewnego momentu to był standard. Szymek narzekał także na niebezpieczną okolicę oraz nudne, kamienne miasto. Gdy jednak chciał zmienić pracodawcę, usłyszał, że kosztuje 2 miliony euro. Rezultat pertraktacji dobrze znamy - dziś Szymek zamiast kopać piłkę, to ją komentuje.

Zygmunt III Waza - Cecora, Chocim

Okres panowania stoi pod znakiem nieporozumień z Turkami. Kością niezgody była południowo-wschodnia granica Rzeczpospolitej, w tym także lenno mołdawskie. Przegrana bitwa pod Cecorą (1620), w której ginie hetman Stanisław Żółkiewski oraz śmierć hetmana Jana Karola Chodkiewicz podczas obrony twierdzy Chocim (1621) były dla Polski potężnym ciosem.

Jak widać dogadanie się z Turkami to czasem wyjątkowo ciężka sprawa. Niby wszyscy wiedzą o co chodzi, ale porozumienia nie ma.

Przemysław Nosal

Copyright © Agora SA