Przez ciemne transferowe okno

Okienko transferowe zamknęło się oficjalnie w poniedziałek o 18.00 (prawie) przynosząc kilka niespodziewanych i kilka spodziewanych transakcji. Oraz kilka dziwnych.

Najdroższe półroczne wypożyczenie świata - Robbie Keane

Latem Liverpool kupił napastnika Tottenhamu za 20 mln funtów. Irlandczyk, który w zeszłym sezonie strzelił 23 bramki, na Anfield Road rozczarował. W 28 meczach trafił do siatki rywali zaledwie siedmiokrotnie. Teraz został za 15 mln funtów sprzedany do Tottenhamu. 5 mln funtów to dość wygórowana cena za półroczne wypożyczenie - w przypadku Keane'a wychodzi ok. nieco ponad 700 tys funtów za bramkę. Sympatyczni kibice Liverpoolu już zorganizowali mu pożegnalny filmik - zaskakująco długi, jak na tak krótki pobyt. Jeśli się znudzicie, przewińcie do 5:50, żeby zobaczyć puentę.

Być może jeszcze droższe półroczne wypożyczenie - Ricardo Quaresma

Latem Inter zapłacił za portugalskiego skrzydłowego 18,5 mln euro. Quaresma zdążył w tym czasie zagrać kilka niezłych meczów, strzelić jedną bramkę, zagrać kilka fatalnych meczów i zarobić na miano największej pomyłki transferowej roku we Włoszech. Na szczęście jest jeszcze Luiz Felipe Scolari, który już w przypadku Deco pokazał, że lubi inwestować w niechcianych Portugalczyków bez formy i Quaresma spędzi najbliższe pół roku w Chelsea. Kto wie, może nawet zostanie tam na stałe, mamy jednak podejrzenie, że jeśli Włosi postanowią go sprzedać, strata może się okazać jeszcze większa, niż w przypadku Keane'a.

Najdziwniejsza saga transferowa - Andriej Arszawin

O tym transferze słyszeliśmy wszyscy od kilku miesięcy. Szybki przegląd informacji, które się do tej pory pojawiły wygląda tak: kluby dogadały się co do kwoty transferu, a Arszawin uzgodnił warunki indywidualnej umowy. W poniedziałek Rosjanin był w Londynie, gdzie miał przejść testy medyczne i podpisać kontrakt. Potem według angielskiej pracy pojechał na lotnisko i wrócił do Rosji, bo nie porozumiał się z Arsenalem co do warunków swojego kontraktu, a w ogóle, to Zenit i Arsenal nie dogadały się co do wysokości transferu.

Potem jednak te same media, które wcześniej donosiły o zerwaniu negocjacji zmieniły front. Podobno kluby jednak uzgodniły, a zawodnik jednak został i podpisał, ale nie zdążył przejść testów medycznych. Oficjalnego ogłoszenia transferu nie ma do tej pory, bo władze Premier League cały czas badają, czy były podstawy do opóźnienia transferu czy jednak nie. Sam zawodnik na swojej stronie internetowej zapytany, czy jest zawodnikiem Arsenalu odpowiedział podobno ''Myślę, że tak''. Podobno, bo strona od rana nie działa.

Mam szczerą nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi, już choćby po to, żeby ktoś miał pretekst do zrobienia kolejnej takiej reklamy.

Transfer, którego nie było - Kaka

Nie miał miejsca ostatniego dnia okienka transferowego, a poza tym na jego temat powiedziane zostało już wszystko, więc przejdźmy od razu do kolejnego, bezpośrednio z nim związanego...

Transfer, którego również nie było - Roque Santa Cruz

Negocjacje z Blackburn w sprawie Santa Cruza wyglądały z grubsza tak: damy 12 milionów funtów. Nie. 16 milionów. Nie. 19. Nie, możemy sprzedać za 25. Hucpa, jaką Manchester City uskuteczniał przy okazji kupowania Kaki obróciła się przeciwko nim, bo tak jak w przypadku Chelsea Abramowicza, większość klubów, od których Man City chce kupić zawodnika natychmiast dopisuje do oczekiwanej kwoty jeszcze jedno zero. W przypadku Santa Cruza ostatecznie Man City zrezygnowało. Ciekawe, ile jeszcze takich przypadków zobaczymy.

Wzmocnienie, że proszę siadać - Julien Faubert

Nie został wprawdzie wytransferowany ostatniego dnia, ale nie mogłem się powstrzymać przed umieszczeniem go w tym zestawieniu. Podsumujmy jego statystyki w West Ham: 18 miesięcy, 32 mecze, 0 bramek, 3 asysty, 25 papierosów dziennie. Najwyraźniej te statystyki są wystarczające, żeby zostać piłkarzem Realu Madryt. Za półroczne wypożyczenie Real zapłacił 1,5 mln euro, a jeśli zdecyduje się na wykupienie zawodnika będzie musiał dopłacić jeszcze sześć. Czy ktoś jest zaskoczony, że sam zawodnik, kiedy dowiedział się o zainteresowaniu Realu pomyślał, że to żart:

Zadzwonił do mnie przedstawiciel Realu, ale nie wziąłem tego na poważnie. Pomyślałem, że ktoś się ze mnie nabija. Kilka minut później zadzwonił do mnie mój menedżer i powiedział, że to nie żart.

Czy menedżer Fauberta mógłby zadzwonić także do mnie? Bo mi do tej pory wydaje się, że to żart.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.